25.

4.9K 270 25
                                    

loudempsey: ❄⛄

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

loudempsey: ❄⛄

👥 johngmz.

Liczba polubień: 313K.
brianlogandales, johngmz, crystalleigh, josephineskriver, ashtonirwin, joshuamontgomery, bryannaholly, malachidempsey, calumhood, bohnes i 313,761 innych lubią twoje zdjęcie.

Komentarze (161)
( Zobacz więcej)

devon.mayfilger: 😍

rushmeno: u la la

bryannaholly: zawsze piękna 💕 zdecydowanie jesteś górą 👑

johngmz: brak słów zupełnie jak na żywo 🔥

lisabethcollins: pięknie kuzynko 😊

gloriaanna: cal nie wie co stracil 😂

crystalleigh: ❤

winter_loughn: o jaaa 🙈

loudempsey: oby w jutro nie zabrakło ci słów 😂😘 @johngmz

brunaleggeri: omg czy oni się spotykają? @loudempsey @johngmz

josettemcollier: czy @johngmz to twój chłopak? @loudempsey

─ Nigdy nie będziesz obiektywny. Kochasz mnie, ale Calum jest twoim idolem, brakuje ci tylko jego ołtarzyka, chociaż widząc, że zamykasz za sobą drzwi zaczynam się zastanawiać czy go nie masz ─ powiedziałam pod nosem, gdy Malachi przerzucił torbę sportową przez ramię.
─ Bardzo zabawne i nie, nie mam ─ burknął w odpowiedzi i zabrał z komody rękawice.
─ Ale tak jest, nawet zacząłeś trenować.
─ Prawda, ale wcale nie ze względu na to. Z resztą nie ważne. Po prostu moim zdaniem nie powinnaś pakować się tak szybko w kolejny związek ─ powiedział pospiesznie, zapinając zamek błyskawiczny swojej kurtki.
─ Dziękuję za radę ─ odparłam, wzdychając cicho. Prawdę mówiąc to nie wiedziałam już czego ode mnie wymagał. Na samym początku, w fazie kiedy to uznał Caluma za frajera wspierał mnie i nawet wyciągał na imprezy żebym kogoś poznała, ostatecznie nawet swatając mnie ze swoim przyjacielem, z którym swoją drogą nie miałam kontaktu od pamiętnej imprezy u Crystal. Od tego zaś czasu minęły dwa tygodnie. W ciągu tych dni moje życie kręciło się wyłącznie wokół pracy i obowiązków z nią związanych, ale któregoś wieczoru dałam się namówić na mały, kameralny wręcz koncert The Summer Set w jednym z nowojorskich klubów. Spotkałam Bryannę, Alexa, Jo i oczywiście Briana. Ale poza Brianem był ktoś jeszcze. John to jego wieloletni przyjaciel i tak jak on pochodzi z Scottsdale, z Arizony. W The Summer Set gra na gitarze i ma świra na punkcie mody, butów marki Vans oraz Drake'a. Choć znaliśmy się już wcześniej, to dopiero wtedy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, aż nie zaprosił mnie na kawę następnego dnia.
Wówczas też zrobiliśmy te zdjęcia, z których jedno zdecydowałam się wstawić dopiero dziś i przy okazji go oznaczyć. Sama nie jestem pewna, czy nie zrobiłam tego z myślą o Calumie, choć to kompletnie bez sensu, w końcu od jakiegoś czasu jest w szczęśliwym związku z Elsą.
I naprawdę cieszę się z jego szczęścia.
Naprawdę.
─ To szalone prawie rok temu mieliśmy obsesję na punkcie The Summer Set a teraz umawiasz się z ich gitarzystą. Ale pamiętaj, że każdy rockman to dupek ─ dodał i ostatecznie opuścił nasze mieszkanie, by udać się na trening. Trenował boks od jakiegoś czasu, dwa lub trzy razy w tygodniu, bo tylko na tyle pozwalała mu praca i studia, które wyjątkowo dobrze ze sobą godził. W każdym razie ja go podziwiałam, bo sama nie dałam rady pogodzić obu tych rzeczy i ostatecznie zrezygnowałam z uczelni.
Wyjściu Malachi'ego towarzyszyło całkiem głośne trzaśnięcie drzwiami, które sprowadziło mnie na ziemię. Było już po siódmej, a za niecałą godzinę musiałam być już w pracy, na Manhattan Beach. Dojazd tam nie należał do najprostszych, ale nie był także fatalny. Mimo to zerwałam się z miejsca jak poparzona i ubrałam czapkę, płaszcz oraz szal. Buty zapięłam w drodze do drzwi i opuściłam mieszkanie. Zrobiłam trzy, może pięć kroków zanim zorientowałam się, że nie zabrałam torebki, więc wróciłam się, zabrałam ją i wyszłam ponownie na klatkę, napotykając Caluma, który niczym Malachi z przewieszoną przez ramię torbą sportową zamykał drzwi od swojego mieszkania.
─ Ciężki poranek? ─ zagadnął mnie od razu.
─ Prawdopodobnie jestem już spóźniona na wcześniejszy autobus, więc tak ─ odpowiedziałam, wzdychając cicho.
─ Podrzucę cię.
─ Nie trzeba, Cal.
─ Daj spokój, jedziesz na Manhattan Beach. Trenuję tam, a w zasadzie to w okolicy, ale to żaden problem ─ oznajmił z uśmiechem, wrzucając na oślep klucze od mieszkania do czarnej torby. W jego towarzystwie zjechałam windą na podziemny parking, jednak przez tę część podróży nie zamieniliśmy nawet słowa. Może oboje czuliśmy się odrobinę skrępowani przez wzgląd na tę sytuację i wszystko to, co kiedyś nas ze sobą łączyło.
Na szczęście potem było już odrobinę lepiej, bo nawiązał się między nami dialog.
─ Słyszałam, że mieszkasz z Elsą.
─ Nie. Wciąż mieszkam sam ─ wyznał, zmieniając pas.
─ Nie wprowadziła się?
─ Nie. Mieszkam sam ─ uciął temat, przez co poczułam się dziwnie. Malachi mówił, że mieszkają razem i kto jak kto, ale on wiedział o wszystkim co dotyczyło życia Caluma. ─ Praca ci się podoba?
─ Bycie kelnerką nigdy nie było szczytem moich marzeń, ale co mogę zrobić. Ciągle składam tysiące CV na nic ─ westchnęłam, a rozmowa znów utknęła w martwym punkcie. Strasznie trudno nam się rozmawiało ostatnimi czasy i naprawdę nie wiedziałam już co powinnam z tym zrobić, jak to naprawić. W końcu jesteśmy sąsiadami, bez sensu abyśmy unikali się przez kolejne wieki, albo dopóki któreś z nas się nie wyprowadzi.
Kiedy dostarliśmy pod knajpę, w której pracowałam podziękowałam mu i odpięłam pas. Pożegnaliśmy się jak osoby, które dopiero co dziś się poznały: zwykłym, odrobinę wymuszonym zwrotem "do zobaczenia" a potem wysiadłam z auta i odwróciłam się raz, ale auta Caluma już nie było.

Byłam kompletnie zmęczona, więc po raz kolejny skorzystałam z udogodnień budynku i wsiadłam do windy. Zawiozła mnie ona na odpowiednie piętro dzięki czemu uniknęłam żmudnej wędrówki na moje piętro oraz spowolnienia przez firmę przeprowadzkową. Prawdopodobnie państwo Anderson w końcu sprzedali komuś mieszkanie i czekało mnie spotkanie z nowymi sąsiadami z góry.
Ale nie tym razem.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że wszyscy mężczyźni niosą kartony do mieszkania na przeciw mojego. Mało tego. W jego progu stała długonoga blondynka, ubrana w porannik, ze związanymi w kok włosami. Z wejścia drygowała każdym z pracowników, a do mnie jedynie uśmiechnęła się gdy na nią spojrzałam. Nie czekając na nic otworzyłam drzwi do swojego mieszkania i z prędkością światła weszłam do niego. Oparłam się plecami o powłokę drzwi, mierząc się z dziwnym spojrzeniem brata. niosącego miskę w lewej dłoni.
Więc mnie okłamał, mieszkają razem.





Wróciłam. Mam już pomysł na ciąg dalszy.

bokser ◤ hood.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz