Lauren
- To co zwykle? - zagadnęła uśmiechnięta blondynka po wcześniejszym przywitaniu się.
- Razy dwa - dodałam z uśmiechem, sprawiając, że brew dziewczyny uniosła się podejrzliwie. Odkąd Dinah dorabia sobie w kawiarni, wracam do posiadłości Camili o wiele później. Przesiaduje ze studentką pół popołudnia, pijąc kawę i rozmawiając na temat nudnego wykładu lub ostatnich wydarzeń. Za każdym razem zamawiam jedną, dużą porcję kofeiny z dodatkiem karmelu i puszystej pianki ozdobionej ciekawym wzorkiem. Nic dziwnego więc, że przyjaciółka nie zrozumiała mojej prośby.
- Robi się - puściła mi oczko i odwróciła się plecami, w celu obsłużenia automatu.
Po upływie niecałych dziesięciu minut dostałam do rąk dwa ozdobne kubki, z których uciekała para. Blondynka potwierdziła transakcję i wydając mi paragon zablokowała kasę, następnie wyszła zza lady i odprowadziła mnie do stolika, jednak ja delikatnie zasugerowałam trasę do drzwi wyjściowych miejscowej kawiarenki. W dalszym ciągu obdarzała mnie podejrzliwym spojrzeniem i sugestywnymi uśmieszkami.
- To dla Camili.. - odpowiedziałam nieśmiało na utworzone w jej głowie pytanie - wczoraj przysięgła mi, że ze mną porozmawia, chcę jej pomóc.. nie dam rady dzisiaj z tobą zostać
- Porozmawia o czym? - zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc wypowiedzi.
- Nie mam pojęcia jaki narzuci temat.. ale wiem, że potrzebuje pomocy. Poza tym, za wszelką cenę chcę znaleźć typa, który postanowił ją udupić - westchnęłam nieco rozdrażniona - jest mi do tego niezbędna
- Macie lepsze stosunki.. to dobrze - odparła ze słabym uśmiechem - a jak z pracą? Nie przemęczasz się?
- Ani trochę - odparłam, przypominając sobie jak powinno być. Po niecałym tygodniu naszych polepszających się relacji zauważyłam, że Cabello nie jest zainteresowana intensywnością mojej pracy w jej domu. Zawsze jest zadowolona i chwali porządek jaki panuje w danym pomieszczeniu, mimo że nie ruszyłam w nim palcem. To nie tak, że mi to przeszkadza, ale czuje wyrzuty sumienia. Dostaję do ręki kupę pieniędzy, o których mi się nawet nie śniło, tak naprawdę za nic.
Skrzywiła się, dając mi zrozumienia, że coś jest nie tak.
- Dinah? - odchrząknęłam - coś się stało?
- Nic - odparła automatycznie, spoglądając w drewnianą podłogę. Nie odezwałam się. Widzę, że coś jest na rzeczy. Postanowiłam przeczekać chwilę, aż sama zdecyduje się powiedzieć gdzie leży problem.
- Ugh.. tak myślałam.. znajdziesz czas dla swojej przyjaciółki? Jest piątek.. może wpadłabyś na pizzę i dwie butelki wina? - kąciki jej ust podniosły się, a oczy zaświeciły. Nie odpowiedziałam. Od momentu naszej kłótni próbuje utrzymywać dystans, nie chcę żadnej powtórki z przeszłości.. ale to moja przyjaciółka - albo cztery.. jak wolisz - przygryzła nerwowo wargę, obawiając się odmowy. Zdecydowanie za bardzo zaniedbałam naszą przyjaźń.
- Według uznania - posłałam jej szeroki i szczery uśmiech, a brązowooka wręcz uwiesiła się na moim ciele - udusisz mnie, Jane. Ludzie się patrzą - zaśmiałam się cicho, udając, że gapiące się pary oczu nie są dla mnie krępujące.
- Dziękuję, panno Jauregui - musnęła mój polik i wykonała krok w tył - mój dom, dwudziesta - powiedziała na koniec i po energicznym pożegnaniu radośnie pobrykała do kasy, obsługując nowego klienta.
Widząc słupek z numerem dwieście dwadzieścia dziewięć, zwolniłam. Samochód stanął przez bramą, czekając aż ta otworzy się. Po kilku sekundach wjechałam na posesję, jednak, co mnie zdziwiło, białe bmw uniemożliwiało mi wjechanie na podjazd. Nie słyszałam, żeby Camila się z kimś umówiła. A może jedzie na zakupy? Mówi się trudno, nikt nie ukradnie takiego ciężkiego byka, nie?
Wysiadłam ze swojego czarnego cudeńka i zabierając wcześniej rzeczy, łącznie z gorącymi jeszcze napojami, ruszyłam do drzwi wejściowych dużego domu. Fakt, mam swój mały domek na tyłach, ale służy mi tylko do spania. Ostatnio spędzamy dużo czasu razem, więc nie widzę potrzeby przebywania w tym małym gniazdku. Poza tym, postanowiłam poobserwować nieco młodą Cabello. Chcę poznać wszystkie jej zachowania i reakcje.
Muszę przyznać, że podekscytowanie wzięło górę. Nasze rozmowy wyglądają coraz lepiej, a Camila ujawnia coraz to więcej cech i nie da się ukryć, jest wyjątkowa. Ma w sobie tyle wdzięku i uroku, ile ja nie potrafiłam dojrzeć w innych, intrygujących osobnikach.
W każdym razie, przy zwykłym kontakcie czuje przyjemne ciepło i pozytywną energię, a patrząc na nią mogę śmiało stwierdzić, że jest w podobnej sytuacji, co ja. I naprawdę cieszy mnie fakt, że może pracować w domu. Może i jest tylko osobą, która zagwarantowała mi dość wygodne życie, ale nie uśmiecha mi się wizja szczerzącej się Camili do przypadkowego pracownika swojego działu. Wiem, że nazywają to zjawisko zazdrością, ale nie w tym przypadku. Ta nic nie znaczy. To normalna reakcja, zachodząca w mózgu.
Przeszłam przez próg tak ostrożnie, jak tylko potrafiłam, aby nie wylać zawartości kubków.
- Wróciłam! - poinformowałam starszą kobietę, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Przeszłam przez hall i dotarłam do salonu, który nie wyglądał już tak idealnie, jak zawsze.
Wszędzie walały się ubrania, papiery, jedzenie i torby, a na samym środku sterty tych wszystkich rzeczy siedział zaciekawiony całą sytuacją, przypominający pluszowego misia, Fluffy.
- Cześć, Lauren - usłyszałam przy swoim lewym uchu. Odwróciłam się na pięcie i powitałam uśmiechem zarumienioną szatynkę - wszystko w porządku? - spytała, po czym odeszła do leżącej przede mną czarnej torby.
- Tak - odparłam, utrzymując promienny wyraz twarzy - kupiłam nam kawę, może nie bananową, ale jestem pewna, że i tę pokochasz - zagadnęłam, jednak brązowooka nie zbierała się do jakiejkolwiek odpowiedzi - żeby umilić nam wspólne popołudnie.. wiesz.. chciałabym umieć z tobą rozmawiać.. tak szczerze - westchnęłam - co nam wychodzi całkiem nieźle.. ale.. to w dalszym ciągu do niczego nie prowadzi - zacisnęłam wargi, spoglądając na wykonywane przez nią czynności.
- To miłe i przepraszam - zaczęła - ale jestem zmuszona ci odmówić - przykucnęła przy białym persie i pogłaskała jego pyszczek - wyjeżdżam

CZYTASZ
(BAD)Cinderella x Camren ff
Fanfiction- Dlaczego jest tu taki burdel? -Niedawno wstałam, ciężka noc -Oh, Kopciuszku.. w takim razie po co tu jesteś? -Nie nazywaj mnie tak -Bo niby co mi zrobisz.. kopciuszku? Zdecydowanym krokiem podeszłam do zdezorientowanej szatynki. -Przekonasz się ...