64. Granice optymizmu

4.3K 563 124
                                    

Z rany postrzałowej sączy się krew, ale Mariusz zaciska zęby, żeby powstrzymać ból, i jedzie dalej, kurczowo ściskając kierownicę lewą ręką.

Obracam się na siedzeniu i przez rozbite okno posyłam kolejne strzały w przestrzeń. Obraz przesłaniają mi łzy i opadające kłęby pyłu. W końcu zdaję sobie sprawę, że przejechaliśmy przez pozostałości ściany. Samochód przestał drżeć na nierównym podłożu. Jesteśmy za murem.

– Zatrzymaj się, zmienię cię – mówię do Mariusza. Brama jest coraz dalej, ale nie łudzę się, że wyjazd zakończy pościg.

– Nie trzeba – odpowiada. – Dam radę. To tylko ręka.

– Jadą – mówi Pola. I rzeczywiście, przez bramę wyjechały już dwa samochody. 

– Szybko, póki są daleko.

Mariusz w końcu się zatrzymuje. Nie ma ani chwili do stracenia. Podczas gdy on gramoli się na siedzenie pasażera, uciskając ranę po postrzale, ja przeciskam się do przodu, na fotel kierowcy i ruszam tak szybko, jak się da. Adrenalina nie ustępuje. Poprawiam lusterko wsteczne i kontroluję, jak daleko znajduje się ochrona. Jest coraz bliżej, jednak nadal dzieli nas duża odległość. Wciskam gaz do oporu i zmieniam na najwyższy bieg. Choć to irracjonalne, czuję ulgę, że jadą za nami. O tych kilku ochroniarzy mniej po drugiej stronie muru, gdzie wciąż jest Karat.

– Dokąd jedziemy?

– Prosto jeszcze parę kilometrów. Na poboczu czeka nasz samochód. Jest tam Majka. – Krótkie zdania przerywają krótkie wydechy, a kiedy Mariusz kończy mówić, widzę, jak wyjmuje broń z kabury udowej.

Nie pytam, jak zamierza strzelać, tylko zerkam w lusterko wsteczne. Są jeszcze bliżej, a ja nie dam rady bardziej przyspieszyć. Do tej pory prosty odcinek mogłam pokonać z prędkością prawie stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, ale teraz zbliża się zakręt. Puste pola po bokach zaczynają zmieniać się w las. Zwalniam, choć zdaje się, że kierowca za mną tego nie robi. Zna te drogi i z każdą chwilą jest bliżej.

Mariusz odwraca się i wymierza przez rozbite okno. W momencie, gdy skręcam, on posyła kilka strzałów w goniące nas samochody. Nasza broń nie radzi sobie z ich pancernymi samochodami, ale chyba odrobinę ich spowalnia. W lusterku zauważam, że światła pierwszego ze ścigających aut nie są już skierowane na nas. Gwałtownie skręciło, jakby wpadło w poślizg albo ochroniarz stracił panowanie nad kierownicą. 

– Jak ręka?

– Wybornie. – Mariusz opada na oparcie, łapiąc się za postrzelone ramię i bierze głębokie wdechy.

– Weź to. – Pomiędzy nami pojawia się dłoń Poli, ściskająca jakiś zwinięty materiał.

– Dzięki. – Mariusz bierze go od niej i przyciska do rany, by zatamować krwawienie. Potem schyla się po plecak, który ma pod nogami. Zaczyna w nim szperać.

– Doganiają nas... – Głos Poli lekko drży. – Mogę jakoś pomóc?

Mariusz nadal czegoś szuka. W końcu wzdycha ze zdenerwowaniem. Nie może poradzić sobie jedną ręką.

– Daj mi to. – Pola pochyla się między przednimi siedzeniami i bierze od Mariusza plecak. – Co mam wyjąć? – pyta. – Opatrunki?

– Wyjmij granat.

Zamieram na te słowa. Chcę coś odpowiedzieć, ale powstrzymuję się i zamiast tego patrzę do tyłu. Nasi towarzysze są już niebezpiecznie blisko. Ktoś znów zaczyna strzelać.

– Cholera...

– Podaj mi go, rzucę w ich stronę – mówi Mariusz. – Nie jest mocny, ale ich spowolni.

Sadystka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz