Kiedy profesor McGonagall wprowadziła ich do Wielkiej Sali, wśród chmary pierwszorocznych rozeszły się pełne uwielbienia westchnienia i podniecone szepty. Kilka osób rozpychało się łokciami, byleby tylko zapewnić sobie najlepszą widoczność. Raz czy dwa nadepnięto mu na nogę lub trafiono pod żebra.
Był zdecydowanie niższy niż większość jego rówieśników. Właściwie, na pierwszy rzut oka nikt nie uznałby go za jedenastolatka. Czarne włosy okalały mu twarz i idealnie ukrywały znienawidzoną bliznę, zielone oczy błyszczały za okrągłymi szkiełkami okularów. Luźna, czarna szata tuszowała niedowagę i zwisające na nim mugolskie ubrania. Głowę cały czas miał zwieszoną, a spojrzenie utkwione w podłodze.
Niemal nie zwracał uwagi na słowa wicedyrektorki, kiedy mówiła o Ceremonii Przydziału. Znał to już na pamięć. Odkąd skończył osiem lat, uczestniczył w każdej powitalnej uczcie. Oczywiście nikt nie miał o tym pojęcia, z wyjątkiem jego opiekuna.
Zawsze potrafił dobrze się ukrywać, była to pierwsza umiejętność, jaką posiadł we wczesnym dzieciństwie.
„Nikt nie może się dowiedzieć, nikt nie może zauważyć." - dwie najważniejsze zasady wpajane mu „od zawsze". Jedne z tych bezwzględnych zasad, które podobno mają chronić, a tak naprawdę przynoszą jedynie nieszczęście.
Z listy wyczytywano kolejne osoby. Widział wystraszonych jedenastolatków siadających, na kilka sekund, na stołku, by zaraz później z szerokim uśmiechem skierować się do swojego stołu. Swojej nowej, szkolnej rodziny. Podniósł wzrok, czując na sobie palące spojrzenie. Nie uniósł głowy, po prostu spojrzał nieco wyżej i przez zasłonę czarnych kosmyków dostrzegł jednego z nauczycieli. Kojarzył go. Severus Snape, hogwardzki nauczyciel Eliksirów i opiekun Slytherinu. To właśnie on dostarczał mu najwięcej atrakcji spośród całej kadry nauczycielskiej. Uwielbiał, kiedy mężczyzna nocą patrolował korytarze, a on przemykał w cieniu, specjalnie robiąc nieco szumu, by poinformować go o swojej obecności. To była jego prywatna zabawa w ganianego.
Teraz mężczyzna przyglądał mu się z żywym zainteresowaniem, właściwie nie dostrzegając, że chłopak również go obserwuje.
- Harrison Snape... - padło jego imię, a w następnej chwili McGonagall zamrugała i w oczywistym osłupieniu jeszcze raz zerknęła na trzymany w dłoniach pergamin. Mistrz Eliksirów zastygł w absolutnym bezruchu i jedynie wpatrywał się w tłum pierwszorocznych z szokiem.
Brunet, nie zwracając na nich uwagi, podszedł do krzesła i wsunął się na nie, machając nogami. Nim za duża tiara przesłoniła mu widok, zdołał jeszcze dostrzec wręcz przerażony wzrok wicedyrektorki.
- Witaj Harry. - W jego głowie rozległ się nieco leniwy głos Tiary Przydziału. Posłał ku niej kilka przyjemnych uczuć, traktując to jako przywitanie.
- Cichy jak zwykle - zaśmiała się. - I co ja mam z tobą począć? Minął już twój czas na przystosowanie się do tego wszystkiego, od dzisiaj będziesz musiał zmierzyć się z czarodziejskim światem i swoją przeszłością. Do tego będziesz potrzebował domu, który wykształci u ciebie zmysł przetrwania i inteligencję. Ravenclaw byłby tutaj odpowiednim wyborem, zważając na twoją chęć zdobywania wiedzy.
Harry zaprotestował, podsyłając jej obraz ciemnowłosego profesora z haczykowatym nosem.
- Rozumiem, że chcesz poznać bliżej swojego ojca. Slytherin również może być odpowiednim wyborem, ale może również nastręczać ci kilku problemów - przyznała tiara.
Zdecydowanie zabłysło w umyśle chłopca i artefakt zaśmiał się dźwięcznie.
- No cóż, najwyraźniej nie pozostawiasz mi wyboru - stwierdziła Tiara. - Niech więc będzie... SLYTHERIN!
CZYTASZ
Niema Dusza
FanfictionPorzucony przez rodzinę, która miała się nim opiekować, Harry trafia pod opiekę Albusa Dumbledore'a. Na trzy lata Hogwart staje się jego domem, jest tylko jedna zasada. Nikt nie może go zobaczyć. Pierwszego września tysiąc dziewięćset dziewięćdzies...