Wieczorem Harry zaprosił mnie na kolację. Zwykle jadaliśmy ją w dużej jadalni. Tym razem nakryty stolik czekał na nas na patio. Dzisiaj było ciepło. Przez cały dzień świeciło słońce. Nie musieliśmy martwić się złą pogodą.
- Nie widziałem, że jest z ciebie taki romantyk. - zaśmiałem się, wtulając w ramię swojego męża.
Właśnie zmierzaliśmy do stolika. Dzisiejszy dzień poświęciliśmy na zwiedzaniu winnicy. Mogliśmy przyjrzeć się jak przebiega produkcja wina. Było to dość niezwykłe doświadczenie. Na koniec nie obyło się bez degustacji. Było to najlepsze wino jakie kiedykolwiek piłem.
- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. - posłał w moją stronę czuły uśmiech.
Odsunął mi krzesło i zasiedliśmy do stołu. Spojrzałem na menu. Skrzywiłem się widząc same nieznane mi nazwy. Zerknąłem na chłopaka. Wpatrywał się w kartę i mamrotał coś pod nosem. Zagryzłem dolną wargę i czekałem.
- Co wybrałeś? - spytałem niepewnie.
- Yyy... Makaron? - próbował przeczytać nazwę, ale mu się to nie udało.
- Przecież jesteśmy we Włoszech, tutaj cały czas jedzą makaron. - stwierdziłem. - Pewnie wszystkie te nazwy oznaczają potrawy z makaronem.
- Więc wezmę spaghetti. Zwykłe normalne spaghetti bolognese. A ty? - popatrzył na mnie wyczekująco.
- To samo. - odwzajemniłem uśmiech.
Kiedy przyszedł kelner, w tym przypadku był nim jeden z pracowników tej winiarni, złożyliśmy nasze zamówienia. Podczas przygotowywania posiłku dostaliśmy butelkę najlepszego wina z tej winiarni.
- Vino Nobile di Montepulciano - powiedział Harry przyglądając butelce.
-Dobre czerwone wina produkowane w okolicach Montepulciano. Wytwarza się je głównie ze szczepu Sangiovese i czerwonych winogron Canaiolo. - dodałem przypominając sobie słowa Philipe.
Obaj się zaśmialiśmy. Wypiliśmy nieco i prowadziliśmy luźną rozmowę. Po kolacji i może dwóch butelkach wina poszliśmy do sypialni. Byliśmy zbyt pijani na jakiekolwiek spacery. Harry'emu plątały się nogi lub tylko udawał i popisywał. Ja za to się nie zgrywałem. Naprawdę kręciło mi się w głowie. O dwie lampki wina za dużo. - pomyślałem. - A może butelki?
- Gdzie jest mój ukochany mąż? - zawołał zielonooki, kładąc na łóżku.
- Leżysz na mnie, Hazz... - westchnąłem wywracając oczami. - Złaź. Ciężki jesteś...
- Nie zauważyłem cię. - zaśmiał się dźwięcznie i położył obok. - Mówiłem ci już, że cię kocham?
Podparł się na łokciu i zawisł nade mną. Jego zielone oczy błyszczały. Brunet miał dziś bardzo dobry humor. Przez chwilę bałem się, że zacznie zasypywać mnie tymi swoimi żartami. Owszem... niektóre były śmieszne, ale nie wszystkie.
- Setki razy Harry. - uśmiechnąłem się i pocałowałem go w nos.
- Skoro już mówiłem... to może ci teraz to pokażę, LouLou? - zapytał.
- Jestem jak najbardziej za. - pokiwałem energicznie głową.
Harry złapał za pasek od swoich spodni i próbował go rozpiąć. Coś ciężko mu to szło. Westchnąłem i klepnąłem go w dłonie. Sam się tym zająłem. Po chwili pozbyłem jego paska i spodni. Brunet przewrócił się na plecy i wymachiwał zabawnie nogami w powietrzu, próbując zrzucić z siebie dolną garderobę. On stanowczo był zbyt pijany. Muszę zapamiętać, że Harry i alkohol to złe połączenie.
CZYTASZ
Yes, sir! ~Larry ✔
Fanfic#1 w ff || - Baczność, Styles! - warknął niebieskooki. - Pewna część ciała już mi stoi na baczność, sir! - odparł chłopak, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech zadowolenia. - Pieprz się, Styles. - dodał, lekko się czerwieniąc. Spojrzał na...