– Chodźmy. Nie ma teraz czasu na odpoczynek.
Ignorując stwierdzenie Lamparskiego, odsuwam się od ściany i wychylam za winkiel, by spojrzeć na błonia, choć trzęsie mnie z obawy, co tam zobaczę. Nie widzę Karata nigdzie w pobliżu, nie widzę nikogo, kto leżałby na ziemi, bo dopadł go ogień wroga...
Przygryzam zaschnięte usta, pragnąc odpędzić ten obraz. Musiał zostać w tyle, by ich zatrzymać, ale coś poszło nie tak. Mocniej ściskam broń i przełykam ślinę przez zaciśnięte gardło. Nie zostawię go. Robię pierwszy krok w drogę powrotną. Już mam minąć przesłaniający nas winkiel i wyjść z cienia z powrotem na oświetlone błonia, ale wtedy ktoś łapie mnie za rękę. Gwałtownie się odwracam.
– Ani się waż! – Wymierzam broń w twarz okoloną burzą ciemnych loków.
Lamparski od razu się cofa i unosi ręce.
– Nie wychodź tam – odzywa się – to samobójstwo.
– Nie obchodzi mnie to, nie idę dalej bez niego.
Opuszczam spluwę i znów patrzę w stronę oświetlonego pasa zieleni, na którego końcu doszło do starcia z ochroną. Jeśli Karat chciał ich od nas odciągnąć, to mu się udało. Nikt nie strzela i nikt nie podąża za nami w cień pomiędzy tymi dwoma budynkami. Jest pusto, cicho i spokojnie. Za spokojnie.
– Po moim granacie ochrona się rozproszyła, poza tym Łukasz ma kamizelkę. Zaraz do nas dołączy.
– Nie wiesz, ilu ich było. Mogli pojawić się następni.
– Wtedy już by tu byli.
– Nie jeśli...
– On wie, co robi, Nelly – przerywa mi pospiesznie Mikołaj. – I ja też wiem, co mam robić. Musimy ruszyć dalej tym przejściem i dojść do drogi.
Robię krok, ale Lamparski mija mnie i staje przede mną, żeby zablokować mi przejście.
– Nie bądź idiotką. Robimy to wszystko dla ciebie. – Wskazuje na Polę. – Dla was obu. Udało nam się tu wejść, znaleźć was i wyciągnąć z tych piętrowców. Chcesz teraz wszystko spieprzyć, ładując się z powrotem w ręce ochrony?
– Nie idziemy bez niego – wtrąca Pola i staje obok mnie.
– No i widzisz, co narobiłaś?! Jak chcesz ją stąd zabrać? – złości się Mikołaj. – Pomyśl, on jest w kontakcie w waszymi ludźmi. Wiedzą, gdzie jest. Ty za to nie masz pojęcia. – Macha ręką w kierunku, z którego przyszliśmy, a który on teraz tarasuje swoją irytującą osobą. – Jeżeli się cofniemy, to nasze wsparcie przyjedzie na marne, bo nie uda nam się w porę wsiąść do samochodów.
Coś w jego desperacji budzi mój niepokój.
– Do jakich samochodów?
Patrzy mi przez ramię, więc i ja się tam odwracam. W oddali widać oświetloną, biegnącą prostopadle asfaltową drogę.
– Karat ci nie wyjaśnił? Tamtą drogą nadjadą twoi ludzie i spadamy stąd.
Przez chwilę stoimy w ciszy. Zastanawiam się, czy doszedł do mylnego wniosku, że tak szybko mnie przekonał. Już mam go minąć i ruszyć po Karata, ale wtedy on podnosi rękę. Przykłada prostą dłoń do ucha.
– Słyszysz? Jadą. Wcześniej, niż się spodziewałem.
Lamparski rusza w stronę drogi, a ja odwracam się do Poli.
Obie nasłuchujemy z uwagą. Miał rację, echem niosą się ciche odgłosy samochodów.
Postanawiam dać mu szansę i idę za nim, by wyjrzeć zza szklanej ściany na drugim końcu budynku i zorientować się w sytuacji. Pola trzyma się tuż obok mnie. Na drodze jeszcze nie widać świateł, za to coraz głośniej słychać pracujące silniki.
CZYTASZ
Sadystka ✔
ActieJestem zamknięta w białym pokoju bez klamek. Nie mam pojęcia, jak się tu znalazłam, od czego to wszystko się zaczęło i kim tak naprawdę jestem. Nie wiem, dlaczego ludzie się mnie boją. Nie pamiętam. *** - Kocham cię - powtarzam, jak zawsze delektują...