One shot - Daichi Sawamura

3.5K 148 11
                                    


  Wygrany one shot dla @gun_woman ! Mam nadzieję, że podołałam zadaniu! Miłego czytania! 
Wstawiam post raz jeszcze, gdyż niechący go usunęłam -_- 

_________________________________________________

  "Daichi-kun
      Pisanie list
ów nie jest moją dobrą stroną, jednak tylko w ten sposób, jestem w stanie wyjaśnić wszystko co czułam, co mnie trapiło, przytłaczało, co sprawiało radość, czego nie żałowałam, a co bym zmieniła. Mam nadzieję, że każdy szczegół będzie dla Ciebie jasny w moim przesłaniu.

      Zacznijmy więc od początku. Mówi Ci coś data 4 kwietnia 2016? ... Zapewne nie. To dzień naszego poznania. Doskonale pamiętam ten moment. Ciepły wiosenny poranek. Powoli truchtałam sobie wzdłuż bram szkoły, popijając wodę o smaku [smak]. Pierwsze trzy dni były bardzo ciekawe. Uczniowie miło mnie przyjęli, choć zaczęłam naukę w Karasuno od drugiej klasy. Zapatrzona w prześlicznie kwitnące drzewa wiśni, nie zauważyłam, że przed wejściem na teren szkoły, ktoś stał. Byłeś to Ty. Wylałam na Ciebie swój napój. Ogarnęło mnie przerażenie. Spanikowałam i wyciągając pospiesznie chusteczkę z kieszeni marynarki, zaczęłam trzeć Twoją wilgotną od wody koszulę. Byłam na tyle zdezorientowana, że uszedł mojej uwadze fakt, iż chustka była brudna. Brudna od [kolor] szminki, którą starłam przed wyjściem do szkoły, stwierdzając, że źle w niej wyglądałam. Policzki zaczęły mnie piec. Ciśnienie mi podskoczyło. Uderzyłam się w głowę za swoją nieuwagę. Nachyliłam się nad Tobą. Błagalnie wręcz prosiłam Cię o wybaczenie. A Ty ... zaśmiałeś się. Położyłeś rękę na moim ramieniu i nakazałeś mi się wyprostować. Spojrzałam w Twoje rozbawione, brązowe oczy i dostrzegłam w nich ogrom ciepła. Lżej zrobiło mi się na sercu. Odrzekłeś, że nic się nie stało. Że to tylko koszula, ale mi było przykro. Przykro z powodu, że tak źle zaprezentowałam się przed takim miłym chłopakiem. Czułeś moje zdenerwowanie, dlatego żeby rozładować napięcie powiedziałeś: "Czy nie uważasz, że ten kolor bardzo do mnie pasuje?". Wskazałeś na dużą, [kolor] plamę po lewej, górnej stronie koszuli. Mimowolnie parsknęłam śmiechem. W ogóle nie pasował. Zaśmiałeś się wraz ze mną. Przedstawiliśmy się sobie i oboje ruszyliśmy w stronę szkoły. Uznałam to za początek czegoś dobrego. Czułam to. Emanowałeś tak przyjemną aurą, że nie sposób było Cię nie polubić. Stojąc przed moją klasą, życzyłeś mi powodzenia w nowej szkole i odszedłeś.
      Na początku widywałam cię urywkowo na przerwach. Później często prowadziliśmy kilka dłuższych rozmów. Lubiłam wypytywać Cię o Twoje zainteresowania. Pasje. O Twoją przyszłość. Uwielbiałam słuchać z jak wielkim zaangażowaniem poświęcesz się siatkówce. Jakie ma dla Ciebie znaczenie. Chcesz wypełnić obietnicę daną byłemu kapitanowi, że będziecie walczyć o każdą szansę, by Karasuno znów wzbiło się na szczyt. Wierzyłam. Wciąż wierzę, że Wam się uda. Z Tobą, jako kapitanem drużyny, fundamentem zespołu, źródłem waszego ducha walki, jestem niemalże pewna... dopniecie swego!
      Nasz kontakt z każdym dniem się polepszał. I z każdym dniem, moje uczucie do Ciebie rosło. Byłam tobą zauroczona. Imponowałeś mi swoją opiekuńczością, cierpliwością i wyrozumiałością. Zawsze byłam roztrzepana. Brak
owało mi piątej klepki, lecz przy tobie czułam, jakby wszystko było na swoim miejscu. Jakbyś miał mnie w ryzach, zapanował nad chaosem wokół mnie. Podobało mi się to. Lubiłam to. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam Cię do szczęścia. Wzbudzałeś we mnie zaufanie. Miałam do Ciebie ogromny szacunek.
      Pamiętam
dobrze jedno nasze spotkanie. Tak naprawdę, natrafiliśmy na siebie przypadkiem. Była niedziela. Dość chłodny dzień. Szliśmy przez miasto. Ja po jednej stronie, Ty po drugiej. Tak bardzo chciałam Cię zobaczyć, że nie patrząc przed siebie, po prostu przebiegłam przez jezdnię omal nie wpadając pod koła dwóch samochodów. Zwróciłeś na mnie uwagę, gdy rozbiegł się głośny dźwięk klaksonów. Podszedłeś poddenerwowany przez moje zachowanie. Nie potrafiłam powiedzieć Ci, że przecież narażałam życie, tylko po to, by Ciebie zobaczyć. Skłamałam, że biegłam z zamiarem uratowania kota, który w porę się wystraszył i uciekł. Skarciłeś mnie, że było to bardzo nierozsądne z mojej strony. Że mam tak więcej nie robić, bo inaczej stanie mi się krzywda. Spojrzałeś na mnie od góry do dołu i dodałeś, że powinnam się cieplej ubierać, bo znów będę chora. Wziąłeś mnie za rękę i pociągnąłeś do niewiadomego mi miejsca, którym następnie okazała się mała, przytulna, kawiarnia za rogiem. Zamówiłeś nam gorącą czekoladę, dodając, że powinnam wypić coś ciepłego. I jak tu było się Tobie oprzeć? Uwielbiałam Twoją troskę. Pokochałam Cię za to. Wystarczyło, że złapałeś mnie za rękę, aby zakochała się w Tobie. Widziałam, że coś Cię dręczy. I przeczuwałam też, że zabrałeś mnie właśnie tam, aby komuś się wyżalić. Trafiło na mnie. Los? Szczęście? Przypadek? Powiedziałeś mi wtedy, że bardzo obawiasz się eliminacji do Turnieju Wiosennego, że po przegranym meczu z Aoba Johsai w Inter High znów możecie odnieść klęskę. Bałeś się, że zawiedziesz jako kapitan, że nie dasz rady utrzymac pewności drużyny, ich ducha walki, co dla mnie było zaskoczeniem, ponieważ zawsze uważałam, że duch walki Karasuno ... to Ty Daichi-kun. Cały czas tak twierdzę. Na domiar wszystkiego odrzekłeś, że nawet jeśli wygracie z Seijoh, waszym największym rywalem okaże się Shiratorizawa... i tu mnie zszokowałeś... doskonale pamiętam Twoje słowa: " Może pokonamy Seijoh, ale nie wygramy z Shiratorizawą". Byłam tak oburzona tymi słowami, że nie czekając, aż mój rozum mnie powstrzyma... uderzyłam Cię. Uderzyłam Cię w twarz. Byłeś zdziwiony. Ja nie wiedziałam co powiedzieć. Zaczęłam Cię przepraszać, a Ty, jak gdyby nigdy nic, wstałeś, podszedłeś do mnie i przytuliłeś. "Właśnie tego potrzebowałem. Dziękuję [T.I]-chan." to powiedziałeś z wielkim uśmiechem na ustach, z błyszczącymi oczami i czochrając moje włosy, wyłożyłeś pieniądze na blat i dodając, że musisz iść na trening, wyszedłeś. Z początku nie wiedziałam, jak mam to rozumieć. Zastanawiałam się, czy na pewno przemówiłam ci do rozumu, lecz kiedy na myśl przyszedł mi Twój wyraz twarzy. Uśmiech, oczy. Byłam pewna, że dotarło do Ciebie jak ważną rolę odgrywasz. Że powienienieś być ostatnią osobą, która miałaby jakiekolwiek wątpliwości co do wygrania meczu. Ucieszyłam się. Ogarnęła mnie radość, że Ci pomogłam. Że mnie wysłuchałeś, wziąłeś do serca moje rady i mój 'plaskacz'. Miałam coraz większe nadzieje. Byłam w zupełności pewna, że po prostu Cię kocham.
      I tak obserwowałam Cię przez całe dnie. Patrzyłam jak wypełniasz swój wolny czas treningami. Nic innego się dla
Ciebie nie liczyło. Powoli ograniczałeś nasze rozmowy do jednej na dzień, aż w końcu wystarczało Ci powiedzieć mi zwykłe 'Hej' i szedłeś dalej. Czasem ciągnęłam Cię za język, chcąc zachęcić do rozmowy, pytałam o różne rzeczy, lecz tak szybko na nie odpowiadałeś, jak szybko Ci je zadawałam. Przerwy spędzałeś z chłopakami z klubu. Omawialiście wiele kwestii odnośnie nowych zagrań, ataków, rozegrań. Byłeś tak zaabsorbowany siatkówką, że zapomniałeś, że istnieję. Bolało mnie to. Bolało mnie, że kiedy przechodziłeś, rzucałeś zwykłym 'cześć', jakbyś robił to z przyzwyczajenia. Nie chciałam źle Cię oceniać. Czasem przychodziłam na wasze treningi mając nadzieję, że w końcu zauważysz mnie, że przypomnisz sobie i choć mówiłeś "Fajnie, że wpadłaś" ja nie czułam już tego co wcześniej. Brakowało mi uczucia, a przecież obdarześ nim wszystkich wokół siebie. Przyjaciół, bliskich, chłopaków z klubu, a mnie pomijałeś. Jakbym była zbędna. Jakbyś znudził się mną. Jak miałam to rozumieć? Byłeś i już Cię nie ma. Tak po prostu wymazałeś mnie ze swojego życia? Ciążyłam ci? Przeszkadzałam? Może tak naprawdę kłamałeś? Wcale nie zrozumiałeś dobrze mojego uderzenia. Może przez ten jeden akcent, przekreśliłeś mnie? Stwierdziłeś, że nie chcesz zadawać się z kimś kto nad sobą nie panuję? W końcu zawsze byłam inna. Przeciwna Tobie. I nagle wszystko przestało mieć sens. Uświadamiałam sobie, że cała znajomośc z Tobą to była tylko litość. Było ci mnie szkoda. Ja taka nieporadna. Chaotyczna. Nowa w waszym otoczeniu. Uznałeś, że trzeba mi po prostu pomóc, bo masz dobre serce. A z racji, że charakterem, zachowaniem kontrastowałam z Twoim, mogłam ci jedynie zawadzać. Niepotrzebnie namieszać w życiu.
      Utwierdzając się w przekonaniu, że byłam dla Ciebie kłopotliwa, zrodziła się we mnie nienawiść. Ale do czego? Do Ciebie, że pozwoliłeś mi Cię pokochać? Czy do siebie, że byłam taka naiwna.
Nie potrafiłam zdecydować co było gorsze. Moja miłość do Ciebie Daichi-kun, czy nienawiść, która ogarniała mnie, gdy przestałam się dla Ciebie liczyć. Zawsze. Co noc. Ułożona do snu. Czasem mimowolnie. Zadawałam sobie to jedno pytanie. Czy tylko udajesz, czy naprawdę nie pojmujesz jakim uczuciem Ciebie obdarzyłam?Pomiędzy miłością, a nienawiścią, jest naprawdę cienka granica. A ja niewątpliwie znajdowałam się na samej jej lini. Zmieszana. Zagubiona. Nie wiedziałam co mam robić. Którą stronę wybrać. Chciałam z Tobą o tym porozmawiać. Chyba potrzebowałam usłyszeć Cię jeszcze raz. Przyszłam przed treningiem, ale mnie zbyłeś. Powiedziałeś, że musisz ciężko trenować, aby reszta nie straciła gardy. Musiałeś pokazać im jak ważne jest teraz przygotowanie. I dodałeś, że skoro macie wygrać z Shiratorizawą, musicie ciężko pracować. I poczułam się dziwnie. Zagrzałam Cię do walki, tym samym przekreślając swoje szanse. Starałam się pocieszać, wmawiając sobie, że po eliminacjach będzie lepiej, że pojmiesz parę ważnych rzeczy. Znów zacznę się dla Ciebie liczyć. Jednak uświadomiłam sobie jedno. Przecież na Turnieju Wiosennym w Tokio, będą zespoły silniejsze nawet od Shiratorizawy. I na nowo, wrócił mój smutek i rozgoryczenie.
      Naprawdę nie chcę Cię nienawidzić. To, że się w Tobie zakochałam nie jest Twoją winą. Jednak sądziłam, że moje uczucia co do Ciebie są Ci wiadome. Widzisz je. Pojmujesz. I to mnie bolało najbardziej. Pozwoliłeś mi żyć z nadzieją, że kiedyś będziemy razem. ...
Nie żałuję. Nie żałuję, że Cię poznałam. Że pokochałam. Wart jesteś każdej mojej łzy. Może po prostu nie byłeś mi pisany, a ja bez opamiętania wierzyłam, że nam się uda. Wierzyłam. Tylko ja.
      Nie wiem, czy dobrze robię wręczając Ci ten list
dzień przed twoim wyjazdem do Tokio. Napisałam go by przekazać Ci co czuję. Zwrócić uwagę, że wciąż tutaj jestem. I może stałam się dla Ciebie zwykłą znajomą, to mimo tego jak mnie postrzegasz, chciałam przekazać Ci jak z tym wszystkim się czuję. Nie chcę, abyś miał mnie na sumieniu. Pragnę tylko byś zrozumiał co Ci przekazałam. Jeśli naprawdę, znajomość ze mną nie jest Ci na rękę... po prostu mi to powiedź. Dostosuję się.
      D
aj z siebie wszystko na Turnieju! Niech Twoja praca nie pójdzie na marne. Jedź tam z przekonaniem, że wygracie! Że pokażecie im wszystkim jaką siłę skrywa Karasuno! Pamiętaj, że jesteś ogromnym wsparciem dla drużyny! Że bez ciebie nie doszliby tak daleko. Ciesz się taką wspaniałą okazją. Nabierz jeszcze więcej doświadczenia. I wypełnił obietnicę! Wiedz, że mimo wszystko jestem z Tobą. Wspieram Ciebie i wierzę, ... że wrócisz jako zwycięzca!
[T.I]-chan"

Scenariusze Haikyuu!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz