63. Jeden za wszystkich

4.4K 526 80
                                    

– Chodźmy. Nie ma teraz czasu na odpoczynek.

Ignorując stwierdzenie Lamparskiego, odsuwam się od ściany i wychylam za winkiel, by spojrzeć na błonia, choć trzęsie mnie z obawy, co tam zobaczę. Nie widzę Karata nigdzie w pobliżu, nie widzę nikogo, kto leżałby na ziemi, bo dopadł go ogień wroga...

Przygryzam zaschnięte usta, pragnąc odpędzić ten obraz. Musiał zostać w tyle, by ich zatrzymać, ale coś poszło nie tak. Mocniej ściskam broń i przełykam ślinę przez zaciśnięte gardło. Nie zostawię go. Robię pierwszy krok w drogę powrotną. Już mam minąć przesłaniający nas winkiel i wyjść z cienia z powrotem na oświetlone błonia, ale wtedy ktoś łapie mnie za rękę. Gwałtownie się odwracam.

– Ani się waż! – Wymierzam broń w twarz okoloną burzą ciemnych loków.

Lamparski od razu się cofa i unosi ręce.

– Nie wychodź tam – odzywa się – to samobójstwo.

– Nie obchodzi mnie to, nie idę dalej bez niego.

Opuszczam spluwę i znów patrzę w stronę oświetlonego pasa zieleni, na którego końcu doszło do starcia z ochroną. Jeśli Karat chciał ich od nas odciągnąć, to mu się udało. Nikt nie strzela i nikt nie podąża za nami w cień pomiędzy tymi dwoma budynkami. Jest pusto, cicho i spokojnie. Za spokojnie.

– Po moim granacie ochrona się rozproszyła, poza tym Łukasz ma kamizelkę. Zaraz do nas dołączy.

– Nie wiesz, ilu ich było. Mogli pojawić się następni.

– Wtedy już by tu byli.

– Nie jeśli...

– On wie, co robi, Nelly – przerywa mi pospiesznie Mikołaj. – I ja też wiem, co mam robić. Musimy ruszyć dalej tym przejściem i dojść do drogi.

Robię krok, ale Lamparski mija mnie i staje przede mną, żeby zablokować mi przejście.

– Nie bądź idiotką. Robimy to wszystko dla ciebie. – Wskazuje na Polę. – Dla was obu. Udało nam się tu wejść, znaleźć was i wyciągnąć z tych piętrowców. Chcesz teraz wszystko spieprzyć, ładując się z powrotem w ręce ochrony?

– Nie idziemy bez niego – wtrąca Pola i staje obok mnie.

– No i widzisz, co narobiłaś?! Jak chcesz ją stąd zabrać? – złości się Mikołaj. – Pomyśl, on jest w kontakcie w waszymi ludźmi. Wiedzą, gdzie jest. Ty za to nie masz pojęcia. – Macha ręką w kierunku, z którego przyszliśmy, a który on teraz tarasuje swoją irytującą osobą. – Jeżeli się cofniemy, to nasze wsparcie przyjedzie na marne, bo nie uda nam się w porę wsiąść do samochodów.

Coś w jego desperacji budzi mój niepokój.

– Do jakich samochodów?

Patrzy mi przez ramię, więc i ja się tam odwracam. W oddali widać oświetloną, biegnącą prostopadle asfaltową drogę.

– Karat ci nie wyjaśnił? Tamtą drogą nadjadą twoi ludzie i spadamy stąd.

Przez chwilę stoimy w ciszy. Zastanawiam się, czy doszedł do mylnego wniosku, że tak szybko mnie przekonał. Już mam go minąć i ruszyć po Karata, ale wtedy on podnosi rękę. Przykłada prostą dłoń do ucha.

– Słyszysz? Jadą. Wcześniej, niż się spodziewałem.

Lamparski rusza w stronę drogi, a ja odwracam się do Poli.

Obie nasłuchujemy z uwagą. Miał rację, echem niosą się ciche odgłosy samochodów.

Postanawiam dać mu szansę i idę za nim, by wyjrzeć zza szklanej ściany na drugim końcu budynku i zorientować się w sytuacji. Pola trzyma się tuż obok mnie. Na drodze jeszcze nie widać świateł, za to coraz głośniej słychać pracujące silniki.

Sadystka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz