38

1.7K 123 8
                                    

Kroczyłam w stronę wyjścia, jednak kontem oka dostrzegłam pancerne drzwi.

Lochy

Kusząca możliwość. Tylko sprawdzę. Chwilę później byłam już po drugiej stronie. Słyszałam nierównomierne bicie serca, czułam smród strachu, potu i krwi. Za kratami widziałam wilki w różnym stanie i wieku jednak żadna osoba nie wyglądała na mniej niż piętnaście lat. Rozkład więźniów był klasyczny w środku lochów było największe skupisko więźniów. Jednak każdy miał osobną cele, jedni leżeli na podłodze a inni byli usadowieni na krzesłach i przykuci kajdankami. Było także parę izolatek, najgorsza tortura. Przebywanie w srebrnej klitce przykuty do ściany nie jest to przyjemne, jesteś odcięty nie możesz zrobić nic, nie ma wyjścia powoli usychasz. Jednak i izolatka nie jest w moim przypadku problemem, wszystko ma słaby punkt. W tym przypadku była do klapka do podawania posiłków. Została wbudowana żeby przedłużać życie już i tak w sumie martwych. Dla cienia nie trudno było przecisnąć się przez tą szczelinę nie zauważalnie.

Powoli delikatnie dotykając opuszkami palców srebrnych ścian boksów przemieszczałam się naprzód. Znajdowałam się w najciemniejszym i najdalej położonym od wyjścia miejscu, gdy mój spokój rozdarł krzyk.

~Pomocy!! Pomocy!!

Moją głowę wypełniały krzyki. Głos ewidentnie nie należał do Rin. Ona nigdy nie podnosi głosu. To był dziecency wrzask. Zamknęłam oczy skupiając się na źródle wrzasku, nie dochodził z daleka nie był też wytworem mojej wyobraźni. Moja ręka opadła wzdłuż ciała, krzyki ucichły.

Czy to możliwe, że ktoś jest w tej klitce? Pochyliłam się lekko, zerknęłam przez otwór do srebrnej puszki. W środku siedział chłopiec, był odwrócony tyłem do wyjścia. Jaki musiał być powód by wtrącić dziecko do lochów na powolną śmierć?

~Proszę, pomóż!!

Znowu ten błagalny głos. Skanowałam małą postać szukając... no właśnie czego? Ubranie dzieciaka było poszarpane i brudne, na ramionach miał parę blizn, czarne ukurzone włosy. Przed oczami zatańczyły mi mroczki. Prześliznęłam się przez szpare bezgłośnie, przybrałam ludzką postać i stanęłam za chłopcem. Chciałam zobaczyć jego tęczówki, chciałam wiedzieć do jakiego nazwiska go przypisać, ostatecznieco z nim zrobić. Oparłam się o ścianę

-długo tu już siedzisz?- mój głos zamiast przypominać kpinę został idealnie pokryty uprzejmością i zaciekawieniem.

-odkąd skończyłem pięć lat alfo.- chłopak odwrócił się pochylając głowę. Potrzebowałam paru sekund żeby zanalizować o co mu chodzi. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego ramię, znak watahy, mojej watahy. Trzy blizny po pazurach oraz napis. Jednak jestem pewna, że tego osobnika nie przywłaszczyłam sobie.

-podnieś głowę, nie ugryzę cię.- zachęciłam, co jak co ale jeśli niczym mi nie zawininił to go stąd wypuszcze, swoich trzeba chronić.

Chłopak uniósł głowę, mogłam spojrzeć mu w duszę. Jego oczy były niczym rozsączone mlekiem, mimo iż patrzył centralnie na mnie miałam wrażenie, że myślami jest gdzieś daleko.

-od jak dawna to trwa?

-od jakichś trzech miesięcy.

-co widziałeś mój drogi?- daleko widzę to rzadkość a nawet jeśli już są to ich maksymalne możliwości sięgają do pół godziny do przodu.

-wiedziałem, że przyjdziesz ale nie miałem pojęcia kiedy.

-ciężko jest stwierdzić datę na podstawie czterech ścian.- lekko się uśmiechnął.

-racja. Mogłabyś powiedzieć jaki dziś mamy?

-wiesz co nie powiem ci tego.- chłopak wyraźnie posmutniał.- sam to sprawdzisz. Tylko poczekaj chwilę przyniosę ci jakieś ubranie.

Ewakuowałam się z pomieszczenia.

*~*~*

Siedziałam na łóżku i przeglądałam portale społecznościowe, czekając aż Bruno się wyszoruje. Trochę z nim pogadałam ma siedem lat, dwa spędził w izolacji. Jest sierotą, przynależność do mojej pseudo watahy odziedziczył po matce, która nigdy nie odkryła jak posługiwać się zdolnościami w ludzkiej postaci za to ojciec o niczym nie wiedział. Mój znak objawia się dopiero po przeniesieniu mocy, inaczej jest niewidoczny dla wszystkich po za mną i nosicielem. Znak tworzy linię pomiędzy mną a oznaczonym jeśli przypadkiem przeniesie moc dostaje poradnik z czterdziestu snów jak sobie radzić. Dlaczego aż tylu? Niektóre pytania przychodzą z czasem. Julianowi nie podarowałam tych snów, nie chciałam żeby wiedział jak bardzo jest to już zaawansowane. Trochę zajmie mi jeszcze odbudowanie tego co było wcześniej, lecz jako tako to idzie.

Wracając, rodzice Bruna zginęli podczas ataku wygnańców miesiąc przed jego piątymi urodzinami. Jak to w watahach bywa, dzieci zaczęły go odtrącać. Miał wszystko jednocześnie nie mając nic.

-Już.- głos chłopaka wyrwał mnie z przemyśleń. Obejrzałam go od góry do dołu. Gęste czarne włosy sięgały mu prawie do połowy pleców. Ubranie na nim wisiało, przypominał trochę patyczaka był wysoki i szczupły. Lekko opalon skóra jak u każdego wilka. Wyglądał na starszego niż w rzeczywistości. Dałabym mu dwanaście lat minimum. Chłopak wydawał się jeszcze starszy przez sposób rozumowania i wypowiedzi. Samotność daje dużo do myślenia.

-wyglądasz lepiej. Później znajdę ci bardziej dopasowane ubrania.

-nie trzeba alfo. Liczy się, że wydostałem się stamtąd. Życie w zatęchłym lochu nie jest przyjemne.

-po prostu Darknes.

-co?

-mów mi Darknes, to moje imię.- wzruszyłam ramionami.

-rodzice nazwali cię ciemność?

-najwyraźniej tak chcieli. A teraz powiedz mi, dlaczego Alfa cię zamknął?

-przez mój wygląd.- wskazał palcem na jedno oko.- powiedział iż jestem szpiegiem i wszystkim zagrażam. Powiedział, że mój umysł to tykająca bąba która w każdym momencie może wybuchnąć. Na początku nie widziałam co miał na myśli.

-a teraz wiesz?

-widziałem cię w snach, powiedziałaś ''on pragnie milczeć, ty jesteś dla niego jak krzyk'' czy to rzeczywiście byłaś ty czy tylko moja wyobraźnia płatała mi figle?

-to byłam ja, będę musiała cie dziś przeprosić wiesz pełnia i te sprawy.

-jas...- jego twarz na chwilę przybrała barwę nieskazitelnej bieli.- Victor tu idzie.

-----------------------------------

Hej ludki, publikuję to trzeci raz. Przepraszam.

Nie Patrz Jej W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz