13

3.5K 205 4
                                    

Promieniowanie słońca muskały moją skórę, gdy stałam przed szkołom czekając na przyjazd karetki. Ciekawe jak wywiną się z oddania tego bety pracownika ludzkiego pogotowia ratunkowemu, a może bardziej by pasowało pobliskiemu domu pogrzebowemu? Chyba nigdy nie było przypadku a żeby wilkołak padł martwy na środku korytarza. Jeżeli wataha stoczy jakąś wojnę lub bijatykę w której zginie, w sumie ktokolwiek po prostu ktoś z watahy jedzie poinformować o ,,przeprowadzce danego osobnika. No i po sprawie, lecz co zrobić jak zemdleje albo jak w tym przypadku umrze? Przecież ciało wilkołaka po dwunastu godzinach po śmierci wchodzi w stan pół przemiany. Czyli wydłużone kły i jażące się oczy w zależności od emocji jaka towarzyszyła przed śmiercią można dojrzeć jej lekki ślad. Ale to dzięki mnie nie będzie widoczne. Wszyscy zabici przeze mnie w ,,ten sposób'' w zaledwie dwie godziny mają przegnite gałki.

Przecież okaz siły i zdrowia padł na zawał z nie wyjaśnionych przyczyn.
I co tu wymyślić? Usłyszawszy odgłos syreny, uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta.

Karetka zaparkowała przed wejściem do szkoły. Wybiegli z niej ratownicy, kierując się do wejścia. Ten pośpiech, ten niepokój, ten strach o ,,ludzkie życie. I tak go nie uratujcie. On nie żyje od dobrych piętnastu minut, serce stanęło, i już nie ożyje. Strach za mocno ścisnął mu serce.

Dzwonek rozbrzmiewający w szkole, oznajmił następną lekcję. Matematyka. Ruszyłam rzwawym krokiem w stronę klasy. Po przejściu progu sali, nauczycielka uraczyła mnie pytającym spojrzeniem. Zaczęłam się trząść, rozglądać się po klasie na końcu spojrzałam na nauczycielkę i wyjąkałam:

- on upad-dł i już n-nigdy się nie podniesie, o-on um-marł- spuściłam głowę, i zaczęłam łkać.

-dziecko, powoli co się stało?- zapytała przestraszona. Pociągnęłam nosem i podniosłam zapłakaną twarz.

-chłopak na stołówce- przerwałam na chwilę- on upadł i nie żyje. Nauczycielka wytrzeszczyła oczy.

- kiedy, gdzie?

- na stołówce.- pociągnęłam nosem.

-poczekajcie, zaraz wrócę.- powiedziała wychodząc z sali.

Kobieto zostawiłaś roztrzęsionego ucznia na pastwę klasy. Z westchnieniem ruszyłam do ostatniej ławki. Klasa patrzyła na mnie, jak wygłodniałe tygrysy na kawałek mięsa. Ciekawość, eh. Gdy usadziłam swój tyłek na krześle, chłopak siedzący przede mną o odwrócił się, patrząc na mnie z politowaniem.

-pewnie to musiało być dla ciebie straszne.

-jakbyś widział jego pusty wzrok. To było takie, takie...- powiedziałam drżącym głosem. I niech mi zarzuci , że nie byłabym dobrom aktorką.

-nie martw się, pewnie tylko zemdlał.- powiedział to takim współczującym głosem.

- nie. On nie-e ż-żyje.- pociągnęłam nosem.

-znałaś go?

- chodzę do tej szkoły od dziś- uśmiechnęłam się smutno. Chłopak podrapał się po karku zakłopotany. Wyglądał całkiem uroczo.

- może...-jego policzki lekko się zarumieniły, zawstydził się. Wziął wdech- dała byś się zaprosić na kawę?- było czuć nadzieję w jego głosie. Uśmiechnęłam się do niego radośnie.

- dobrze, ale najpierw mógłbyś podać najpierw mi swój numer?-uśmiech nie schodził mi z twarzy, nie do końca za sprawą gry aktorskiej.

-a już, chwila- odwrócił się na chwilkę po czym podał mi kartkę z rzędem cyfr. Wstukałam je w telefon, po czym napisałam swoje imię i aktualny numer na papieże i podałam chłopakowi. Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć lecz do sali powróciła nauczycielka.

Znowu przybrałam maskę strachu i smutku. Spojrzałam zaszklonymi oczkami na nauczycielkę.

- niestety wasz młodszy kolega William Hall nie żyje- spuściła wzrok. Po klasie rozniosły się szepty. Niektórzy uważali, że ćpał, palił, pił, brał doping i tak dalej, teorii było wiele, lecz któż spodziewał się iż chłopak dostał zawału, jeszcze dzięki uroczej dziewczynce z zabójcą w oku.

Miłosierny dyrektor odwołał resztę lekcji. ,,To musiał być wielki szok dla was droga młodzieży. Wasz kolega odszedł tak szybko i w tak młodym wieku'- powiedział później zaczął mówić jak życie jest krótkie. W wielkim skrócie zaczął mówić jak życie jest kruche, po chwili przeszło na używki. No przecież zawał w tak młodym wieku? Pewnie przyćpał, nie?

Wracałam do mojego aktualnego domu, kiedy w kieszeni zawibrował mi telefon. Wyjęłam urządzenie i zerknęłam na wyświetlacz.

Od Pocieszyciel :

Masz czas wieczorem?

Do Pocieszyciel :

Mam

Od Pocieszyciel :

Spotkamy się w kawiarni, niedaleko szkoły, O 19?

Do Pocieszyciel :

Ok

-----------------------------------------------------

Niestety w połowie rozdział mi się usunął, co jest skutkiem, że jego zakończenie zostało trochę zmienione. Lecz puenta powinna zostać zachowana.

10⭐= Maraton

Tak wiem, że to szantaż.

Nie Patrz Jej W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz