Rozdział 45

13.1K 1.3K 1.9K
                                    


Jak się okazało ten mój mały skrzat miał rację. Nasi wrogowie schowali się  w jaskini. Jedna nasza grupa została by odwrócić ich uwagę. Do niej dołączyła też druga. Pozostali kadeci wraz ze mną przemierzyli rzekę i znaleźliśmy się po drugiej stronie. Teraz  czekało na nas ostatnie zdanie,  a mianowicie pokonanie podporucznika Grimshit'a.

Robił się już wieczór. Jego namiot znaleźliśmy dość szybko. Nie miał z nami szans, kiedy to nas było z dziesięciu, a on jednen. Nawet bardzo się nie stawiał. Powaliliśmy go na ziemię i związaliśmy. Wróg pokonany. Koniec zadania. Misja wypełniona.

- Możecie mnie już rozwiązać, wygraliście. - warknął Grimshaw.

- No nie wiem... - zacząłem stojąc nad nim z szerokim uśmiechem. - Zasłużyłeś?

- Nie przeginaj, Styles! - zawołał.

Wywróciłem oczami i odszedłem od niego, biorąc krótkofalówkę. Zamierzałem powiadomić Louis'a o naszym zwycięstwie. Pewnie w dalszym ciągu siedział znudzony na krześle w namiocie. Ciekawe czy zjadł już tę kanapkę. Nie zazdrościłem mu tego siedzenia. Możliwość obicia twarzy Nick'a była silniejsza od mojego lenistwa.

- Lou, gra skończona, wygraliśmy. - odezwałem się, lecz nikt mi nie odpowiedział.

W dalszym ciągu nie otrzymałem odpowiedzi. Nic nie powiedział. Chyba nie zrobił mi tego, że wyłączył urządzenie? Na pewno nie...

Zabrałem od Jack'a jego urządzenie i spróbowałem ponownie. W dalszym ciągu milczał. Zmarszczyłem brwi zdziwiony. Westchnąłem i ruszyłem do Nick'a. Rozwiązałem mu ręce.

- Czemu nie odpowiada? - zapytałem. - Co jest po zakończeniu rozgrywki?

- Pewnie jest już w drodze do bazy. - mruknął. - Wy też możecie wracać. Stąd jest tylko kilka kilometrów.

- Pójdę do Lou. - odparłem i odwróciłem się na pięcie, kierując do wyjścia z namiotu.

- Jest już późno, po osiemnastej. Wracacie do głównej bazy. Jeśli chcesz zrezygnować z wojska, to musisz załatwić to dziś, bo później nie będziesz miał okazji. Osoby za to odpowiedzialne po prostu wyjadą. Nie będę za tobą płakał. - mruknął na koniec.

Obdarzyłem go słabym uśmiechem. To co mówił, miało sens. Louis dziś z rana też coś wspominał o tych formalnościach. Może to dlatego odmówił mi mojej nagrody, jaką chciałem po wygranej rozgrywce? Zamiast seksu miałem siedzieć w sali ze starymi dziadami i wypełniać dokumenty. Więcej już nic nie chciałem mieć wspólnego z wojskiem. To nie miejsce dla mnie, lecz to odkryłem już dawno temu.

- A co z tobą? - zapytałem spoglądając na niego. - Nie idziesz z nami?

- A kto zajmie się pokonanymi kadetami? Mają do jutra tak siedzieć związani w lesie? - prychnął.

- Nie miałbym nic przeciwko. - odparłem. - Mnie wystarczy tylko mój Lou. - zaśmiałem się.

Widziałem jak Grimshaw przewrócił oczami. Denerwowanie go coraz bardziej mi się podobało. Miałem nadzieję, że widzę go po raz ostatni. Nick wystawił wyczekująco rękę. Uniosłem brew ku górze. O co mu chodzi?

- Krótkofalówka. - odparł. - Nie będzie wam w niczym potrzebna.

Westchnąłem i oddałem mu urządzenie. Schował sobie do prawej kieszeni. Przeszedł i pozbierał je od wszystkich tu obecnych. Schował je do plecaka, który rzucił na ziemię. Obrzucił mnie jeszcze spojrzeniem pełnym żalu. Każdy kiedyś musi przegrać...

Wyszliśmy z namiotu i zaczęliśmy wracać. Pewnie niedługo podadzą kolację. Byłem taki głodny, że nawet Niall'owi się nie dziwiłem. Ten to zawsze był głodomorem, teraz pewnie umierał wręcz z głodu. Nie mogłem się doczekać, aż zobaczę mojego porucznika. I tak sobie dziś wezmę swoją nagrodę.

Yes, sir! ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz