- Jak to zniknął? Nie świruj - mówi Fosfor, gdy pół godziny później pomagam mu wyciągać zapasy jedzenia z pudeł i układać je w lodówce. - Karat nie ucieka od problemów. Wręcz przeciwnie, dla ratowania kogoś, na kim mu zależy, jest gotowy skoczyć w ogień.
- Nawet dla ratowania kogoś, kogo nie pamięta? - włącza się Łysy. Nie spodziewałam się znaleźć w nim wsparcia. I szczerze powiedziawszy, spokojniejsza byłabym, gdybym nie znalazła i gdyby wszyscy podzielali zdanie Majki. Ale najwyższy czas pozbyć się złudzeń. Oni wszyscy znali dawnego Karata, który pamiętał swoją siostrę i przyjaciół. Ja już nie jestem taka jak kiedyś i każdy widzi, że on też się zmienił. Nikt nie zna go w nowej wersji, nikt nie wie, co sobie przypomniał i co myśli o naszej sytuacji. Ani czego się po nim spodziewać.
Chciałabym wiedzieć.
- Pewnie zauważył, że uszczupliły się zapasy, i też skoczył na zakupy - rzuca wesoło Fosfor.
- Nie ma go od piątej rano - przypominam.
Wyciąga z pudła trzy tabliczki białej czekolady i patrzy na mnie z filuternym uśmiechem.
- I już za nim tęsknisz?
Podobno kiedyś potrafiłam ukrywać emocje na zawołanie. Teraz przydałby mi się obojętny wyraz twarzy i spojrzenie w stylu "chyba żartujesz". Zamiast tego korzystam z okazji, że mogę się schylić, by schować dwa soki pomarańczowe pod stół. Nie chcę tych pytań. Jest mi duszno i sama nie wiem, ile w tym tęsknoty, a ile obawy, że jego zniknięcie to moja wina.
Na szczęście nie muszę odpowiadać, bo do kuchni wchodzi Robert, wspierając się na kulach ortopedycznych. Mimo że swoje jasne włosy związał w kucyk, i tak widać, że od dawna nie zatroszczył się o fryzurę. W połączeniu ze zbolałym wyrazem twarzy i zgarbioną postawą, prezentuje się mniej więcej tak mizernie, jak ja się czuję.
- Cześć - wita się równie radosnym głosem. - Słyszałem o Karacie.
Fosfor zatrzaskuje lodówkę i odwraca się, mrużąc zielone oczy.
- Że co, zwiał? Ludzie, ogarnijcie się - mówi z irytacją. - Nigdzie nie zwiał, może pojechał na przejażdżkę, by obejrzeć okolicę. Albo przypomniał sobie mieszkanie w centrum i odwiedza je, żeby pobudzić mózg do działania. Jest tyle różnych opcji, a wy macie takie miny, jakby powiedział, że nie chce nas znać. - Wyciąga z kartonu sześciopak coli i trochę zbyt mocno ciska go pod stół. - Nie zrobiłby tego. Jesteśmy ekipą. Przyjaciółmi. - Ostatnie słowa akcentuje tak, jakby ten argument przesądzał sprawę.
- On nas nie pamięta - przypomina Robert. - Nie pamięta nawet Poli. Człowiekowi nie może zależeć na kimś, kogo nie pamięta.
- To po co dałeś mu kody do drzwi?
- Bo był... bo wtedy wydawał się... To moja wina. - Robert wygląda, jakby miał się rozpłakać.
- Niczyja wina, to dorosły człowiek! - złości się Fosfor. - Dobrze, że dałeś mu te kody. Nawet jeśli nie pamięta swojej siostry, to wie, że została porwana i ma obowiązek jej szukać. W końcu sobie ją przypomni. Są rodziną. Karat tego nie zignoruje. Powinniśmy mu zaufać. - Wyjmuje z pudła jeszcze jeden sok pomarańczowy, ale nie odkłada go, tylko odkręca i nalewa do szklanki, nie przestając mówić: - Prędzej uwierzę, że przypomniał sobie Polę i pojechał szukać jej na własną rękę. - Odkłada szklankę, a potem rzuca na bok puste pudło i zabiera się za rozpakowywanie ostatniego, które właśnie postawił przed nim Łysy.
- To też jakaś opcja - mówi Robert. - Może miał już dość, że stoimy w miejscu, i sam chce ją znaleźć.
Usiłuję udawać, że ten komentarz nie był wycelowany we mnie. Czyżby Robert też uważał, że zniknięcie Karata może mieć inne podłoże? Że przypomniał sobie wszystko, co złe, i chce teraz znaleźć się od tego jak najdalej? Sama miałabym ochotę się od tego odciąć i znów o wszystkim zapomnieć, ale spoczywa na mnie zbyt wielka odpowiedzialność. Bez informacji, którą zdobyłam, Karat raczej nie odnajdzie siostry na własną rękę.
CZYTASZ
Sadystka ✔
ActionJestem zamknięta w białym pokoju bez klamek. Nie mam pojęcia, jak się tu znalazłam, od czego to wszystko się zaczęło i kim tak naprawdę jestem. Nie wiem, dlaczego ludzie się mnie boją. Nie pamiętam. *** - Kocham cię - powtarzam, jak zawsze delektują...