46. Żegnam.

1.9K 158 2
                                    

°NIESPRAWDZONY°

°*°

POV Camila

Minęła godzina odkąd policja zgarnęła Lauren. Zadzwoniłam po Troye'a, jak mi kazała, ale nie byłam w stanie się ruszyć.

Siedziałam na kocyku, na którym chwilę przedtem przytulałam się z Lolo. 

Nareszcie wykazałam się dojrzałością i zadzwoniłam do Dinah i poprosiłam ją, żeby przyjechała. Oczywiście blondynka stawiła się 10 minut po zadzwonieniu, na całe szczęście.

Zabrała mnie do mojego mieszkania i przygotowała gorąca kąpiel oraz moją ulubioną książkę, "Simon vs Homo Sapiens Agenda". Prosta, przyjemna, na każdą okazję. 

- Mila, telefon do ciebie! - Krzyknęła Ally zza drzwi.

- Przyniesiesz mi go? - Spytałam, wiedząc, że tak szybko nie wyjdę z wanny.

 Po chwili drzwi się otworzyły, blondynka weszła i szybko podała mi telefon, następnie wyszła. 

- Halo? 

- Camz, Boże, jak dobrze cię słyszeć! - Głos Lauren rozbrzmiał w słuchawce. Nagle nastała cisza, w której nie wiedziałam co powiedzieć. - Halo? Camz? 

- Lauren. Boże. Ty, ty żyjesz!

- Tak, Camzi. Żyję, ale słuchaj. Wiem, że to nie rozmowa na telefon, ale faktycznie wiedziałam o śmierci Tyrone'a. 

- C-co? - Nagle przypomniał mi się sylwester w Londynie i ten mężczyzna, który mnie ostrzegał, że Lo zabiła kogoś. Nie wierzyłam mu, a prawdopodobnie miał rację. Dinah też mnie ostrzegała, ale nie słuchałam. 

- Camz, wiem, to ciężkie, ale nie zabiłam go! Wiedziałam co się z nim stanie i tyle! Prawnik mi mówił, że istnieje możliwość, że pójdę do więzienia. 

- N-na ile? - Nareszcie się odezwałam.

- Dwa lata? Może. Może krócej, ale zależy to od świadków. - Nawet przez słuchawkę wiedziałam, że zielonooka musi drapać się po karku. Typowy dla niej tik nerwowy. 

- L-Lauren, dlaczego? - Mój głos zaczął się załamywać. 

- Co "dlaczego", skarbie? 

- Dlaczego wiedziałaś i nic z tym nie zrobiłaś. Mogłaś powiedzieć policji! Nie byłabyś tu gdzie jesteś. 

- To nie takie proste... - Nastała cisza. - Dobrze, już kończę. - Usłyszałam cicho Lo. - Spierdalaj dziwko, gadam z narzeczoną. Chuj mnie twój syn. Pięć, jebanych, minut. Nareszcie... - Westchnęła. - Przepraszam, jakaś dzida chciała mnie rozłączyć. Ludzie są zjebani... Gdzie my byłyśmy? A, no tak. To nie takie proste, ponieważ zostałam o tym poinformowana w taki sposób, że nie do końca byłam świadoma swojej wiedzy. 

- Lauren, stop. Wiem, że kłamiesz. 

- Camz, to nie tak!

- Jauregui, jak śmiesz mnie okłamywać? Swoją narzeczoną? Myślałam, że powiesz mi prawdę... - Zaczęłam się śmiać, jak debil, kiedy zdałam sobie sprawę, że nawet teraz nie powiedziała mi prawdy.

- Camzi... Proszę, porozmawiaj z Troye'm. On ci wyjaśni... KURWA, BABO SPIERDALAJ. - Ostatnie słowo brunetka wręcz krzyknęła. - Przepraszam, dzida wróciła. TAK O TOBIE MÓWIĘ, SUKO!

- Porozmawiam, ale dla siebie, nie dla ciebie. Żegnam. - Zanim się rozłączyłam powiedziałam jeszcze jedno zdanie. - Kocham cię. - Szepnęłam.

- Ja ciebie też. - Nastała cisza. 

Telefon odłożyłam na bok i wróciłam do czytania, by odwrócić uwagę od tego wszystkiego. 

°*°

Czy serio, kiedy akurat chcę wrócić do pisania szkoła musi mi dojebać 183743828736 sprawdzianów? 

KOCHAM ŻYCIE!

Mam nadzieję, że rozdział się podobał! 

Miłego dnia/nocy, misiaszki! 

°*°

Camren Effect | NIE BĘDZIE KONTYNUACJIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz