Syriusz stał w progu sypialni i przyglądał się postaci Harrisona pogrążonej we śnie. Chłopiec dosłownie kulił się na maleńkim kawałku dwuosobowego łóżka, podwijając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Wyglądał w tym momencie tak drobno, niepozornie. Łapa miał ochotę podejść i przytulić go do siebie, chronić.
Już od ich pierwszego spotkania dzieciak stał się dla niego niejako zastępstwem za Harry'ego. Przejmująco zielone oczy ułatwiały mu zadanie, kiedy zostawał za to zrugany przez Dumbledore'a czy Remusa. Black dobrze wiedział, że nie ma prawa przelewać swoich uczuć do zamordowanego chrześniaka, na dziecko Smarkeusa.
Gdyby James o tym wiedział, pewnie oberwałby klątwą tak mocno, że nie obudziłby się przez miesiąc. Porównywać słodkiego, małego Harry'ego i dziecko, którego ojcem był Snape, było dla Syriusza jak profanacja. Zbezczeszczenie pamięci o najlepszym przyjacielu, duchowym bracie i jego pierworodnym.
A jednak z każdym zerknięciem na tego czarnowłosego chłopca zastanawiał się, jak w jego wieku wyglądałby Harry? Jak by się uczył? Z kim przyjaźnił? Dla Syriusza jasnym byłoby, że syn Jamesa byłby w Gryffindorze. Może zaprzyjaźniłby się z Ronem i bliźniakami? Z bliźniakami na pewno, w końcu gdzieś musiały by ujść jego huncwockie geny.
Harrison był... inny. Na początku Łapa wręcz się go brzydził. Myślał, że chłopiec będzie podróbką swojego ojca. Równie pyszałkowaty i spaczony czarną magią, a jednak, dzieciak go zadziwił. Nie, kiedy rzucił nim o ścianę swoją magią, ani kiedy z wręcz beznamiętną miną powiedział o śmierci swojej matki. To stało się gdzieś pomiędzy, kiedy mały, drobny i niepozorny jedenastolatek opadł na kolana przy swoim ojcu, bojąc się o niego i gotów chronić swoją rodzinę za wszelką cenę.
W Syriuszu coś w tedy drgnęło. Przypomniał sobie podobnego chłopca w wieży Gryfonów. Wystraszonego pierwszorocznego o najpiękniejszych złotych oczach, jakie Black kiedykolwiek widział.
Remus niewiele różnił się od Harrisona i może również dlatego Syriusz nie potrafił chłopca nienawidzić.
– Zgubiłeś się Black? – zimne, ciche syknięcie tuż za jego plecami sprawiło, że mimowolnie sięgnął w stronę różdżki. Powstrzymał się w ostatnim momencie i spokojnie odwrócił do stojącego w korytarzu Snape'a.
– Chciałem tylko zobaczyć, jak się czuje – wyjaśnił, podnosząc ręce w poddańczym wyrazie. Po pierwszych czterech przekleństwach dotarło do niego, żeby nigdy nie stawać między Severusem i jego synem. Snape oddałby za dzieciaka własne życie i działało to również w drugą stronę.
– Czułby się o wiele lepiej, gdybyś znowu nie wpadł na swój świetny pomysł robienia żartów. – Black przez chwilę obawiał się, że ilość jadu w głosie Mistrza Eliksirów mogłaby zabić. – Jeszcze się nie nauczyłeś, że te twoje śmieszne kawały mogą kogoś skrzywdzić?! Nawet zabić! Mało ci było ostatnim razem?! Musiałeś jeszcze zabawić się kosztem mojego dziecka?!
Zza pleców Syriusza dobiegło ciche kwilenie i Harrison zwinął się w ciaśniejszy kłębek. Otaczające kolana ramiona, osłaniały teraz głowę.
Severus skrzywił się i klnąc pod nosem podszedł do łóżka i usiadł na brzegu. Z wyraźnym wahaniem wyciągnął przed siebie rękę w próbie pogładzenia włosów chłopca. Dziecko odsunęło się od dotyku z cichym piskiem.
– Skończyłeś już oglądać przedstawienie? – warknął Snape, a kiedy się odwrócił, przez moment Syriusz mógł dostrzec w jego oczach przejmujący ból. Mrucząc pod nosem przeprosiny wyszedł z sypialni i zamknął za sobą drzwi.
Nie miał pojęcia, dlaczego Snape oskarża go o to co się stało. Owszem, nie sprawdzili jeszcze wszystkich pokoi, po prostu nie było na to czasu. Przez ostatnie lata przenosili się z Remusem z miejsca na miejsce, nigdzie nie mogąc zostać na dłużej. Owszem, zapomniał oznaczyć niesprawdzonych pokoi jakimś ostrzeżeniem, ale nie jego winą było, że dzieciak pałętał się wszędzie, zamiast po prostu znaleźć pokój z właściwą tabliczką.
CZYTASZ
Niema Dusza
FanfictionPorzucony przez rodzinę, która miała się nim opiekować, Harry trafia pod opiekę Albusa Dumbledore'a. Na trzy lata Hogwart staje się jego domem, jest tylko jedna zasada. Nikt nie może go zobaczyć. Pierwszego września tysiąc dziewięćset dziewięćdzies...