* A wtedy panie poruczniku, powalę pana na ziemię* - usłyszałem głos Harry'ego, na co wywróciłem oczami.
Minął dopiero kwadrans odkąd zaczęła się gra terenowa. Ja sam znajdowałem się w dużym namiocie. Był tutaj niewielki stolik i krzesło na którym siedziałem. Dookoła mnie walały się plecaki z ekwipunkiem, jakieś liny, race dymne i wiele różnych przedmiotów. Żaden z nich nie był niebezpieczny dla kadetów. Jeszcze tego by brakowało, żeby się pozabijali na koniec szkolenia. Zaczynałem się nudzić. Pierwsze godziny będą bardzo nudne, dopiero z biegiem czasu wróg zacznie podchodzić pod ten namiot. Wtedy nareszcie zacznie się coś dziać. Moi kadeci zostali rozproszeni na dużym obszarze i właśnie zmierzali w moją stronę. Potem wyruszą na Nick'a, by ostatecznie go pokonać i wygrać tę rozgrywkę.
* Mogę cię też związać. Nie uciekniesz mi, a wtedy zacznę powoli zdejmować ci spodnie...*
- Zamknij się wreszcie, Styles! - warknąłem. - To urządzenie, które trzymasz w rękach to nie komórka. Masz używać to tylko w uzasadnionych przypadkach, a nie opowiadać mi swoje zboczone fantazje. Są jeszcze pozostali kadeci, którzy może w tej chwili potrzebują się ze mną skontaktować, więc zamilcz, Styles. - dodałem na koniec.
* Poruczniku...*
- Styles! - podniosłem odrobinę swój ton głosu.
* Nudzi mi się, Lou*
- Tylko pokaż mi się na oczy, to cię uduszę. - powiedziałem i odłożyłem krótkofalówkę na stolik przed sobą.
* Dlaczego muszę przedzierać się przez takie chaszcze? Są tu pająki!*
Ponownie wywróciłem oczami i wcale tego nie skomentowałem. Sięgnąłem po papierową torebkę, w której miałem kanapkę z kurczakiem. Najwyższa pora na śniadanie. - pomyślałem. Dziś nawet nie zdążyłem zjeść, ponieważ chciałem zobaczyć się z kadetami, zanim wyślą ich w teren. Ale co mogłem im powiedzieć? Życzyłem jedynie powodzenia i miałem ogromną nadzieję, że wgniotą kadetów Nick'a w ziemię. Niestety nie mogłem powiedzieć gdzie dokładnie będzie znajdował się obóz wroga. Powodem tego oczywiście był mój brak wiedzy na ten temat. Nie widziałem tego, tak samo jak Grimshaw. Dopiero gdy wszyscy dotrą do namiotu, dostaną wskazówki razem ze współrzędnymi.
* Nie cierpię owadów *
- Styles, zamknij się, bo wyczerpiesz baterie. - mruknąłem.
Ta kanapka z kurczakiem była naprawdę świetna. Dlaczego codziennie nie serwowali tego na śniadanie? Muszę im to kiedyś zgłosić. Chociaż... przecież i tak opuszczam wojsko. Bezsensu. Wziąłem następny, duży gryz kanapki, gdy po raz kolejny usłyszałem zielonookiego.
* Tu jest bagno, Lou... O kurwa! * - zawołał i słychać było głośny plusk.
Poderwałem się do góry, wstając z krzesła i przewracając je na ziemię. Chwyciłem za krótkofalówkę. Wyplułem duży kęs kanapki, po chwili odkładając ją na bok.
- Styles?! Jesteś tam? Odezwij się! Co się stało?!
* Louis...* - zaczął cicho, a mi serce o mało co nie wyskoczyło z piersi.
Na pewno coś mu się stało. Może jest ranny? A może wpadł do bagna i gdzieś tonie? A ja co? Siedzę na tyłu w namiocie i nic nie mogę zrobić. Pewnie umiera tam samotnie i nikt nie jest w stanie ruszyć mu na ratunek. Od razu wiedziałem, że z nim będą kłopoty.
- Kurwa! Odezwij się! Jesteś ranny? - zawołałem głośno.
* Fuj... Louis? Właśnie wpadłem butem w tą breję. Skarpetki mam mokre. Nigdzie tak nie pójdę. Mrówki mnie oblazły, są wszędzie! *
CZYTASZ
Yes, sir! ~Larry ✔
Fanfiction#1 w ff || - Baczność, Styles! - warknął niebieskooki. - Pewna część ciała już mi stoi na baczność, sir! - odparł chłopak, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech zadowolenia. - Pieprz się, Styles. - dodał, lekko się czerwieniąc. Spojrzał na...