13. Lauren wybawiciel.

3.1K 215 5
                                    

°*°

POV Lauren

Od razu po telefonie od Camili pobiegłam do garażu po samochód. Mijając recepcję rzuciłam Brooke szybkie "Wychodzę." i wbiegłam do windy. 

Trzy minuty później wchodziłam do mojego Range Rovera. Zwinnie odpaliłam auto i wyjechałam z garażu. 

Do restauracji droga była krótka, osiem minut maks. Jazda zajęła mi cześć minut, bo były korki. Zaparkowałam obok wejścia, wysiadłam i zamknęłam pojazd.

Zza przeszklonych ścian mogłam zobaczyć zdenerwowanego chłopaka i Camilę, która była bliska uderzenia go. Jej ręka była zaciśnięta w pięść i powoli się unosiła. Nie czekając wparowałam do lokalu. Szybkim krokiem podeszłam do nich.

- Witam ponownie panie Agustinie. Niestety muszę przerwać państwu ten obiad, ale jest kryzys w pracy i panna Camila musi już iść. - Poważnie powiedziałam patrząc brunetowi w oczy. 

- Oh, oczywiście. Karluś mam nadzieję, że jutro wybierzemy się na kolejny lunch, a z nami twoja mama. - Wstał z krzesełka i zbliżył się do Camili chcąc ją przytulić na co ta wstała i przysunęła się do mnie.

- Austin wybacz, ale jutro nie będę mogła. Pojutrze też nie. Nigdy nie będę mogła. - Odparła drwiąc z chłopaka. - Pierdol się, Austin. - Skończyła i ruszyła w kierunku drzwi. 

- Dowidzenia. - Pożegnałam się i poszłam za dziewczyną. 

Szybko podbiegłam do drzwi i otworzyłam jej młodszej. Ta szybko przez nie wyszła. 

- Laur, tak bardzo ci dziękuję. - Tuż po przejściu rzuciła mi się na szyję. - Prawie bym mu coś zrobiła...

- Nie ma problemu kotek. Coś się stało, bo widziałam, że oboje byliście nieźle wkurzeni. - Objęłam ją w tali i skierowałyśmy się do samochodu. Otworzyłam jej drzwi i po niespełna minucie sama siedziałam przed kierownicą. 

- Tak jakby. Pamiętasz, jak mówiłam ci, że poniekąd byłam zmuszona z nim chodzić? 

- Mhmm...

- To okazało się, że na jednej imprezie Austin podsunął mi pewną rzecz, żebym ją podpisała, a jak to na imprezie przystało byłam pijana i oczywiście podpisałam o ten "kontrakt". - Spuściła głowę w dół. Położyłam rękę na jej kolanie i delikatnie je pomasowałam.

- Ale co było na tym kontrakcie?

- Jak chciałam z nim zerwać powiedział mi, że nie mogę. Jak spytałam się dlaczego on odpowiedział, że podpisałam kontrakt, przez który nie mogę z nim zerwać. Tylko on może plus cały majątek, który zgromadzę podczas związku idzie do niego. 

- CO?! Co za chory pojeb. Musimy coś z tym zrobić...

- Lauren, to moja sprawa. Ty nie musisz nic robić. Dam sobie radę, znajdę prawnika i wszystko będzie super. - Mogłam wyczuć smutek w jej głosie. Widoczne było jak bardzo zaniepokojona i zdenerwowana jest całą sytuacją. Za mój psi obowiązek uznałam jej pomóc, bo kimże bym była gdybym jej nie pomogła?

- Camila, nie. Może i nie muszę ci pomagać, ale chcę. Znam jednego prawnika, należy do najlepszych w całych stanach. Wieczorem zadzwonię do niego i umówię nas na spotkanie, na którym wszystko obgadamy. Nie martw się księżniczko. - Swoją rękę przesunęłam na jej udo i kciukiem pomasowałam dodając jej wsparcia.

- Dziękuję Lo. 

Uznałam, że przyda jej się ktoś do wsparcia, więc zabrałam ją do siebie. Chyba nie miała nic przeciwko, bo jak zobaczyła, że kierujemy się w centrum Nowego Jorku, a nie na jego obrzeża nie protestowała.

Reszta jazdy minęła nam w ciszy. Camila raz na jakiś czas coś nuciła do melodii granej w radiu. Uwielbiałam jej głos, był delikatny i pomimo tego, że był wysoki nie denerwował mnie, wręcz uspokajał. 

Zaparkowałam w podziemnym garażu, po czym wyszłam i otworzyłam jej drzwi. Odpowiedziała mi krótkie "Dzięki." i poszła do windy. Szybkim krokiem podążając za nią do windy. Kiedy obie znajdowałyśmy się w niej zapytałam się pogodnie:

- Jesteś głodna, czy coś faktycznie zjadłaś na tym obiedzie? 

- Byłam zbyt oburzona sytuacją, w której Austin mnie postawił, więc nic nie zjadłam. Chcesz coś zamówić, czy coś w tym stylu? 

- Całe życie nie możemy się żywić na fast foodach. Ugotuję coś. Masz jakieś szczególne wymagania? 

- Hmmm... Nic mi nie przychodzi do głowy. Zaskocz mnie Lauren. - Powiedziała i sugestywnie poruszyła brwiami, przez co parsknęłam śmiechem.

°*°

Wybaczcie, że dzisiaj trochę krótszy, ale obiecuję, że w środę będzie dłuższy. Miłego wieczorku :* 

Camren Effect | NIE BĘDZIE KONTYNUACJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz