- Zabiję skurwiela ! - uderzyła pięścią w stół.
- Będzie dobrze - próbowałam sprowadzić ją na ziemię, jednakże od kilkunastu minut dziewczyna kipi ze złości.
- Będzie dobrze? Jauregui, cholera, chcesz żeby komuś stała się krzywda?
- Nie, oczywiście, że nie - w sumie, ja każę się jej uspokoić ? Chwilę temu sama miałam ochotę rozwalić wszystko, więc czemu ja się dziwię?
Blondynka wzięła głęboki wdech, przetrzymała powietrze przez kilka sekund, następnie powoli wypuściła je nosem.
- Pytałaś rodziców ? Może mogliby ci pomóc
- Zwariowałaś? Gdyby usłyszeli ile to kasy.. nie mogą się dowiedzieć o niczym
- Pozwolisz na to, żeby dorwał małą?
- Nie! - krzyknęłam oburzona - poprosiłam o więcej czasu. Wyliczyłam dwanaście tysięcy, niedługo wrócę do pracy
- Lauren, wiem jak ci zależy. Ale zrozum, że tam zarabiasz grosze! Musimy znaleźć ci coś innego. Pozwól mi - zrobiła maślane oczka. Cwaniara wie, jak na mnie działają takie drobne czyny.
- Okej, okej - uniosłam ręce w geście obronnym.
Dinah pisnęła z radości i stanęła przy mnie. Z całej siły ścisnęła moje ciało swoimi ramionami.
Syknęłam z bólu, gdy dłonią najechała na miejsce, w które zostałam kopnięta przez tego damskiego boksera, noszącego nazwisko Mahone.
Na wydany przeze mnie dźwięk przyjaciółka niemalże od razu mnie puściła.- Przepraszam - westchnęła i podreptała do biurka, włączając zasilanie laptopa - będziesz mi jeszcze dziękować
- W postaci?
- W postaci różowej trumny! I znalezieniu mi męża ! I chodzenia na imprezy częściej niż teraz! I karmienia mnie swoimi specjałami !
Obie zaśmiałyśmy się na jej zachcianki.
- Lauren do mnie!! - usłyszałam wrzask z salonu. Był to jednak rodzaj tego pogodnego wrzasku.
Ostatni raz przetarłam lustro w łazience, spoglądając w nie zadowolona.
Przyglądałam się sobie przez dłuższy czas. Strasznie się zaniedbałam w przeciągu dwóch dni wolnych od pracy. Przydałoby mi się podcięcie włosów i zakup jakichś nowych ciuchów. Oby Jane nie miała planów na najbliższy weekend. Niech lepiej szykuje portfel i zapas sił, przewiduję całodzienne chodzenie po sklepach. W tym obejście wszystkich fastfoodów.- Wypatrzyłaś coś ? - zagadnęłam. Oparłam się o framugę i wbiłam wzrok w podekscytowaną dziewczynę.
- " Zatrudnię opiekunkę do dwójki małych dzieci, wszystko do ustalenia telefonicznie oraz podczas spotkania" - wyczytała z ekranu - Laur, zobacz lokalizację! To niedaleko!
- Opiekunka ? Napisała przynajmniej ile zapłaci? - prychnęłam, bo nie uśmiecha mi się taki zawód. Uwielbiam dzieci całym swoim sercem, ale obawiam się, że moje nerwy spowodowane uczelnią lub Austinem odbiją się na tych bezbronnych istotkach.
- Za godzinę pięćdziesiąt dolarów
Przymknęłam powieki, w myślach obliczając okres, przez który musiałabym tam przychodzić. Chociaż pewnie przyzwyczaiłabym się do maluchów i finalnie nie chciałabym stamtąd odchodzić.
- Shit
- Co jest ? - zdziwiona ruszyłam w jej stronę.
- Ma ustawione zdjęcie.. przecież to jebana seksbomba! Lauren, jeśli szuka opiekunki, to może oznaczać, że nie ma nikogo. Przecież to idealnie dla ciebie, spójrz na nią!
Oparłam głowę o jej ramię i wbiłam wzrok w stronę internetową. Racja, kobieta była wyjątkowo śliczna i zgrabna. Piwne, duże oczy. Długie rzęsy i ciemne brwi. Gęste, jasne włosy, opadające na jej ramiona. Uśmiech miała zjawiskowy.
- Jeśli nie chcesz, to ja się za nią biorę - parsknęła śmiechem - nie będziesz musiała szukać mi partnera
- Podaj mi numer, zadzwonię
- Nie ma opcji, ja tu jestem od interesów. Ciocia Dinah załatwi ci niedość, że pracę, to jeszcze żonę
Wyjęłam iPhone'a i podałam go jej. Ta szybko odblokowała go i wybrała numer. W mieszkaniu zapadła całkowita cisza, którą przerywały tylko ciche sygnały dobiegające z głośnika.
- Tak? Dziękuję. W porządku, w razie czego proszę pisać na ten numer. Myślę, że sobota będzie okej. Tak, tak. Umówimy się drogą smsową. Do widzenia, miłego wieczoru
Z szerokim uśmiechem odłożyła czarne urządzenie na poprzednie miejsce.
- Umówiłam cię z nią. Mówię ci, będzie wspaniałe
____________________________

CZYTASZ
(BAD)Cinderella x Camren ff
Fanfic- Dlaczego jest tu taki burdel? -Niedawno wstałam, ciężka noc -Oh, Kopciuszku.. w takim razie po co tu jesteś? -Nie nazywaj mnie tak -Bo niby co mi zrobisz.. kopciuszku? Zdecydowanym krokiem podeszłam do zdezorientowanej szatynki. -Przekonasz się ...