Rozdział 53

13K 1.4K 4.1K
                                    


Wróciłem do domu trzy godziny po Harry'm. Dziś źle się poczuł, ale ja musiałem zostać i zamknąć kawiarnię. Powodziło nam się bardzo dobrze. Na początku martwiłem się, czy ten biznes wypali. Jak widać, udało nam się. Sprzedaliśmy mieszkanie w centrum i kupiliśmy domek z ogródkiem. Pan Styles pomógł nam z urządzeniem kawiarni. Nie były to tak wysokie koszty jak nam się zdawało.

Wszedłem teraz do domu. Wszędzie panowała cisza. Szukałem zielonookiego w kuchni i  salonie. Tam go nie było. Dopiero sypialnia okazała się strzałem w dziesiątkę. Harry leżał już w łóżku i spał. Niespokojnie kręcił się na materacu. Chciałem go obudzić, ale po chwili się uspokoił. Zapaliłem mu lampkę nocną przy łóżku. Podszedłem do szafy by znów zabrać jego bluzkę w której zamierzałem dzisiaj spać. Poszedłem więc pod prysznic. Trochę mi się z nim zeszło. Jak zwykle się zamyśliłem. Prysznic to doskonałe miejsce do przemyśleń. Nikt ci nie przeszkadza i możesz pobyć choć chwilę sam. Oczywiście gdy Harry nie wkrada ci się pod niego i cię nie obmacuje. Gdy spłukałem pianę, zacząłem wycierać się ręcznikiem. Założyłem bokserki i bluzkę Harry'ego, która okrywała moje biodra do połowy.

Opuściłem łazienkę i udałem się do naszej sypialni. Za tydzień zdecydowaliśmy się wybrać do schroniska by zaadoptować psa lub kota. Jeszcze nie wiemy z kim wrócimy. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że weźmiemy zwierzę, które najdłużej znajduje się w schronisku. Każdy zasługuje na odrobinę miłości. Niezależnie od rasy czy wieku. Podszedłem teraz do łóżka i położyłem się przy Harry'm. Oplotłem go rękami i wtuliłem w jego klatkę piersiową. Mruknął coś pod nosem, ale się nie obudził. Chyba naprawdę nie czuł się dziś najlepiej. Nie chciałem go budzić, wiec zgasiłem lampkę. Złożyłem delikatny pocałunek na jego  czole i zamknąłem oczy. Nie pospałem sobie za wiele, bo obudziło mnie ciche mamrotanie chłopaka.

Najpierw myślałem, że się obudził i coś do mnie mówi. Jednak byłem w błędzie. Zielonooki nadal miał zamknięte powieki. Wiercił się na łóżku, skopując z nas koc. Przyłożyłem dłoń do jego czoła, sprawdzając, czy nie ma gorączki. Miał odrobinę cieplejsze czoło niż zazwyczaj. Postanowiłem, że jutro wyślę go do lekarza. Choroby  nie można bagatelizować. Gdy ja choruję to czuję, jakbym umierał. Nie jest nic przyjemnego w chorowaniu. Zdecydowanie nie.

Poprawiłem koc na ciele chłopaka, przykrywając go do połowy. Teraz nie powinno być mu za gorąco. Jego oddech się uspokoił i znów był spokojny. Odetchnąłem i położyłem się spać. Byłem zmęczony dzisiejszym dniem.

Sytuacja powtórzyła się jeszcze ze dwa razy. Kolejny raz przytrafił się nad ranem. Harry już nie mamrotał, nie kręcił się na materacu. Krzyczał bardzo głośno, wręcz rzucał się na łóżku. Złapałem go za rękę, próbując uspokoić. Potrząsnąłem nim, ale spał jak zabity. Po jego policzkach spływały łzy. Zaczął chlipać i nabierać chaotycznie powietrza. Jego włosy przykleiły się do spoconego, rozgrzanego czoła. Koc już dawno wylądował na ziemi. Prześcieradło było skopane, ale nie ono było najważniejsze.

- Harry... Harry?! - krzyknąłem, potrząsając nim mocniej. - Harry!

Poskutkowało. Chłopak otworzył oczy i mogłem przyjrzeć się zielonym tęczówkom. Były smutne tak jak jego właściciel. Kciukiem starłem samotną łzę z policzka chłopaka. Posłałem mu lekki uśmiech, lecz go nie odwzajemnił.

- Niall... - jęknął jedynie.

- Harry, to przecież ja, Louis. Nie poznajesz mnie? - zdziwiłem się na to co powiedział.

Jak mógł mnie nie rozpoznać? Było z nim chyba bardzo źle. Przez gorączkę nie mógł racjonalnie myśleć. Ostatnio zbytnio się przepracowywał. Poświęciliśmy kawiarni każdą wolną chwilę.

Yes, sir! ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz