15. Reset

7.3K 636 159
                                    

– Jak to zdrajca? – Mikołaj wygląda, jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody.

– Wśród naszych, którzy pomogli wam się wydostać. Ktoś zdobył dostęp do naszego lokalizatora i dał cynk pozostałym. 

Żołądek podchodzi mi do gardła. Dobrze, że nie zdążyłam jeszcze nic zjeść, bo w tym momencie mogłoby się to źle skończyć. Mamy lokalizator? Gdzie? Znowu czuję jak w pułapce, mimo że jeszcze jestem wolna. Nie mam zamiaru wracać w to chore miejsce.

– Cholera... – Mikołaj zaciska palce na skroniach, wpatrując się w chodnik pod naszymi stopami.

– Najlepiej wsiądźcie w pociąg do Genewy. Odjeżdża co kilka minut i nie jedzie nawet godzinę.

– Do Genewy? Tam są nasze pieniądze, więc powinniśmy ruszyć w przeciwnym kierunku.

– No właśnie. Więc nie będą się tego spodziewać.

Krzyżuję spojrzenie z Mikołajem. Nie jest przekonany do propozycji kumpla, a ja nie pomogę mu w podjęciu dalszych kroków. Niczego już nie rozumiem. Podobno mieszkamy w Warszawie. Dlaczego pieniądze są w Szwajcarii?

Mikołaj nagle łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą ulicą z powrotem do stacji metra. 

– Mam plan – rzuca do słuchawki. – Dam ci znać, skąd nas zabierzecie. 

– Tak jest. 

Rozłączają się. Biegniemy tak szybko, że na miejscu Mikołaj ma lekki problem ze złapaniem oddechu. A ja dziękuję sobie, że wybrałam buty na niskim obcasie. I że mam nie najgorszą formę.

– Nici ze śniadania – mówi, gdy zbiegamy po schodach na stację metra. – Przepraszam.

Śniadanie nie ma teraz znaczenia.

– Kto nas szuka? Przecież Sakowski... nie żyje.

– To im widać nie przeszkadza. Wciąż mają chrapkę na kasę – odpowiada. – A one są w banku w Genewie. Musimy dostać się na stację kolejową. Wsadzę lokalizator do jakiegoś pociągu, będą myśleli, że uciekamy, a w rzeczywistości pojedziemy do Genewy. To rzeczywiście może ich zmylić.

– Dlaczego tam są te pieniądze? – Coś mi tu nie gra. Skąd mamy mieć pewność, że owym zdrajcą nie był właśnie ten mężczyzna, który dzwonił do Mikołaja? I że nie wpędza nas w pułapkę? Albo że Mikołaj też jest w to zamieszany?

Stanowczo wyrzucam tę myśl z głowy. Nie, to niemożliwe. Muszę skończyć z tą podejrzliwością.

Mikołaj odpowiada dopiero, gdy zatrzymujemy się przy automacie z biletami.

– Myślisz, że takie sumy trzyma się w domu? Albo wpłaca się do banku? – Śmieje się pod nosem. – Może tak, kiedy pochodzą z legalnego źródła.

Wytrzeszczam na niego oczy. Jakaś część mnie była świadoma, że pięćdziesięciu milionów trudno się dorobić, i domyślała się, że raczej nie są wygraną na loterii. Jednak czymś innym okazuje się potwierdzenie tych przypuszczeń.

– A jednak mówisz, że są w banku.

– Ty i Karat macie znajomego w jednym banku w Genewie. Pewnie się domyślasz, jak wiele potrafią zdziałać kontakty. – Płaci kartą i czeka na wydruk biletów. Po co w ogóle je kupujemy, skoro i tak działamy niezgodnie z prawem? – Facet jest szychą i załatwił ulokowanie pieniędzy bez zbędnych formalności. Nie wypłaci ich nikomu innemu, tylko wam. Dlatego właśnie was porwali.

– A skąd się dowiedzieli, że w ogóle mamy te pieniądze?

– Trudno powiedzieć. – Mikołaj podaje mi mój bilet i przechodzimy przez bramki, a potem stajemy w tłumie ludzi czekających na przyjazd metra. Trzymam głowę nisko, jakby w każdej chwili mógł mnie rozpoznać ktoś, kto z powrotem zawiezie mnie do pseudoośrodka.

Sadystka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz