Rozdział 38

17.9K 1.5K 1.2K
                                    


- Czas wstawać, kochanie. - powiedziałem, nachylając się nad twarzą szatyna.

- Nie możemy pospać jeszcze trochę? - zapytał cichutko, trąc swoje oczy piąstką niczym małe dziecko.

- Niestety nie, Louis. Jeśli mamy zdążyć, to musimy już teraz wjechać. - wytłumaczyłem.

- Gdzie chcesz znowu jechać? Przez całą noc nie dawałeś mi spać. Jestem zmęczony, marzę jedynie o kąpieli i ciepłym łóżku. W dodatku boli mnie tyłek i nigdzie się nie ruszam. - odparł.

- Moja księżniczka zrobiła się marudna. - zaśmiałem się.  - Co ty na to, abym zrobił nam kąpiel, a potem razem zjemy śniadanie?

- A potem możemy pójść spać? - zapytał z nadzieją, po chwili ziewając.

- Będziesz mógł się wyspać w samochodzie, Loueh. A teraz obiecana kąpiel. - klepnąłem go w odkryty pośladek i podniosłem się z łóżka.

Ruszyłem do łazienki i napełniłem wannę wodą. Gdy kąpiel była gotowa, poszedłem po Louis'a. Chłopak leżał na łóżku, owinięty w prześcieradło. Miał zamknięte oczy i spokojnie oddychał. Wziąłem go na ręce, na co się skrzywił, uroczo marszcząc swój mały nosek. Posadziłem go do wanny i sam zająłem miejsce za nim. Chłopak oparł się o mój tors, mamrocząc coś o zmęczeniu i śnie. Uśmiechnąłem się tylko i chwyciłem za gąbkę, dokładnie ją  namydlając. Zacząłem myć ciało Louis'a, które lepiło się nie tylko od potu. Chłopak wciąż nie otwierał oczu, więc postanowiłem go nieco rozbudzić. Dłońmi zszedłem na dolne partie  ciała szatyna, masując jego jądra. Momentalnie otworzył oczy i poruszył się niecierpliwie.

- Widzę, że księżniczka się obudziła. - zaśmiałem się, nie zaprzestając wykonywanej czynności.

Długo nie musiałem czekać, aby poczuć jak chłopak robi się twardy. Jego oddech przyśpieszył. Odchylił głowę do tyłu, tak, że widziałem jak przymknął oczy i otworzył usta, ciężko sapiąc. Przyśpieszyłem swoje ruchy. Jego dłonie zacisnęły się na moich udach, zostawiając ślady po paznokciach, ale mi to nie przeszkadzało. Wykonałem kilka ostatnich ruchów, aż chłopak osiągnął spełnienie.

- Kurwa, Harry... - jęknął, gdy jego ciało wciąż drgało po przeżytym orgazmie.

- Polecam się na przyszłość. - cmoknąłem go w czoło i kontynuowałem dalszą kąpiel.

Gdy wyszliśmy z wanny, owinąłem chłopaka ręcznikiem i zaniosłem do sypialni. Nie obyło się bez protestu, kiedy twierdził, że on też  ma nogi i sam potrafi chodzić. A przecież chwilę temu skarżył się na ból w dolnych partiach ciała.

Podczas gdy Louis się ubierał, ja poszedłem zrobić nam śniadanie. Zdecydowałem się na  tosty wraz  z jajecznicą. Gdy posiłek był gotowy, zawołałem Lou. Sam poszedłem się przebrać. Szatyn założył na siebie czerwone spodnie  wraz z białą bluzką w paski. Wyglądał tak uroczo i słodko w tym komplecie. Musze podziękować Zayn'owi za ten wspaniały pomysł. To on powiedział mi, jaki był ulubiony komplet Lou. Sam założyłem czarne, przylegające spodnie i tego samego koloru bluzkę co Louis, lecz bez pasków czy innych wzorów.

Kiedy zająłem się szukaniem kluczyków do samochodu, chłopak pozmywał po nas naczynia. Gdy w końcu odnalazłem pęk kluczy, wyszliśmy z mieszkania. Louis wciąż pytał się mnie, gdzie jedziemy, lecz zbywałem go słowami, mówiąc, że to niespodzianka. W końcu dał za wygraną.

Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Tak jak myślałem - Louis poszedł spać. Zasnął już po dwudziestu minutach. Nie chciałem go budzić, gdyż mieliśmy daleką podróż przed sobą. Sprawdziłem jeszcze raz dokładny adres celu naszej podróży i wyjechałem z miasta.

- Daleko jeszcze? - usłyszałem po kilkunastu minutach zaspany głos swojego chłopaka.

- Już niedługo będziemy, skarbie. - odparłem. - Jeszcze trochę.

- Mówiłeś dokładnie to samo, jakieś dziesięć minut temu. - jęknął niepocieszony.

- Ale z ciebie maruda. - westchnąłem. - Idź jeszcze spać, dobrze ci zrobi.

- Nie chcę już spać. Niewygodnie mi Hazz, ile jeszcze muszę siedzieć w jednym miejscu? - zapytał i odwrócił się do mnie bokiem, podwijając nogi pod siebie.

Spojrzałem się na jego twarz. Wpatrywał się we mnie znudzony. Westchnąłem ciężko i skupiłem się na drodze. Jutro musimy być już w wojsku, kończy nam się przepustka. Najchętniej wywiózłbym nas daleko, gdzie nas nie znajdą i mielibyśmy święty spokój. Szkoda tylko, że to nie było takie proste.

Po kilkunastu minutach i kilkudziesięciu narzekaniach szatyna, dotarliśmy na miejsce. Zaparkowałem samochód przed wjazdem. Louis znów spał zwinięty w kłębek na fotelu. Dlaczego wcześniej nie poszedł spać, tylko ciągle narzekał jak mu niewygodnie, lub komentował jak prowadzę samochód?

- Wstawaj, księżniczko, już jesteśmy na miejscu. - trąciłem go lekko, czekając aż otworzy oczy.

Spojrzał się na mnie i zaczął się przeciągać. Odpiął pasy i wyszedł na zewnątrz. Po chwili zrobiłem to samo, podchodząc do niego bliżej. Stanął jak wryty i zerkał co chwilę na mnie, to na budynek.

- Skąd? Jak... - zaczął.

- Pułkownik Sheeran to naprawdę równy gość. - zaśmiałem się. - Wchodzimy?

Louis pokiwał energicznie głową. Złapał mnie za dłoń i zaczęliśmy razem kierować się w stronę domu. Był to dom rodzinny Lou. To tutaj mieszkały jego siostry. Ojciec Tomlinson'a jest za granicą, więc na pewno się ze sobą nie spotkają. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekaliśmy, aż ktoś nam otworzy. Po chwili słychać było kroki. Drzwi się otworzyły i w progu stanęła młoda dziewczyna.

- Louis! - pisnęła i rzuciła mu się na szyję.

Jak na zawołanie, pojawiło się więcej osób. Były to wszystkie jego siostry. Widziałem szczęście malujące się na twarzy chłopaka. Było to coś wspaniałego. Cieszyłem się, że mogłem go tu sprowadzić. Powinien częściej odwiedzać rodzinę. Samotność to najgorsze co może być.

- Lottie, Daisy i Phoebe - przedstawił mi swoje siostry. - A to jest Harry Styles mój chłopak. - dodał z dumą.

Poczułem przyjemne ciepło, rozlewające się w moim brzuchu. Nigdy nie czułem się aż tak dobrze. Najmłodsze dziewczynki spojrzały się na mnie i podbiegły w moją stronę, chwytając mnie za nogi. Zaśmiałem się na to.

- Wejdźcie do środka. - zaprosiła nas Lottie i wskazała salon.

Ruszyłem powoli za Lou. Dziewczynki wciąż kurczowo trzymały się moich nóg i czułem się, jakbym miał nogi z betonu.

- Daisy, Phoebe. - upomniał ich Louis. - Zostawcie Harry'ego, bo więcej tu nie będzie chciał przyjechać.

Dziewczynki od razu puściły nogawki moich spodni i ruszyły na Lou. Ten jęknął jedynie, kiedy uwiesiły się u jego szyi. Nareszcie miałem okazję poznać rodzinę chłopaka. Jego siostry były wspaniałe. Bardzo ich polubiłem. Nie obyło się bez wstydliwych anegdot z życia małego Lou, które opowiedziała najstarsza z jego sióstr. Louis tak wściekle się zarumienił, że Daisy zaczęła nazywać go pomidorem. Wizyta w domu szatyna nie trwała za długo. Wieczorem niestety musieliśmy się już pożegnać, gdyż następnego dnia musieliśmy stawić się w wojsku. Jednakże obiecaliśmy, że niedługo znów wpadniemy z wizytą i to na dłużej. Już wtedy nie będziemy musieli martwić się kończącym czasem przepustki. Wtedy nareszcie zaczniemy po prostu żyć.


★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆

Witajcie, kadeci!

Rozdział sprawdzany na szybko, ponieważ u porucznika trwa burza i zaraz wyłączą mi internet...

Ale wciąż będę na komórce  przez transfer :D

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Na koniec zatańczcie taniec słońca, aby odegnać te deszczowe chmury  ☁☁☁

❤  Dobranoc  ❤



Yes, sir! ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz