43

1.7K 138 2
                                    

(Rozdział nie sprawdzony)

Julian

Stałem przed obliczem prawdziwej ciemności, moją przeznaczoną.

Czy to dziwne, że jednocześnie chciałem zoba zobaczyć w jej oczach cokolwiek choćby smutek, lecz tak samo chciałem znaleźć się poza zasięgiem jej wzroku. Najlepiej na drugim końcu świata. Bałem się jednocześnie jej jak o nią.

Jednak zostałem. Czy to błąd? Nie wiem ale pewnie zaraz się dowiem.

-w tym miejscu się urodziłam, lecz nie w tym budynku ten powstał nie dawno, nie jest nawet umeblowany.- na jej twarzy wstąpiła duma . Patrzyłem na budynek i coś do mnie dotarło, to musiał być powód jej częstego znikania. Może chciała odbudować stary dom? Ale po co aż tak wielki?- zamierzam w tym miejscu odbudować to co zostało zniszczone dobrze wiesz, że niektóre wilki są takie troszkę odstające od reszty. Aktualnie u nas tego nie widać pozbywają się nas tylko ci którzy pamiętają, zadbałam o to osobiście żeby to się skończyło. Wybijają tych którym udało się przeżyć. - każde słowo wypowiadała bez pośpiechu i staralnie oraz wiarą w prawdziwość swej wypowiedzi. Przemówienia na pewno nie były jej słabą stroną.

-jednak moja historia zaczęła się gdy miałam cztery lata, siedemnaście lat temu.- i w tym momencie wszystko mi się poplątało, ona ma osiemnastkę a teraz mówi, że jest 21-latką.- to była rzeź. Na pewno pamiętasz legendę o nieistniejącej watasze.- pokiwałem twierdząco głową, kiedy zerknęła na mnie.- jestem jedyną która przeżyła tą opowieść. Jednak lekko zawyżono moją osobę. Jedyne co udało mi się wtedy zdziałać to przeżycie i to kosztem paroletniej śpiączki.

Jednak nie tylko to zostało zatajone. Legenda powstała tylko po to żeby usprawiedliwić śmierci tych którzy bez tej watahy umierali po krótkim czasie.

Tajemnica czarnych kości była strzeżona tylko przypadki mogły do niej dołączyć. Wataha jak już pewnie wiesz umiała używać trzeciej formy w ludzkiej postaci. W pełni sił mogli zmieść z powierzchni ziemi każdego przeciwnika. Żaden alfa nie miał szans z rozłoszczomą omegą trzeciego stopnia. Co prawda nikt nie jest potężny od jednego momentu.

Chodzi mi o to, że my czerpiemy z emocji innych. Na początku można walczyć z dość słabym wyposażeniem oraz zasięgiem. Czerpać energię musieli z dość małej odległości i małym zakresem używania mocy.

Jednak jak to bywa w naszej hierarchii bywa. Alfa to alfa ma być najpotężniejszy. Więc alfa zgromadził po dwóch, trzech najsilniejszych z każdej watahy, oczywiście odliczając podróżne watahy i tę które nie przekraczały tysiąca. To była część która nie musiała wiedzieć.- myślałem, że to sen, nie mogłem uwierzyć, że ojciec nie zaradził czegoś na tą okoliczność. Był głównym alfą mógł skrucić o głowy terrorystów.

-wiedzieli jednak, że nie mogli przyjść uzbrojeni w toiad czy srebrne sztylety.
To nie było takie proste i dobrze o tym wiedział, rozpoczęły się próby stworzenia czegoś co powali watahę.
Stworzono mieszankę trucizn. Nie powiem ci jaką, nie pozwolę by powstało więcej tej niszczycielskidej substancji. Nie pozwolę by historia się powtórzyła zanim w ogóle się zaczęła.

Patrzyłam na to na wszystko, widziałam jak każdy kogo znałam pada bezwładnie martwy jeśli w ogóle zdołał się obudzić. Patrzyłam jak ginęli zarówno dorośli jak i ci którzy ledwo postawili stopę na tym świecie.
Wyobraź sobie, że widzisz jak mordują twoją watahę, wszystkich których znałeś. Zostajesz sam.

Więc tak trzy lata po tej wielkiej rzezi zaczęłam dokonywać zemsty. Na początku tylko straszyłam. Lecz w pewnym momencie stało się to bezsensu, już się mnie nie bali a kpili. Ja dalej pałałam żądzą zemsty. Bliscy zabójców moich bliskich zaczeli umierać. Morderstwo za morderstwem, krzyk za krzykiem, szloch za szlochem. Moje serce coraz trwardsze. Dusza coraz ciemniejsza. Ich strach coraz większy.

Granica stawała się coraz wyraźniejsza. Nowi dorośli nie wiedzieli dlaczego mordują ich najbliższych. Jednak niektórzy powiązali parę śmierci ze mną. Powstawały o mnie nowe legendy ku przestrodze, jednak komu by chciałoby się je czytać?

Tak więc w przeciągu tego toku zamierzam rekrutować wilki do mojej watahy. Możesz mi w tym pomóc albo odejść. Wybór należy do ciebie.- zrobiła krok w moją stronę, nasze spojrzenia się spotkały. Jej źrenice były strasznie małe, niemal niewidoczne. I wtedy zobaczyłem fioletowe tęczówki przepełnione beskresnym strachem. Strachem tych, którzy poczuli co to śmierć.

-Jesteś w stanie pomóc mi odbudować to co zniszczył twój ojciec?- na jej twarz wpłynął kpiący uśmiech.
Jej spojrzenie uderzyło moją duszę niczym bicz.

Nie Patrz Jej W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz