Epilog

2.6K 158 22
                                    

(Rozdział nie sprawdzony)

Kiedy dotarłam pod dom główny przez mój umysł przewineli się wszyscy mi bliscy, zabici. W głowie mam szaro-niebieskie oczy Mikaela, popsuta skóra matki, małą postać brata, pozostałość po Bruno i  wiele innych. Nie byłam zła, jednak nienawiść nie jest lepsza. W moich żyłach płynął strach tych wszystkich, których zabiłam.

Stawiam z gracją nogi zostawiając za sobą ścieżkę zgniłych śladów.
Co jak co ale nie pokażę mu jak bardzo mnie to zraniło, moje serce jest zniszczonę, lecz nadal czuję. Niestety.

Emocje które chcą mną zawładnąć kieruję pod skórę skąd z łatwością się przedostają tworząc wokół mnie nieprzenikniony płaszcz.
Czuję się upokorzona, dałam się tak łatwo podejść, poczułam się zbyt pewnie odkładając to na później.

Czuję się winna, pierwszy raz czuję, że mogłam zrobić coś więcej, wiele więcej. Przeszukuję wspomnienia, próbuję znaleźć coś w jego postawie. Szukam rysy na przedstawieniu Victora, szczegółu który musiałam przegapić. Dokładnie pamiętam kiedy obudziłam się a przy moim łóżku był Victor, kiedy atakował mnie w pełnię oraz dziś kiedy z nim rozmawiałam. Inne wspomnienia nie są już tak wyraźne, są normalne, nie mogę się im przyjrzeć gdyż nic wielkiego mnie wtedy nie zmusiło do uwagi. Ale czy we wcześniejszych jakoś specjalnie uważałam?

Manewruję pomiędzy wspomnieniami szukając, znajduję jeden szczegół, który jest wszędzie.
Jak mogłam tego nie zauważyć.

Pomiędzy palcami leniwie przenika cień, tak gęsty niczym dym, czuję jak w moich rzyłach dudni wściekłość, nie wystarył wam mój gniew pragniecie więcej ofiar, jakby było ich mało. W moi ciele gromadzi się mrok, który tak bardzo tłumiłam, taktyka i dyskrecja była priorytetem. Teraz nic już nim nie jest, mam dość, niech wszyscy zobaczą, usłyszą i poczują jak smakuje moja zemsta.

Zanim się obejrzę stoję przed gabinetem tej żmij. Otwieram drzwi i wchodzę, czuję swąd zgnilizny, lecz jej nie widzę. Wszystko stoi jak przed moją popołudniową wizytą. To tylko iluzja, taka sama jak moja.

Siedzi za biurkiem jedyna rużnica to zgniłę prawe oko i wyrozumiały uśmiech. Następna scena wyświatlana przed moimi oczami. Staram się przebić przez barierę którą czuję na tęczówkach. Niestety teraz jeszcze nie umiem z tym walczyć.

-myślałem, że nigdy się nie domyślisz. Tak trudno rozgrść własne sztuczki stosowane przez kogoś innego.

Widzę jak postać przede mną porusza ustami, dźwięk jednak nie dociera z tamtej strony, tylko tłucze się w mojej głowie. Wiem, że to tylko przedstawienie tak dopracowane żeby widz nie zoriętował się, że to tylko teatrzyk. Jednak gdybym nie wiedziała chłonęła bym go niczym   najoczywistrzą prawdę.

- twoja technika jest inna. Odwrotna. Siedzisz mi w gowie?

-nie, jak sama zauważyłaś, to twoja technika. Ty wchodzisz do głowy wykorzystując wspomnienia, ja robię coś innego. Ja nie bazuję na czymś co jest moje, nie odbiorcy.

-nagle stałeś się spokojny, gdzie twój gniew?- uśmiecham się niczym bestia, która widzi swój przyszły posiłek.

-może ulokował się w twoim sercu?- słyszę jak podłoga trzeszczy zagłuszana jego pewnymi słowami.

Staram się odciąć od tego co widzę jednocześnie nie zamykając oczu. Tak było by łatwiej, jednak chodzi o to żeby wszyskie zmysły nauczyły się wykrywać idealne zagrożenie. Mam świadomość, że może podejść i odciąć mi głowę niepostrzeżenie, kiedy ja będę próbowała obejść jego zabawę.

-a może to była twoja natarczywa rzeczywistość? Ta którą próbujesz porównać z moim snem?- nie patrzę w oczy tej dziwnej wizualizacji, rozglądam się powoli szukając miejsca do którego nie sięga.

-co mnie zdradziło?- choć to pytanie jest ogólne ja doskonale wiem o co chodzi.

-oczy, zdradziły cię oczy takie same jak u Juliana. Jak mogłeś stworzyć ich lustrzane odbicie?

-działa to trochę inaczej. Stoimy po przeciwnych stronach tego samego sznurka. Ty nie musisz odwracać swoich cieni, ja już tak.

Między słowami słyszę następne skrzypnięcie paneli. Starałam się go wyczuć, jednak nie było by to do końca łatwe nawet bez wszechobecnej zgnilizny. Uśmiechnęłam się jednak, kiedy mimowolnie w mojej głowie pojawił się plan.

-wiedziałeś, że przyjdę, o co chodzi? Co chcesz ze mną zrobić?

-bystra jesteś, jednak uważam, że sama dasz radę to rozwikłać. Mogę ci powiedzieć, że mój ojciec wcale nie był taki głupi.

-masz truciznę.- nie pytam, stwierdzam fakt. W mojej głowie rodzi się parę nieciekawych scenariuszy. Na usta atrapy Victora widzę paskudny uśmiech.

-och moja droga, tak trudno mieć kontrolę i wiedzieć wszystko na pozycji którą zajęłaś.

-czy to sugestia, czy tyko mamrotanie szaleńca?- moja sugestja wygobyła warkot z piersi Victora, lecz oczy kukły były tępo wpatrzonę we mnie a jej usta zaciśnięte.

-twoja zasłona nie nadąża za wiatrem.

-cóż za przenośnia.- jego iluzja staję się niedbała, przezroczysta. Nie ma nad nją całkowitej kontroli.

- twoję przedstaeienia są zbyt jaskrawe, są wyraźniejszę niż chwila obecna, łatwo znaleźć w nich niedoskonałości.

- trudno wierzyć też w coś co znika kiedy stajesz za blisko.- wyłapuję w jego głosie wysiłek. Niedługo zaatakuje.

-zamierzasz wytykać mi moję minusy? Nie ładnie kraść taktykę.- na moje usta wkrada się uśmieszek.

-nie mam na to czasu.- tym razem jego słowa brzmiały jakby przebiegł w ludzkiej postaci z piętnaście mil.

-przecież wiem sapiesz jak stary koń.

I wtedy kurtuna opadła ukazując mi zgniły gabinet. Chwilę po tym poczółam igłę przebijającą mi łydkę, nie trafił w żyłę. Dla mnie dobrze dla niego już nie.

Moja noga z całej siły tupnęła o podłogę, Victor muśląc, że próbuję nadepnąć na niego odskoczył łamiąc igłę wpół. W podłodzę zostało wgłębienie a we mnie igła, jednak najbardziej podobał mi się strach w wilczych oczach alfy i strzykawka w paszczy .

Kiedy znów spróbował mnie odciąć, macki ciemności wdarły się do oczu napastnika. Nie zabiłam go, tylko uszkodziłam trochę ośrodek mowy i zabrałam częściowo czucie w lewej nodzę. Znowu zostawiłam moc w ryzach. Odpuścił widziałam na jego wykrzywionej twarzy grymas bólu i strachu.

Zdychaj, ja cię nie zabiłam. Dotrzymałam słowa.

Nagle coś odbjia się rubinowym blaskiem w końciku mojego oka.
Podchodzę do  czerwonej gablotki spoczywającej na środku zniszczonej podłogi. Klęczę nad przedmiotem, mimo popękanej szyby widzę strzałę, która miało okazję gościć w moim sercu.

Jestem pewna, że to ona, wszędzie rozpoznam to ustrojstwo, które było tak blisko pozbawienia mnie życia. Obracam przedmiot i widzę z tyłumałą klapkę, kiedyś zabeskieczoną prawdopodomnie zamkiem, który był zbędny skoro ktoś go wyszarpał.

Uchylam małe drzwiczki, które dzielą mnie od mojej niedoszłej zabujczyni.
Moim oczom ukazują się dwa puste wgłębienia, trzecie jest wypełnione. Ostatnia dawka królowej trucizn zamknięta w małej strzykawce.

-Jednak nie byłeś taki głupi.

Nie Patrz Jej W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz