Rozdział 20

5.6K 436 67
                                    

Voldemort uśmiechnął się pod nosem, kiedy do Sali Tronowej wkroczyły dwie postacie, ubrane w czarne płaszcze z maskami na twarzach. Wyrysowane na nich misterne wzory połyskiwały w świetle świec. Szczególnie niższa, drobniejsza postać zainteresowała Czarnego Pana.

Harrison Snape. Chłopak miał coś w sobie. Coś, czego Voldemort nie potrafił dostrzec w żadnym innym swoim słudze. Czuł do młodego Ślizgona dziwny sentyment i pewien stopień zrozumienia. Lucjusz wystarczająco dobrze poinformował go o historii chłopca.

Matka, czarownica półkrwi, którą Severus poznał podczas szkolenia na Mistrza Eliksirów, ukryła przed narzeczonym, że ma urodzić mu dziecko i obawiając się wciągnięcia w wojnę, odcięła się od rodziny i zamieszkała w małej wiosce na obrzeżach Anglii. Zginęła po jego klęsce, podczas łapanek Śmierciożerców, kiedy dostała się pod krzyżowy ogień. Zaledwie półtoraroczny Harrison, został odnaleziony przez Dumbledore'a i ukryty u mugolskich krewnych, by kiedyś posłużyć jako karta przetargowa dyrektora. Cudownie odnaleziony, kiedy poszedł pierwszy raz do Hogwartu. Płochliwy, zdystansowany i aż nazbyt ostrożny, przez maltretowanie, jakiego doświadczył ze strony byłych opiekunów za sprawą swojej magii.

To było to. Fakt, że chłopak przeżył to samo co on w młodości, że z pierwszej ręki doświadczył tego, jak groźni dla czarodziei są mugole, sprawiał, że Voldemort czuł do niego swoiste przywiązanie. Nigdy nie powiedziałby tego głośno, ale inicjacja Harrisona wywarła na nim szczególne wrażenie. Nie zawahał się, zmusił ofiarę by to jego, Czarnego Pana błagała o życie. Kontrolował swoje uczucia na tyle, by nie dać się opętać żądzy władzy, jaką niosło sprawianie cierpienia drugiej osobie, uzależnienie jej od własnej woli.

Odmowa Severusa była dla niego obrazą i przez chwilę rozważał skatowanie jego pierworodnego syna i zrobienie z niego przykładu dla reszty. Jednak jedno spojrzenie na chłopaka zupełnie wyrzuciło tę myśl z jego głowy. Magia nastolatka była niezwykła, ale determinacja widoczna w oczach... To było coś zupełnie innego. Dotychczas u Śmierciożerców dostrzegał pragnienie potęgi, władzy lub przymus i ciążące na nich ambicje rodziców. Z Harrisonem było inaczej. Jego oczy, tak podobne do Avady, pełne były determinacji, chęci chronienia kogoś i pasji. Voldemort wiedział, że jeśli znajdzie tę konkretną osobę, Harrison może stać się najwierniejszym z jego sług.

Zastanawiało go także, co takiego chłopak zrobił swojej ofierze. Nie rzucił zaklęcia, Czarny Pan był tego niemal pewien, a jednak kobieta wiła się, krzyczała i prosiła o litość już od samego początku, by później wprost błagać o śmierć. Co było tak strasznego, że wolała umrzeć niż musieć to znosić.

Kojarzył ją. Wytrzymała morderstwo męża, tortury szlamowatej córki i własne. Nigdy nie prosiła, nie płakała. Krzyczała lub milczała. Raz nawet odważyła się opluć jednego z jego Śmierciożerców. Nie była jedną z tych, którzy szybko się łamią. Chłopak dokonał czegoś, co nie udało się całemu Wewnętrznemu Kręgowi.

Oczywiście Voldemort dopuszczał do siebie myśl, że mugolka była już zmęczona, ale było to mało prawdopodobne. Tamtego dnia patrzył jej w oczy. Widział niegasnącą iskrę życia, satysfakcję odbijającą się w tęczówkach. Nie tak wyglądały osoby gotowe się poddać.

Intrygowało go to.

Tymczasem Severus i jego syn zajęli już swoje miejsca. Voldemorta nie zaskoczyło, że młody Snape, niemal instynktownie odnalazł wśród wszystkich tych Śmierciożerców Draco Malfoy'a. Uważnie obserwował tę dwójkę ostatnim razem i widział jak mocna łączy ich więź. Napięcie młodego Malfoy'a, podczas inicjacji Harrisona można by zrzucić na nerwy, ale Czarny Pan i tak wiedział swoje... i rzadko się mylił.

Nagini wśliznęła się po oparciu tronu i osiadła na jego ramionach.

Ten wężyk się mnie nie boi – wysyczała. – Czuje, jak wszyscy panikują na mój widok, a on jest spokojny.

Niema DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz