Harry przeniósł się siecią Fiuu do Dworu Malfoy'ów. Na jego widok Narcyza zamarła i obrzuciła go niepewnym spojrzeniem.
–Dzień Dobry, pani Malfoy – powiedział, przywołując na twarz wymuszony uśmiech i całując wierzch dłoni kobiety. Czarownica momentalnie się rozpromieniła.
– Ach, witaj Harrison! Nie spodziewałam się ciebie tak szybko, przecież z Draco widzieliście się ledwie wczoraj. Nawet nie poinformowałeś o zamiarach odwiedzin – pod koniec w jej głosie zabrzmiała ostrzegawcza nuta, a Harry skrzywił się wewnętrznie.
– Proszę o wybaczenie. Właściwie moje niespodziewane odwiedziny spowodowane są niecierpiącą zwłoki sytuacją, przez którą natychmiast muszę spotkać się z panem Lucjuszem – przyznał. Jakby na zawołanie do salonu wszedł starszy Malfoy, a tuż za nim, w jego cieniu kroczył Draco. Chłopak na widok Snape'a wciągnął cicho powietrze i pobladł na twarzy o kilka odcieni.
– Panie Malfoy... – Harry ukłonił się sztywno przed starszym czarodziejem. Zawsze przebywając w pobliżu Malfoy'ów był wprost przerażony. Jeszcze jako dwunastolatek poznał temperament Lucjusza i jego przywiązanie do tradycyjnych oficjałów.
– Tak właśnie myślałem, że wkrótce do mnie wpadniesz, Harrison.
Coś w wyrazie twarzy blondwłosego mężczyzny sprawiło, że po plecach chłopaka przeszły ciarki. Nie pozwolił by na jego twarzy odmalowała się jakakolwiek emocja, która mogłaby świadczyć o słabości. Nie odważył się także spojrzeć na Draco.
– Zapraszam ciebie i Draco, do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać. – Machnięciem ręki Malfoy dał im znak by poszli za nim. Draco niemal natychmiast przeniósł się do boku przyjaciela, a kiedy znaleźli się na korytarzu pozwolił by ich dłonie się o siebie otarły.
Przed oczami Harry'ego zatańczyła wizja jego samego opuszczającego posiadłość. Spojrzał na Dracona i ledwo zauważalnie pokręcił głową.
Kiedy wreszcie znaleźli się w gabinecie, Lucjusz machnięciem ręki zezwolił im na zajęcie dwóch foteli, a sam usiadł po drugiej stronie biurka. Zaczął mówić, a z każdym jego kolejnym słowem, Harry widział jak z twarzy Draco znikają kolory.
***
Severus budził się, czując jak z każdym, nawet najpłytszym oddechem, jego klatka piersiowa protestuje. Miał wrażenie, jakby ktoś zrobił sobie sitko z jego kości, mięśni i ścięgien. Zamroczony umysł nie był w stanie poskładać do kupy szalejących wspomnień i obrazów. Wiedział, że musi o czymś pamiętać, przekazać jakąś wiadomość, pilnować kogoś, ale nie miał pojęcia, o co chodziło.
– Jak on się czuje Poppy? – W mglistych wspomnieniach dopasował barwę głosu do Albusa. Zastanawiało go tylko, co tym razem się stało, że dyrektor pytał o czyjeś samopoczucie uzdrowicielkę? Czyżby znowu jakiś wybuch na eliksirach? Longbottom pomieszał coś w składnikach? Ale w takim razie co z resztą uczniów? Czy jego Ślizgonom nic się nie stało? Co z Harrisonem?
Harrison!!!
Nagła świadomość uderzyła w niego z siłą Błędnego Rycerza i poderwał się do siadu, żałując tego niemal w tej samej chwili. Ostry, rwący ból w klatce piersiowej wyrwał niespodziewany krzyk z gardła czarodzieja.
– Severusie Snape, jeśli zaraz się nie uspokoisz i nie przestaniesz psuć pracy swojego syna, przykleję cię do łóżka! – W tonie głosu Popy nie było ani odrobiny żartu. Kobieta stała nad nim z ramionami założonymi na piersi i wzrokiem, od którego nawet sam ponurak podkuliły ogon i uciekł.
– G.. gdzie jest mój syn? – zapytał, przeklinając się w myślach za to jak słabo brzmiał jego głos. Wezwanie Czarnego Pana okazało się zupełną katastrofą, musiał ostrzec Albusa, musiał chronić swoje dziecko... W polu widzenia Mistrza Eliksirów pojawił się Dumbledore. Severus nigdy jeszcze nie widział go również smutnego i wyglądającego tak... staro.
CZYTASZ
Niema Dusza
FanfictionPorzucony przez rodzinę, która miała się nim opiekować, Harry trafia pod opiekę Albusa Dumbledore'a. Na trzy lata Hogwart staje się jego domem, jest tylko jedna zasada. Nikt nie może go zobaczyć. Pierwszego września tysiąc dziewięćset dziewięćdzies...