Rodzina Harry'ego była w porządku. Byli to mili ludzie. Na początku obawiałem się spotkania z nimi, ale jak później się okazało niepotrzebnie. Widać było, że bardzo się kochają i wspierają. Był to miły obrazek rodziny. Zanim jeszcze poznałem domowników, zobaczyłem ich zdjęcia na kominku. Byli uśmiechnięci i szczęśliwi. Trochę zazdrościłem Harry'emu takich dobrych relacji z ojcem. Pomimo wkurzającego charakteru, zielonooki wcale nie był taki zły. Ed miał rację, że ten dzieciak za wszelką cenę chciał zwrócić na siebie uwagę. Tu był lubiany i powszechnie znany, w wojsku stał się zwykłym, przeciętnym kadetem, ale nie dla mnie. On zawsze się wyróżniał.
- Chcesz najpierw zobaczyć dom czy ogród? - zapytał, gdy znaleźliśmy się na korytarzu.
- Mi to obojętnie. - przyznałem.
- To co ty na to, że najpierw oprowadzę cię po domu, a potem zostaniemy w ogrodzie aż do obiadu? - zapytał uśmiechając się szeroko i kciukiem gładząc wierzch mojej dłoni.
- W porządku. - przytaknąłem.
Zupełnie zapomniałem o naszych splecionych dłoniach. Co sobie pomyślą o nas jego rodzice? Nie znałem ich na tyle, by być pewnym, że akceptują takie związki. Przecież mogliby się okazać jakimiś homofobami. Nigdy nic nie wiadomo. Starałem się wyplatać swoje palce, ale ten zacisnął swoją dłoń, nie pozwalając mi na to. Spojrzał na mnie pytająco.
- Twoi rodzice... - odparłem.
Usłyszałem jego szczery śmiech. Stanął przodem do mnie. Spojrzał mi się w oczy i przybliżył swoją twarz do mojej.
- Już dawno nakłaniają mnie do znalezienia chłopaka. - wyszeptał i pocałował mnie najpierw w nos, by po chwili złączyć nasze wargi.
Czułem jak na moją twarz wypływa wściekły rumieniec. Nienawidziłem się tak rumienić. To takie krępujące...
- Ale nie wiedzą, że już go znalazłem. - powiedział.
- Och - wyrwało mi się jedynie i dałem krok do tyłu.
- Chodziło mi o ciebie, głuptasie. - zaśmiał się i wyciągnął wolną rękę przed siebie, obejmując dłonią mój policzek. - Jesteś wspaniały, Lou, ale często o tym zapominasz. Dlatego będę przy tobie, aby za każdym razem ci to przypominać.
Próbowałem się nie uśmiechnąć, ale było to niemożliwe. Kąciku ust uniosły się w górę, przez co Harry również szerzej się uśmiechnął.
- A teraz zapraszam na wycieczkę. - powiedział. - Najlepsze zostawimy na koniec.
Styles pokazał mi kuchnię, swoją sypialnię oraz tę Gem, która o niczym nie została poinformowana. Myślę, że i tak nie miałaby nic przeciwko. W pokojach było czysto, idealnie wysprzątane. Gemma miała sporą kolekcję płyt z muzyką. Był to imponujący zbiór.
- A teraz zapraszam pana do najlepszej części programu. Ogród. - uśmiechnął się szeroko.
Zeszliśmy schodami na dół. Harry poprowadził nas na zewnątrz. Ogród był bardzo duży. Równo przystrzyżona trawa, zadbane krzewy i piękne, kolorowe kwiaty. Był to wspaniały widok. Pośrodku znajdowała się niewielka fontanna, w której kąpieli zażywały ptaki.
- Zapraszam pana na odpoczynek. - powiedział oficjalnym tonem i rozpostarł na trawie koc, który wcześniej zabrał ze swojego pokoju.
Zastanawiałem się po co mu on. Przecież nie było zimno, by musiał się nim nakrywać. Jak się okazało, potrzebował go w tym określonym celu. Jako pierwszy usiadł na nim i poklepał miejsce obok siebie. Uśmiechnąłem się szeroko i usiadłem.
CZYTASZ
Yes, sir! ~Larry ✔
Fanfiction#1 w ff || - Baczność, Styles! - warknął niebieskooki. - Pewna część ciała już mi stoi na baczność, sir! - odparł chłopak, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech zadowolenia. - Pieprz się, Styles. - dodał, lekko się czerwieniąc. Spojrzał na...