Rozdział 11

7.8K 559 218
                                    

Nim jeszcze umysł Severusa zdążył przetworzyć nowe informacje, ciało poruszyło się instynktownie. Lecz zanim jeszcze zdążył przekląć Blacka, ktoś okazał się od niego szybszy. Stał osłupiały z różdżką w ręce i klątwą na ustach kątem oka obserwując podnoszącego się ze swojego miejsca Albusa.

Tysiące teorii i domysłów przetoczyło się po jego umyśle, kiedy stary czarodziej stanął tuż przed nim, zasłaniając sobą kundla. Żal i poczucie zdrady targnęły mężczyzną jeszcze bardziej, niż gdy był dzieckiem, a Dumbledore nakazał mu milczeć w sprawie likantropii Lupina. Wtedy mógłby jeszcze zrozumieć, że dyrektor nie chciał skazywać na śmierć, niewinnego i nieświadomego sytuacji, dziecka. Teraz jednak...

Albus jasno dał mu do zrozumienia, że ochrania człowieka odpowiedzialnego pośrednio za morderstwo Lily, cierpienie Harry'ego, zdrajcę i Śmierciożercę. To nie miało sensu. Sam Severus długo musiał przekonywać Dumbledore'a o swojej „niewinności", o tym, że został zmuszony do wstąpienia w szeregi Czarnego Pana.

Jakaś część niego, ta, która do tej pory podtrzymywała w sobie żal do dyrektora, szeptała teraz, że przecież nie chodzi tutaj o jakiegoś tam Ślizgona, a o ulubieńca Albusa. Białą owcę rodu Blacków. Chłopca, którego Dumbledore ubóstwiał na równi z, promieniującym jasną magią, Jamesem Potterem.

– Severusie, mój chłopcze, to nie tak jak myślisz – zaczął stary czarodziej z wyraźnym smutkiem w głosie.

– A więc wcale nie ukrywasz w swoim gabinecie zbiegłego mordercy i zdrajcy?! – Irytacja Snape'a osiągnęła stan krytyczny i jedyne co mógł teraz zrobić, to trzymać się myśli, że Harry'emu nic dobrego nie przyjdzie z posiadania ojca w Azkabanie.

Zirytowane prychnięcie Blacka tylko dolało oliwy do ognia. Najwyraźniej Lupin po raz kolejny postanowił zgrywać tego rozważnego i pobawić się w mediatora, bo niemal natychmiast złapał przyjaciela za rękę i wyszeptał mu coś do ucha. Pchlarz uspokoił się zaraz potem.

– Severusie, wiem, jak to może wyglądać, ale pozwól mi wytłumaczyć...

Głośne westchnięcie wydobyło się z ust Lupina i wilkołak podniósł się ze swojego miejsca.

– Severusie, Albus ma rację. To naprawdę nie tak, jak może ci się wydawać. Syriusz nie jest mordercą, a tym bardziej zdrajcą.

Mimo że, w jego głosie wyraźnie brzmiało zrezygnowanie, odbijała się tam również nuta pewności we własne słowa. Jeden jedyny raz Snape postanowił zignorować swoją intuicję i zaufać Dumbledore'owi. Machnięciem różdżki przywołał sobie krzesło i usiadł na nim, ostentacyjnie przerzucając czarną szatę na prawą stronę.

– Słucham – warknął, rzucając jeszcze ostatnie zimne spojrzenia w kierunku Blacka. Dumbledore jedynie westchnął na ten gest i machnął ręką z politowaniem, jak gdyby byli jedynie trójką dzieci kłócących się o zabawkę przed zmęczonym dorosłym.

– Najważniejszą sprawą, jest niewinność Syriusza – zaczął starzec. – Nie on odpowiada za zdradę Jamesa i Lily oraz zamordowanie tych trzynastu mugoli. Zdrajcą przez cały czas był Peter Pettigrew.

Severus nie zdołał powstrzymać zimnego śmiechu wydobywającego się z jego gardła. Dumbledore oszalał, czy miał go za idiotę?

– Może jeszcze powiesz mi, że James Potter obecnie gra w narodowej drużynie Quidditcha? – prychnął. – Albusie, bądźmy poważni. Pettigrew, był trzęsącym tyłkiem tchórzem! Nie miałby nawet na tyle odwagi, by sprzedać swoich przyjaciół, byłby zbyt przerażony! Poza tym chcesz mi powiedzieć, że ta tłusta masa miałaby zostać Śmierciożercą? Nie wytrzymałby trzech minut wewnętrznych sporów i walki o względy Czarnego Pana, nie mówić już, że stałby się workiem treningowym całego Wewnętrznego Kręgu!

Niema DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz