30

2K 161 4
                                    

Rozdział chyba nie sprawdzony

3/3 maraton

- a teraz chciałem wam przedstawić mojego potomka, dziedzica mojego stanowiska. Za miesiąc przejmie watahę.- a może wcześniej?- Viktorze.

Na scenie pojawił się dwumetrowy dryblas. Jak każdy w sumie wilkołak. Rude włosy, mocno zarysowane kości policzkowe, mięśnie widoczne z drugiego końca sali i tę oczy. Takie same jak Juliana a jednocześnie tak różne. Oczy Juliana patrzą na świat uprzejmie jego z odrazą. Do mojego mate mam ochotę przytulić i nigdy nie puszczać a do Viktora mam ochotę pobiec i przywalić w szczękę tak żeby gwiazdy zobaczył.

- choć przedstawię cię bratu.- chłopak szepnął mi do ucha gdy jego bliźniak zszedł ze sceny. Wiedziałam jak to się zakończy, Julian będzie cierpiał z mojej winy, to jest przesądzone.

Mimo to nie czułam nic. Próbowałam znaleźć w sobie poczucie winy, wyrzuty sumienia jakieś żal lub choćby wahanie. Nic, tylko pustka. Niestety posiadałam tylko podstawowe można powiedzieć prymitywne emocje i odczucia, które były za silne żeby wyprzeć je całkowicie i za słabe żeby być czymś więcej.

Byliśmy już pięć metrów od tego wielkoluda, kiedy się odwrócił. Na jego twarzy malowało się obrzydzenie, jednak zniknęło gdy spojrzał na brata. Uśmiechnął się złośliwie i podreptał do nas. Przepraszam, do Juliana bo na mnie nawet nie spojrzał. I tak dostaniesz w ryj, nie musisz widzieć od kogo.

-kogo me oczy widzą, bracie ty masz tkankę mięśniową co ci się stało?- arogancki dupek, dobrze pamiętam.

-wiesz żeby nadążyć za Darknes jednak trzeba mieć kondycję.- widać, że tęsknił za bratem, wyraźnie słychać to w jego głosie.

Dopiero teraz kretyn zerknął w moim kierunku, odwróciłam głowę w bok niczym obrażone dziecko.

-coś mało rozmowna ta twoja dziewczyna. Smerfie halo.-pomachał mi ręką przed twarzą.

-nie ra..- Julian nie dokończył swojej wypowiedzi gdyż załapałam rękę Viktora i wykręciłam tak, że chłopak musiał odwrócić się tyłem żeby jej nie złamać. Popchnęłam chłopaka tak, że teraz mój trampek przyciskał jego twarz do posadzki.-dzę. A mniejsza pogadajcie sobie.- na odchodne dostałam jeszcze całusa od rozbawionego Juliana.

-puszczaj!!

-głośniej. Niech wszyscy usłyszą, że głównego alfę powalił Smerf.

-weź tę stopę z mojej twarzy!!- wypowiedział to głosem alfy, ale nie zwykłego alfy tylko alfy głównego.
Mimo to moja stopa nadal została na swoim miejscu.- jak to?!

-nijak. A teraz skoro już zabrałeś ojcu prawa nad pełnienie swojej funkcji pozwól ,że się oddalę. Idę go zabić.

-pieprzony wampir.- po tych słowach z jego ust poleciała jeszcze wiązanka przekleństw. Gdy gniew trochę opadł przestał się tak rzucać.

-nie wampir- w ułamku sekundy siedziałam po turecku na plecach chłopaka- tylko wilkołak jaki wampir ma szarą skórę?

-kobieto ile ty ważysz? Czternaście lat a już taka waga nie widzę kolorowej przyszłości.

-za to ja nie widzę dla ciebie żadnej. A teraz zamknij twarz, masz wygodne plecy.- po dłuższej chwili facet się odezwał.

-Jak Julian wróci zadbam o to żeby ustawił cię do pionu.

-a widziałeś jak odszedł dwadzieścia minut temu?

-przeszkadza mi twój zapach.- wypalił.

-to nie mój zapach tylko stłumiona wersja zapachu twojego brata.

-warto wiedzieć. Zejdziesz ze mnie?- tym razem był bardziej łagodny. Lecz fałszywy, nie lubię go. Tak zawsze będę miała dziecięce podejście do świata.

-nie, tak mi wygodnie. Powinieneś się cieszyć, że w ogóle jeszcze żyjesz.

-no złaź no!!- znowu głos alfy,- wredna baba- to mruknął już do siebie.

-słyszałam. Złotko nie denerwuj się.- pogłaskałam go po głowie. Jego serce zwolniło.

-Viktorze!!- w pobliżu rozległ się wrzask jego.

Błyskawicznie wstałam z chłopaka i załapałam go za rękę. Przy okazji Viktor zapoznał się lepiej z podłogą. Stanęłam na przeciwko głównego alfy i Juliana i opuściłam dłoń wielkoluda. Po ponownym pocałunku z posadzką, chłopak wstał na równe nogi. Cały pomięty garnitur miał w kurzu, fryzura też mu się popsuła.

Główny Alfa popatrzył na mnie podejrzliwie i maska serdeczności. Julian podszedł do mnie chwytając w talii.

-tato to jest moja mate, Darknes...- chłopak spojrzał na mnie błagalnie zarumieniony.

-Darknes Cara.- spojrzałam w wielkie oczy alfy, taaa wiesz z kim masz do czynienia. Jego strach czułam tak wyraźnie.

-proszę pana, proszę pana- po dłuższej chwili facet się otrząsnął.

-znałem jednego Care.

-niech się pan nie zamartwia. Jestem adoptowana od lat nie widziałam swoich rodziców.- machnęłam lakonicznie ręką uprzejmie się uśmiechając.

-ona jest niepoprawna ojcze, przyciągnęła mnie przez całą salę. Będę musiał ją ukarać.- stwierdził. A ja tylko się uśmiechnęłam, można i tak to rozegrać.

-nie martw się o mnie- szepnęłam Julianowi do ucha.

-tylko go nie zabij.- dostałam odpowiedz również bardzo cichym szeptem.

-a nie wolisz pojedynku? Tak fair?

-nie.- warknął łapiąc mnie za ramię. Znowu pozwiedzam lochy, lochy które znam jak własną kieszeń.

~proszę nie rób mu krzywdy.~ usłyszałam płaczliwy szept Rin.
Jeżeli się nie mylę to jestem w dupie.

Nie Patrz Jej W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz