Dwa tygodnie później, Severus poinformował syna, że niedługo przenoszą się do domu Blacków i spędzą tam resztę wakacji. Harry dobrze wiedział, że dom na Grimmauld Place stanowił kwaterę Zakonu Feniksa – wbrew pozorom, pociągniecie Syriusza za język w pewnych sprawach, było dla chłopaka banalnie proste. Nie dziwiło go więc, dlaczego ojciec będzie spędzał tam większość czasu. Zaskoczeniem było jednak, że miał zamiar zabrać go ze sobą. Naturalnie, nie tylko Severus został zmuszony, do ulokowania swojego dziecka w domu Blacków.
–Będzie tam również cała menażeria Weasley'ów, więc oczekuję, że będziesz zachowywał się przyzwoicie – poinformował go tego samego dnia, kiedy Harry dowiedział się o wakacyjnych planach. – Nie chcę żadnych skarg na twoje kłótnie z Ronaldem. Czy to jasne?
Nastolatek nie widział w tym zbytniego problemu, choć ignorowanie Weasley'a z całą pewnością nie należało do rzeczy łatwych. Wiewiór, jak nazywał go Draco, miał irytująco... krzykliwą osobowość. Cała jego postawa wręcz błagała o uwagę, a dodatkowo, kiedy chłopak nie zyskiwał jej wystarczająco dużo, potrafił wpaść w niezły szał.
Dodatkowo, z niewiadomych przyczyn, Ronald od początku był do niego nastawiony, jak wkurzony hipogryf. Kiedy tylko dostrzegał go na horyzoncie, wyzwiskom i przytykom nie było końca. Nazywanie go wampirzym pomiotem, a od niedawna również Śmierciożerczym bękartem trudno byłoby nie nazwać krzywdzącym. Na początku Harry w ogóle nie zwracał na to uwagi, ale później dotarło do niego, że Weasley, nieświadomie miał odrobinę racji.Severus i Lily nigdy formalnie się nie pobrali. Nie mogli, bo to naraziłoby jego matkę i ojca na śmierć. Prawnie Lily Evans pozostawała żoną Jamesa Pottera, a to czyniło z Harry'ego bękarta. Świadomość tego, nie niosła ze sobą nic prócz bólu.
Tydzień przed końcem lipca Severus kazał mu spakować swoje rzeczy i przenieśli się siecią Fiuu do domu Syriusza.
Kiedy nastolatek po raz pierwszy dosłownie wypadł z kominka, potknął się o własne nogi i runął jak długi wprost na wysokiego, rudowłosego chłopaka z masą piegów na twarzy. Chwilę później został podciągnięty do pionu i oblał się purpurowym rumieńcem wstydu.
– Przepraszam – bąknął cicho. W kontaktach z obcymi ciągle obawiał się jakiejkolwiek rozmowy i stanowczo wolał milczeć. Tuż za nim z kominka, majestatycznym krokiem wyszedł Severus i chłopak miał ochotę przewrócić oczami. Jak jego ojciec to robił, że nawet przy głupim podróżowaniu przez kominek potrafił wyglądać jak uosobienie najgorszego koszmaru? To było dla młodego czarodzieja wprost niepojęte.
Tymczasem jego rudowłosy amortyzator upadków, właśnie podniósł się z podłogi, rozmasowując tył głowy.
– Ważysz mniej niż się spodziewałem – mruknął przekręcając głowę w dość zabawny sposób i uśmiechając się rozbrajająco. – Charlie Weasley jestem!
Wyciągnął przed siebie rękę i dopiero teraz Harry mógł dostrzec, że cała usiana jest szerokimi, krzyżującymi się bliznami. Zupełnie jak po zabawie z kotem... albo psem... naprawdę, naprawdę dużym psem... Co najmniej takim jak Puszek Hagrida. Chociaż... Przy zabawie z Puszkiem bardziej prawdopodobne było, że się tę rękę straci...
Harry pokręcił głową odganiając od siebie dziwne, niepotrzebne kłębowisko myśli i skupił się na nowo poznanym Weasley'u. Nie chciał od razu jakoś specjalnie się nastawiać i wsadzać wszystkich braci z Ronem do jednego worka. Znał odrobinę bliźniaków i poza ciągłym hałasowaniem i wywoływaniem w szkole Armagedonu akurat kiedy on chciał w spokoju poczytać, nie mógł im nic zarzucić. Raz Fred, lub George, wspomniał nawet, że ich brat Charlie pracuje ze smokami w Rumunii. Czyżby właśnie miał tego brata przed sobą?
W progu kuchni, niemal jednocześnie pojawiło się prawie dziesięć osób. Syriusz przepchnął się do przodu, ciągnąc za sobą marudzącego Remusa i uśmiechnął do Harry'ego rozbrajająco. Tuż za nim chłopak dostrzegł Molly Weasley, którą kojarzył z okazyjnych wizyt w szkole.
CZYTASZ
Niema Dusza
FanfictionPorzucony przez rodzinę, która miała się nim opiekować, Harry trafia pod opiekę Albusa Dumbledore'a. Na trzy lata Hogwart staje się jego domem, jest tylko jedna zasada. Nikt nie może go zobaczyć. Pierwszego września tysiąc dziewięćset dziewięćdzies...