43. Baśń ze srebra i krwi

5.9K 586 284
                                    

W pierwszej chwili pomieszczenie wydaje się puste, to zwykła recepcja albo szpitalna rejestracja z długą ladą, ale potem ich zauważam.

Dwaj mężczyźni wkraczają przez drzwi naprzeciw. Dwie lufy są wycelowane w moim kierunku. Z miejsca w którym stoją, nie widzą jeszcze Karata i Łysego. A mnie nie mogą skrzywdzić. Muszę to wykorzystać. Strzelam.

Raz, a potem drugi, mierząc prosto w odsłonięte fragmenty szyi przeciwników. Krótki moment zawahania na mój widok wystarcza, by żaden z nich nie zdążył się uchylić. Trafiam bezbłędnie. Wiedziałam, że trafię. Czasami to po prostu czuje się w kościach.

Mężczyźni padają na ziemię, a mnie napełnia satysfakcja. Majka miała rację, uda się. Dostaliśmy się do środka, mamy plan. Użyłam strzałek usypiających i wszystko jest w porządku. Jeszcze chwila i znajdziemy Lamparskiego, a wtedy dowiemy się, gdzie jest Pola. Jesteśmy ekipą. Razem możemy wszystko.

Odwracam się do chłopaków. Karat wygląda na dumnego, a ja lubię ten widok. 

- Taką cię pamiętam. Całkiem nieźle strzelasz.

- Nieźle? Lepiej sam pokaż, co potrafisz.

Rozlega się hałas i znów się odwracam. Do pomieszczenia wpada trzech kolejnych facetów. Otwierają ogień, ale jesteśmy na to przygotowani. Dla każdego z nas po jednym.

Facet z prawej mierzy do Karata, ale Karat okazuje się szybszy. Potem rozlegają się jeszcze dwa ciche strzały i w końcu cała trójka sługusów Lamparskiego wyściela błyszczące kafelki jak dywany z dzikich zwierząt.

- W prawo i do schodów - słyszę głos Mariusza.

Ruszamy, a po drodze Karat zbiera broń od facetów w garniturach. Łysy szybko krępuje im ręce i nogi. Kiedy się obudzą, lepiej, żeby byli bezużyteczni. Jakoś musimy się później stąd wydostać.

Przechodzimy na korytarz i skręcamy w prawo. Przy końcu dostrzegam przeszklone drzwi na klatkę schodową. To musiał być kiedyś jakiś szpital, który Lamparski odnowił dla swoich potrzeb. Po obu stronach korytarza są drzwi do sal i wolę nie wiedzieć, czy w którejś z nich kiedyś byłam.

- Uwaga, możecie zaraz trafić na następnych.

Mariusz zadbał, by drzwi otworzyły się bez karty magnetycznej. Poznaję tę klatkę schodową - to tędy Lamparski prowadził mnie podczas naszej pozornej ucieczki. To chyba tutaj na powierzchnię próbowało się wydostać wspomnienie tego, jak wymieniał uścisk dłoni z Adą. 

Naprzeciwko dostrzegam białe drzwi z czarną klamką, które chyba prowadziły do magazynów. Gdzieś tam znajdowała się hala, w której stały zaparkowane samochody. To w tamtą stronę skierowaliśmy się feralnego dnia. A teraz te drzwi otwierają się zamaszyście i ze środka wypadają dwaj mężczyźni. Ich twarze sprawiają nieprzyjemnie znajome wrażenie.

Wycofujemy się z powrotem na korytarz. Upewniam się, że Karat i Łysy nie oberwali, a potem strzelam z glocka w sufit, żeby dać im znać, że też jesteśmy uzbrojeni. Chyba wycofują się za białe drzwi, bo nikogo nie widać na klatce. 

- Na górę, osłaniam was!

Karat i Łysy wykonują moje polecenie, a wtedy idę za nimi na piętro, pilnując, czy faceci nie wracają. Gdy coś miga za drzwiami, strzelam z glocka w ścianę obok futryny. Na górze już ktoś czeka. Widzę, jak facet rzuca się na Łysego. Już chcę przyjść mu z pomocą, ale ktoś uderza mnie w wyciągniętą rękę i moja broń na strzałki ląduje na ziemi kilka metrów dalej.

Facet wykręca mi rękę i stojąc za mną, próbuje złapać drugą, ale wtedy z całej siły uderzam go łokciem w twarz. Rozluźnia uścisk, zginając się, a ja odwracam się i korzystając z okazji, częstuję go kolanem w twarz.

Sadystka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz