Chapter 39

9.4K 387 15
                                    

- Zostań tu! - warknął do mnie Harry i wyrywając się z moich objęć ruszył w kierunku niewidocznego na pierwszy rzut oka parkingu, na którym Gemma była wciągana siłą do furgonetki przez jej męża. Szybko podniosłam się, a moje nogi były jak z waty, jednak nie odmówiły mi posłuszeństwa. Rzuciłam gdzieś na ziemię kopertówkę i biegiem rzuciłam się za Harry'm. Widziałam i słyszałam coraz więcej. 

- Nie zbliżaj się! - wrzasnął niskim tonem jakiś mężczyzna, który celował w Harry'ego masywną wiatrówką. W głębi duszy modliłam się, by nie wystrzelił. Nie dałabym sobie rady psychicznie ze świadomością, że na moich oczach umarł człowiek obdarzony moją bezgraniczną miłością. Styles jednak posłusznie stał w miejscu. Widziałam jak jego klatka powoli unosi się i opada. 

- Ciebie też laleczko się to tyczy. - mruknął i wskazał na mnie. Zatrzymałam jak wmurowana obok Harry'ego. Czułam jego wściekłe spojrzenie, dlaczego za nim przybiegłam, ale w tym momencie liczyło się bezpieczeństwo jego i Gemmy. 

- Odjeżdżamy. - ze środka wychylił się jej mąż. Słyszałam jej nieme wołania, które zablokowane były najprawdopodobniej czymś w rodzaju taśmy klejącej lub szmatki. Biedna... Rzucili ku Nam przelotne spojrzenia i wpakowali się do furgonetki, która po chwili odjechała z pisakiem opon. Harry odwrócił się do mnie, a ciemność opętała jego oczy. 

- Czy ja nie wyraziłem się jasno?! - wrzasnął, a ja poczułam jego oddech odbijający się od moich ust. Stał niewyobrażalnie blisko i ciężko dyszał. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest wściekły, a jego mięśnie pracują tak jak powinny po wielu treningach na siłowni. 

- Odpowiedz! - uniósł ton nieco wyżej, a mnie oblał strach paraliżujący moje wszystkie kończyny. 

- Nie drzyj się na mnie! - zaskoczyła mnie pewność siebie i jad słyszalny w moim głosie. Postawiłam się mu, a chwile później poczułam mocne uderzenie w policzek, który zaczął mnie niemiłosiernie piec. Mózg szwankuje. Czy Harry właśnie mnie uderzył? Zrobiłam mu coś złego? Dlaczego? Upadłam na ziemię, Harry spojrzał na mnie przelotnie i biegiem ruszył do swojego samochodu odjeżdżając nim w kierunku, gdzie pojechała furgonetka razem z Gemmą. 

*** 

- Dziecko! Co Ci się stało? - otworzyłam oczy i skontaktowałam, że jeszcze leżę na ziemi rozbita na dwa miliony osiemset siedemdziesiąt dwa tysiące i czterdzieści dziewięć setnych części. Byłam strasznie zaskoczona nagłym wybuchem Harry'ego. Wiem, że jego siostra jest dla niego bardzo ważna, ale czy ja nie mam uczuć, żeby mnie tak traktować? Nie sądzę. Anne przytuliła mnie do swojej piersi i pomogła wstać. Nie miałam ochoty na bliższe kontakty z kimkolwiek. 

- Porwali Gemmę. - rzuciłam półgłosem, a kobieta wytrzeszczyła oczy. Przetarła je rękę, aby zlikwidować łzy. 

- Matko... - pokiwała głową w niedowierzaniu trzymając teraz dłoń na swoim czole. 

- Przepraszam, pójdę już. - mruknęłam i ruszyłam moimi nogami, które zdrętwiały. 

- Katniss! Co ja mam robić?! - wrzasnęła spanikowanym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i wskazałam dłonią na siniaka na moim policzku. 

- To Harry mi zrobił. Nie pomogę Pani, przykro mi. - kiwnęła głową jakby w afekcie zrozumienia. 

*** 

Zapłakana weszłam do domu. Było już dobre po drugiej w nocy, a łzy nadal płynęły po moim policzku. Tak na dobrą sprawę powinnam się wyprowadzić. To dom Harry'ego, ale w tym momencie zbytnio mnie to nie interesuje. Zakluczyłam drzwi i weszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. 

- Zmasakrowana, brzydka, niekochana, zgwałcona, cierpiąca, trwająca w bolesnej miłości dziewczyna z siniakiem. - mruknęłam sama do siebie i ręką pogładziłam miejsce, w którym odznaczyła się dłoń Harry'ego. 

- Od dzisiaj : zimna suka! - wrzasnęłam i pięścią uderzyłam w lustro przede mną czując ból pulsujący w moich knykciach. Nie zawsze wszystko wychodzi tak jak powinno, a w tym przypadku moje życie w całości jest rozpierdolone. Rzuciłabym to wszystko i wyjechała daleko stąd. Najchętniej zrobiła sobie dzień wolny od życia. Odpoczęła. 

Nie przejmując się krwią na dłoniach złapałam żyletkę i weszłam do naszej wspólnej sypialni. Nie zwróciłam nawet uwagi na to , czy Niall jest w domu, czy go nie ma. Stawiałam na to, że jednak go nie będzie i w tym przypadku chociaż raz miałam szczęście. Usiadłam na łóżku, oparłam plecy o zimną ścianę , nogi przysunęłam do klatki piersiowej i przygryzłam wargi. Dłonie zacisnęłam w pięść, której uścisk był tak mocny, że paznokcie wbijały mi się w ciało do krwi. To nie bolało - ani trochę. Jedyne co boli to życie, które mnie wykańcza. Rozluźniłam dłonie i lewą ręką sięgnęłam po narzędzie wcześniej zabrane z łazienki. Wystawiłam prawą rękę do przodu i zwinnym ruchem przeciągnęłam ostrzem po delikatnej i nienaruszonej skórze. Poczułam żar, który wydawał się wypalać mój nadgarstek. Wpadłam w trans i tworzyłam coraz to nowsze rany. Byłam zadowolona czując ulgę na duszy. Sprawianiem sobie bólu spowodowałam, że poczułam się lepiej. Krew była wszędzie, a moje powieki robiły się ciężkie. Nie czułam nic. Zasnęłam...

Nie dotykajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz