32. Czas na włam

5.9K 548 75
                                    

- Próba sprzętu, słyszycie mnie? - rozlega się głos Majki w moim uchu.

Trochę mi gorąco, ale to naprawdę jedyny minus wciągnięcia na głowę kominiarki. Kominiarka oznacza akcję, a akcja dziką radość i jeszcze dzikszą satysfakcję.

- Słyszę - odpowiada Karat.

- Słyszę. - Odwracam się w jego stronę.

Od ciemnych oczu widocznych w wycięciu kominiarki bije powaga i to ponadczasowe opanowanie, które utwierdza w przekonaniu, że ten facet nawet najtrudniejszą sytuację ma pod kontrolą. Plus sto do pewności, że włamanie do domu Kruczyńskiego się powiedzie i nikt nic nie spieprzy.

Czarna bojowa kurtka i ręce pełne przyrządów niezbędnych dla włamywaczy to widok, który uwielbiam. Karat w ubraniach do naszych akcji jest gorętszy niż płyta ceramiczna w pokoju do przesłuchań.

Kiedy chowa wszystko w odpowiednie schowki w swoim stroju, podnosi na mnie wzrok.

- Masz broń?

To pytanie jest niepotrzebne, bo przecież widzi, że trzymam ją w dłoni. Chyba że umknęło mu to, kiedy zapatrzył się we mnie, też wystrojoną w czarny bojowy komplet. Kamizelka kuloodporna jak zwykle nieco mnie uwiera, ale mimo to prezentuję się nienagannie. Widzę w oczach Karata, że chętnie by mi ją zdjął, choć wie, że wolę rozbierać się sama.

Unoszę nieodbezpieczony pistolet, kierując lufę na jego twarz.

- Mam - mówię.

Wtedy Mariusz odsuwa nam drzwi i wysiadamy z paki samochodu.

- Powodzenia - życzy, po czym wraca do środka.

Wsuwam broń do kabury i ruszam za Karatem w stronę wysokiego ogrodzenia. Podczas gdy on zajmuje się forsowaniem bramy, ja obserwuję Łysego.

Ledwo jestem w stanie dojrzeć go w ciemności. Siedząc na dachu samochodu, celuje z broni do psa biegnącego od strony domu Kruczyńskiego.

Pies pada pod wpływem środka usypiającego. Tak samo dzieje się z dwoma kolejnymi, które też przybiegły pod ogrodzenie. Podobno są jeszcze dwa, ale z nimi będziemy musieli radzić sobie sami. Mam nadzieję, że nikt nie zauważy, że szczekanie ustało trochę niespodziewanie.

Przechodzimy przez ogrodzenie. Nie mamy zbyt wiele czasu, zanim ochrona zorientuje się, że system zabezpieczający bramę i drzwi został wyłączony, ale póki co możemy bez problemu wejść do środka. Majka przechwyciła obraz z kamer i ktoś, kto będzie patrzył na to, co dzieje się w domu, zobaczy zapętlony film z ostatniej godziny. Jest piąta rano i wszyscy powinni spać, więc może nie wzbudzi to podejrzeń.

Tym razem w moim uchu rozlega się głos Fosfora:

- Na zewnątrz czysto.

Biegniemy w stronę wielkiego domu w oddali. Przez rzadkie chmury z nieba przebija się blask gwiazd, dzięki czemu nie poruszamy się na oślep. Wyjmuję pistolet na strzałki usypiające, choć kusi mnie, by nie bawić się w półśrodki. To akcja ratunkowa. Być może ktoś będzie musiał zginąć.

Ostrożnie obchodzimy budynek, by dostać się do tylnego wejścia. Gdzieś z oddali dobiega nas ujadanie psa.

Karat kuca przy drzwiach i dobiera się do zamka, podczas gdy ja monitoruję teren za sobą. Szczekanie się nasila. W końcu dostrzegam poruszenie w kępie krzewów, a potem błyskają oczy. Wymierzam w kundla i naciskam na spust. Szczekanie urywa się i zwierzak zasypia między ogołoconymi z liści krzewami kilkadziesiąt metrów od domu.

Kliknięcie zamka sprawia, że znów odwracam się w stronę domu. Ostatniego psa nie widać ani nie słychać. Karat otwiera przede mną drzwi, a ja ruszam ku niemu majestatycznym krokiem. Uśmiecham się szeroko, choć ciemność i kominiarka sprawiają, że ten uśmiech pozostaje w takiej samej tajemnicy jak nasze włamanie.

Sadystka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz