Gdy zjawia się personel sektora K, nikt z nas nie odzywa się ani słowem. Siedzę na kanapie, z nogami podkulonymi pod samą brodę, i staram się skupić uwagę na wygładzaniu krawędzi sukni. Nie patrzę na to, co dzieje się obok, ale wiem, że opatrują ranę Lamparskiego, a potem wypuszczają go z apartamentu. Gdy wychodzi Karat, z całej siły powstrzymuję się przed spojrzeniem w jego stronę. Ledwo mi się udaje.
Jeszcze jedna doba jako Alice. Jak to wytrzymam?
Kiedy zamykają się za nim drzwi, dopada mnie pustka i samotność, ale przecież wcale nie jestem sama. Są obok mnie dwaj ochroniarze, a jeden z nich pyta:
– All right?
Nie patrzę na niego, by nie okazać mu pogardy. Co on robi w takim miejscu? Po co udaje, że interesuje go los przedmiotu numer 2550? Pyta pewnie rutynowo, dając złudne poczucie, że mój los nie jest im obojętny. Nagle czuję, jakby obecność Karata i Lamparskiego w tym miejscu była wytworem mojej wyobraźni. Na tę myśl robi mi się słabo. Bez wątpienia na mojej twarzy odcisnęły się emocje, odpowiedź jest zbędna. Tępo gapię się przed siebie i facet w końcu odpuszcza.
Odwiedzamy pielęgniarkę o miłej twarzy, która ogląda moje rany, a następnie delikatnymi dłońmi opatruje najgorsze z nich. Podaje mi tabletki przeciwbólowe. Kiedy pyta, czy boli mnie gdzieś jeszcze lub czy potrzebuję z kimś porozmawiać, stanowczo zaprzeczam.
Tak jak się spodziewałam, nie prowadzą mnie już do mojego pokoju w sektorze K. Wyjeżdżamy windą na górę, a następnie plątaniną korytarzy docieramy do czarnych drzwi z napisem "Wyjście" i mniejszym "Exit" poniżej. Z każdym krokiem mocniej bije mi serce. Czuję, że jesteśmy blisko powierzchni. To ekscytujące. Nasz plan właśnie wchodzi w życie.
– Gdzie jestem? – pytam po wejściu do jasnej sypialni, patrząc na ochroniarza, który z tego, co wiem, trochę mówi po polsku. Patrzę na przeciwległą ścianę z białej cegły, potem pozostałe, pokryte tapetą, której wzór przypomina kolorowankę antystresową. Jej widok wcale nie łagodzi stresu.
– Nowy pokój – informuje mnie ochroniarz.
W białą ścianę wbudowany jest elektryczny kominek, otoczony półkami pełnymi książek, a tuż obok widzę drugie drzwi z elegancko zakrzywioną klamką. Mężczyzna wskazuje na nie dłonią.
– Łazienka.
– Kiedy ktoś do mnie przyjdzie?
– Rano – odpowiada lakonicznie, po czym on i jego towarzysz wychodzą, zamykając za sobą drzwi.
Gdyby nie okoliczności, pewnie pomyślałabym, że to przytulne miejsce. Naprzeciw kominka znajduje się łóżko king size z niebieską narzutą z maleńkimi szkicami diamentów, a na niej leży sterta poduszek z frędzelkami. Po obu stronach łóżka stoją szafki z ornamentem na szufladach. Na jednej jest taca z jedzeniem – małe bułeczki, pomidory koktajlowe, pesto, wędzony łosoś, ser feta, jajko i butelka wody. Jak w prawdziwym hotelu na prawdziwych wakacjach.
Nie mogę jeść. Sprawdzam, czy drzwi na pewno są zamknięte, a gdy to potwierdzam, przechodzę do łazienki, gdzie biorę długą kąpiel z olejkami. Leżę w pianie chyba przez godzinę, przetwarzając w myślach plan. Zastanawiam się, jak mam znaleźć Polę, skoro jestem tu zamknięta. Czy jedzenie przy łóżku oznacza, że nie wyprowadzą mnie na śniadanie?
W końcu wychodzę z wody. Teraz, gdy nie mam makijażu, widać każdy siniak, ranę i otarcie. Emocje opadają i nagle wracam myślami do wspomnienia, które odzyskałam wczoraj wieczorem. Jak mogłam zapomnieć o zdarzeniu z domu dziecka? Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? – pytam bezgłośnie własnego odbicia, ale ono nie zna odpowiedzi. A co, jeśli nikt o tym nie wie?
CZYTASZ
Sadystka ✔
ActionJestem zamknięta w białym pokoju bez klamek. Nie mam pojęcia, jak się tu znalazłam, od czego to wszystko się zaczęło i kim tak naprawdę jestem. Nie wiem, dlaczego ludzie się mnie boją. Nie pamiętam. *** - Kocham cię - powtarzam, jak zawsze delektują...