24. Nie, nie, nie. To się kuźwa mać nie dzieje.

3.2K 192 14
                                    

°*°

POV  Camila

Kilka dni po ostatnich wydarzeniach wszystko było super. Austin siedział cicho, nadal nie miałam pewności czy moja ukochana rodzicielka "przypadkiem" nie jest w mieście, z Lauren wszystko szło bezproblemowo, dziewczyny coraz bardziej zaczynały przyjaźnić się z zielonooką, ale jak zawsze musiał nadejść ten moment, kiedy wszystko się wali. 

- Halo? Camz? - Usłyszałam głos w słuchawce. 

- Tak, Lo? - Spytałam zdziwiona. Dwadzieścia minut wcześniej siedziałam jeszcze przy swoim biurku pracując i kobieta nic ode mnie nie chciała, chyba, że liczyć jej nieudolne próby obściskiwania się w łazience. 

- Pewna... Hmmm... Kobieta...? - Na chwilę przerwała zastanawiając się nad kolejnymi słowami. - Dobra, jebać. Jakaś kobieta po czterdziestce prosi o ciebie w recepcji. Nazywa się Sinuhe Estrabao. Podaje się za twoją matkę... 

- Nie, nie, nie. To się kuźwa mać nie dzieje. - Zaczęłam się załamywać przechodząc przez pasy. - Powiedz, że to pierdolony żart. Proszę. - Wręcz błagałam.

- Camz spokojnie. Mogę ją zbyć, bo właśnie stoję przy recepcji. Coś jej przekazać, skarbie? - Powoli i opanowanie wypowiedziała. 

- Boże... Yyyy... Nie wiem. Powiedz, że, że, że... Że nie ma mnie i nie będzie. - Mój oddech znacznie się przyśpieszył, zaczęło mi się kręcić w głowie. 

- Kochanie, uspokój się. Wiem, że to dla ciebie trudny temat, ale musisz się uspokoić. - Słyszałam w jej głosie cierpliwość i troskę. - Za pół godziny, Central Park od wschodniej strony, tam przy żydowskim muzeum. 

- Co? Nie? Mam kilka rzeczy z pracy do ogarnięcia. Nigdzie nie pójdę! - Oburzona jej prośbą prawie wykrzyczałam.

- Ekhem, ekhem. Misiu, pamiętasz kto jest twoją seksowną szefową? 

- Ktoś dostał awans? Wylali cię? - Zażartowałam.

- Ha, ha, ha. Naturalnie, że nie. Tak czy siak jestem twoją szefową i jeśli za dwadzieścia minut nie spotkasz się ze mną - wylatujesz z pracy. Dziękuję, dowidzenia. - Rozłączyła się.

- Zajebiście. - Powiedziałam już sama do siebie. 

Na chwilę się zatrzymałam na chodniku zastanawiając się co zrobić. Przetarłam rękoma twarz i ruszyłam w kierunku pierwszego lepszego przystanku autobusowego, z którego będę w stanie dostać się do Central Parku. 

°*°

POV Lauren

Szybko uwinęłam się z pozostałą robotą, którą miałam dzisiaj zrobić i zebrałam swoje rzeczy z gabinetu. Założyłam czarną, skórzaną kurtkę i wyszłam z pomieszczenia. 

Szybko przeszłam przez duży pokój wypełniony biurkami  i poszłam do recepcji. Na całe szczęście kobieta poszła tuż po tym co jej powiedziałam. 

- Lauren! - Zawołała mnie niska brunetka, która od jakiegoś czasu mówiła na mnie "Lauren". Nie przeszkadzało mi to, ale zawsze lubiłam czuć tą wyższość pomiędzy mną a pracownikiem. 

- Słucham. - Zatrzymałam się i podeszłam do blatu. 

- Idziesz już? 

- Mhm. - Pokiwałam głową.

- Co robić z tym pokazem mody u Jacobsa? - Spytała lekko zawstydzona.

- Wybiorę się. - Stanowczo odparłam.

- Mendes, czy osoba towarzysząca? - Ponownie spytała wyciągając notatnik.

- Tylko nie z nim... Osoba. 

- Dobra, dzięki. Pa. - Pożegnała się siadając na swoim krześle i przepisując informacje na komputer.

- Pa. 

°*°

Jeszcze miałam niecałe dziesięć minut zostało do spotkania z Camilą, więc postanowiłam kupić jakąś kawę i kwiaty. 

Podjechałam pod pierwszą lepszą kawiarnię. Zamówiłam dwie kawy latte. Po chwili były już gotowe. Wyszłam z budynku i skierowałam się do pobliskiej kwiaciarni.

Kilka minut później byłam już w samochodzie z czerwonymi różami i dwiema kawami. Pod miejsce, w którym umówiłam się z Camz dojechałam w dwie minuty. 

Zaparkowałam i podeszłam pod muzeum. Dosłownie chwilę później zjawiła się olśniewająca kobieta z nawet uroczą złością na twarzy. 

- Heeej! - Zanuciłam.

- Witaj. - Burknęła.

- Camzi nie złość się! Mam coś dla ciebie... - Zza pleców wyjęłam kawę i kwiaty. - Proszę. 

- Aw! Dziękuję Lo! - Momentalnie jej twarz się zmieniła na szczęśliwą. Taką lubiłam najbardziej. 

- Nie ma sprawy. - Uśmiechnęłam się i objęłam brązowooką w talii. 

- Są piękne! - Chwyciła kwiaty i zaczęła je wąchać. Sekundę później zabrała kawę i zaczęła ją popijać. 

- Wiem, wiem. Jestem świetna. 

- Tak, tak. Chciałabyś. - Przytulone do siebie zaczęłyśmy iść w kierunku pobliskiego zbiornika wody. 

- A nie jestem?

- Jesteś, jesteś. - Pocałowała mnie w policzek. 

- Widzę, że humorek lepszy. 

- Wszystko dzięki tobie. 

- Mówiłam, że jestem świetna! - Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. 

- Skarbie, powtarzasz się. - Wystawiła mi język. 

Dalej zapadła cisza, przyjemna cisza. Mogłyśmy w spokoju delektować się swoją obecnością, tą chwilą. Co jakiś czas patrzyłam sie na jej idealny profil i zachwycałam się nią bardziej i bardziej z każdą sekundą. Nadal nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło, ale nie żałuję. Niczego. 

Wszystko było perfekcyjnie, ptaki śpiewały, słońce świeciło, cudowna kobieta wtulała się w mój bok z kwiatami i kawą, które jej dałam, idealny moment. Szłyśmy tak, kiedy zobaczyłam... 

°*°

Przepraszam, że tak późno, ale lepiej później niż wcale! :D 

Camren Effect | NIE BĘDZIE KONTYNUACJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz