60. Białe złoto

5.4K 530 138
                                    

– Bonsoir, Nelly.

Ulga, dezorientacja, obawa? Sama nie wiem, jak nazwać to, co czuję na jego widok.

– Nicholas Argent? – pytam z ironią. – Poważnie?

Szare oczy Lamparskiego i ciemne, mocno skręcone loczki to nie wymarzony widok, jaki chciałabym teraz oglądać, ale lepsze to niż jakiś nieznajomy Francuz. Ulga to chyba dobre słowo, by to opisać. 

– Chyba nie sądziłaś, że podam im prawdziwe nazwisko? – Lamparski uśmiecha się wymownie, jakby jego zagranie było do przewidzenia. – Fałszywe dokumenty się przydają, to ty mnie tego nauczyłaś.

Dotyka dłonią paska plecaka zarzuconego na jedno ramię i mierzy mnie wzrokiem. Rozpoczyna od sportowego stroju, a kończy na mojej twarzy.

– Ładnie wyglądasz.

Nie mam wątpliwości, że to on odpowiada za moją sportową garderobę – zwłaszcza że ma takie same buty, tyle że w wersji męskiej. Przywykłam do jego wymuskanych garniturów, więc ten strój wydaje się jakiś nie na miejscu.

– W blondzie też robisz wrażenie. I te kolczyki z białego złota... – Bezgłośnie wypowiada coś w rodzaju: "Uaa", a potem się przybliża. Pachnie swoimi cytrusowymi perfumami tak mocno, jakby wylał na siebie wiadro cytrynówki. Kręci mi się od tego w głowie. – Pamiętasz? – pyta cicho, unosząc brwi. Nad jedną z nich dostrzegam zaklejoną ranę, którą zostawił mu Karat, a którą on wczoraj własnoręcznie pogłębił. – Białe złoto to stop złota i srebra. Zachwycające połączenie.

Uśmiecha się z zadowoleniem, jakby to czegoś dowodziło, i wchodzi w głąb pomieszczenia. Kieruje się do barku umieszczonego w centralnym miejscu okrągłego obniżenia w lśniącej podłodze z marmuru. Pokonuje jeden jedyny stopień, po czym odwraca się do mnie.

– Czym raczymy się dzisiaj?

– Niczym.

– Dawniej każdy sukces wieńczyłaś smacznym trunkiem. Podobnie każdą klęskę.

– Nie mam wielu klęsk na koncie – odcinam się. 

– Nie masz. Może tylko rozstanie ze mną. – Obchodzi barek, by stanąć z właściwej strony. Na chwilę znika za ladą, a gdy się prostuje, w rękach trzyma butelkę red labela i litrową colę. – Ale dziś mamy sukces do oblania.

– Chyba nie uważasz naszej obecności tutaj za sukces – odpowiadam nawet ostrzej, niż zamierzałam. Nie sądziłam, że rozdrażni mnie już na samym początku.

Przysuwa sobie dwie szklanki. Bierze szczypce i wrzuca lód, a potem sięga po plasterki cytryny.

– Nie. – Nalewa whisky prawie do połowy wysokości szklanek. – Ale też nie za klęskę, bo przecież cię znaleźliśmy. A czy ty znalazłaś siostrę Łukasza?

– Tak.

– Sama widzisz. – Dopełnia szklanki colą i jakby od niechcenia pyta: – Jest gdzieś tutaj?

– W budynku numer trzy. A w którym jesteśmy my?

Nie odpowiada. Za to drinki już są gotowe.

– Rozmawiałeś z Karatem?

Podnosi na mnie wzrok z uśmiechem, ale z mojej strony nie doczeka się tego samego.

– Rozmawiałem rano, dopięliśmy wszystko na ostatni...

– A teraz? – przerywam mu. – Kiedy dowiedziałeś się, w jakim miejscu się spotkamy? Wie, że to rzeczywiście środkowa strefa?

Podchodzę do barku i czekam na odpowiedź, podczas gdy on delektuje się moją niepewnością. W końcu kładę dłoń na ladzie, nie spuszczając z niego wzroku. Nie zamierzam odpuścić.

Sadystka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz