Siedzę przy biurku w moim gabinecie i tępym wzrokiem wpatruję się w złotą obrączkę, którą dał mi Lamparski. Powoli obracam w dłoniach dowód naszego cudownego małżeństwa, a palący ucisk w piersi bezlitośnie przypomina o tym, jak łatwo dałam się nabrać.
Wszystko było fałszywe. Szare oczy. Uśmiech. Każde słowo.
Czuję wściekłość, choć coś wewnątrz mówi mi, że to nic w porównaniu z tym, co czułaby dawna Kornelia. Prawdopodobnie bez wahania wróciłaby do Szwajcarii wraz ze swoją świtą i zemściła się na nim w możliwie najokrutniejszy sposób. Jakaś cząstka mnie ma na to ochotę, nie mogę zaprzeczyć.
Od dnia, w którym poznałam Karata, przestałam okazywać słabość. Wspomnienia, które odzyskałam, są wystarczającym potwierdzeniem. Starałam się mieć sytuację pod kontrolą i chciałam sama o wszystkim decydować.
Cholerna silna i niezależna kobieta.
A co było wcześniej?
Odkładam obrączkę na biurko obok prawie pustego notesu na kontakty. Wszystkie numery musiałam mieć w telefonie, który znajduje się w posiadaniu Lamparskiego. Przynajmniej tak powiedziała Majka. Przetrząsnęłam cały pokój z nadzieją, że gdzieś zapisałam adres z dopiskiem "Pola". Chyba nie zawracałam sobie tym głowy. Nie sądziłam, że wyleci mi to z głowy.
Mam ochotę płakać z bezsilności. Ciśnienie w skroniach niemal rozsadza mi głowę. Pozbawiając mnie pamięci, Lamparski nie tylko uniemożliwił nam odnalezienie Poli. Zburzył także pozory mojego kontrolowanego świata i zmienił mnie w przeciwieństwo samej siebie sprzed kilku miesięcy.
Ty nigdy nie płaczesz - powiedział Fosfor dzisiaj rano. To już nieaktualne. Teraz chęć wybuchnięcia płaczem nie odstępuje mnie ani na krok. Jestem wykończona ciągłym zbieraniem sił, by trzymać się w pionie i maksymalnie skupiać myśli. Na dodatek, gdy tylko wydaje mi się, że coś uporządkowałam i pogodziłam się z kawałkiem dawnego życia, przypominam sobie coś, co znowu burzy względny spokój.
Ile jeszcze razy przeszłość z całej siły mną potrząśnie?
Więc to od tego wszystko się zaczęło. Moja historia ma swój początek w radomskim domu dziecka. Tak samo jak życie Fosfora, Mariusza, Roberta i Łysego. A co z moją rodziną? Co z rodzicami? Przełykam gorycz, która drapie mnie w gardle. Nie żyją? Oddali mnie? A może mnie im odebrano? Jeśli żyją, to czy utrzymywałam z nimi kontakt? Czy wiedziałam, gdzie są? Nie mam żadnych namiarów, żadnych informacji.
Mogłam nie chcieć mieć z nimi nic wspólnego, jeśli dorastałam w domu dziecka z ich winy. Z drugiej strony, każdy chce być częścią jakiejś rodziny. Nawet ktoś przekonany, że nikogo nie potrzebuje i poradzi sobie sam.
Rozlega się pukanie do drzwi. Prostuję się gwałtownie i zakrywam obrączkę leżącym obok notesem. Mam wrażenie, że ten złoty pierścionek z czymś mi się kojarzy, może to jakiś film, może wspomnienie. Chętnie póki co uniknę pytań, na które nie będę w stanie odpowiedzieć.
- Można? - Zza drzwi dobiega głos Fosfora.
- Jasne.
Fosfor jest moim przyjacielem od zawsze. Na pewno opowie mi o naszym dzieciństwie i o moich rodzicach. Może przywoływanie tak odległych wspomnień pobudzi mózg do działania i powróci również to związane z Polą. Muszę koniecznie wypytać go o tamten dzień, w którym dowiedziałam się, jak ją odnaleźć.
Fosfor zatrzymuje się w otwartych do połowy drzwiach i wyszczerza zęby.
- Zapraszam na powitalną kolację.
- Co? - Na widok jego zadowolenia nie potrafię powstrzymać uśmiechu.
Wskazuje kciukiem za siebie.
- Wszystko już przygotowane, chcemy przywitać ciebie i Karata w domu, jak należy. Nie pozwól nam czekać.

CZYTASZ
Sadystka ✔
ActionJestem zamknięta w białym pokoju bez klamek. Nie mam pojęcia, jak się tu znalazłam, od czego to wszystko się zaczęło i kim tak naprawdę jestem. Nie wiem, dlaczego ludzie się mnie boją. Nie pamiętam. *** - Kocham cię - powtarzam, jak zawsze delektują...