Rozdział 37

4.1K 316 93
                                    

Wszystko było takie, jak we wspomnieniu Syriusza. Zimne, ogołocone ściany, wilgotne powietrze, wiatr przeszywający aż do kości. Ból, smutek, szaleństwo i przede wszystkim chłód. Był wszędzie, nie odstępował nawet na moment, docierał aż do samej duszy.

W pierwszych dniach, Harry zastanawiał się dlaczego mugole wyobrażają sobie piekło, jako miejsce pełne ognia i gorąca. Zimo było o wiele gorsze. Odbierało zmysły i czucie. Były momenty, kiedy już nie wiedziałeś, czy jeszcze żyjesz, czy twoja dusza tkwi już wewnątrz Dementora, a ty przez wieczność będziesz snuć się po wnętrzu więzienia, niezdolny do życia, niezdolny do ucieczki.

Przeciwległa ściana po drugiej stronie krat pokryła się szronem. Chłopak jeszcze mocniej przycisnął plecy w kąt celi. Ukrył twarz i ramionach owiniętych wokół kolan. Gorące łzy zdawały się wypalać skórę na jego policzkach. Zaskomlał cicho.

Jeszcze niedawno wszystko było w porządku. Wrócili do Hogwartu po przerwie świątecznej.

Święta spędzili na Grimmauld Place – on, Severus, pozostali członkowie zakonu, mała Elizabeth i Draco. Malfoy co prawda pojawił się jedynie na chwilę, ale sama jego bliskość sprawiła, że Harry mógł zaliczyć te święta do najlepszych w życiu. Syriusz śmiał się z jego żartów i paradował po całym domu z czerwoną czapką mikołaja wywołując tym samym napady histerii u Walburgi Black.

Harrison nie pamiętał, by kiedykolwiek śmiał się równie dużo i równie szczerze.

Teraz jednak wszystkie te radosne wspomnienia blakły. Matowiały i zacierały się. Jakby ktoś siłą wyrwał je z jego umysłu pozostawiając jedynie niewyraźne cienie, dowód, że kiedyś istniały, cień, który tylko potęgował stratę.

Pamiętał wypad do Hogsmeade. Gdzieś z tyłu odbijały się echem żarty, śmiechy, bitwa na śnieżki i przyjazne docinki pod Trzema Miotłami. Draco w pewnym momencie stał się dziwnie nerwowy, rozglądał się dookoła, praktycznie nie odzywał, na zaczepki reagował dziwnie obojętnie, jakby cały czas był rozkojarzony.

Potem pojawili się aurorzy. Zebrano wszystkich uczniów i pod eskortą odprowadzono z powrotem do zamku, do Wielkiej Sali. To właśnie tam dowiedzieli się o tragedii jaka spotkała Katie Bell z Gryffindoru. Jej przyjaciółka zarzekała się, że widziała jak Draco podrzuca dziewczynie pudełko z przeklętym naszyjnikiem.

W takiej chwili, Harry miał wrażenie jakby czas zwolnił. Stojący obok niego Malfoy zastygł w zupełnym przerażeniu, kiedy aurorzy ruszyli w ich stronę. Harry przesunął go za siebie, odgradzając od grupy czarodziejów przyglądających im się z obrzydzeniem.  W tamtej chwili Harry właściwie nie miał pomysłu co mógłby zrobić, więc postawił na pierwszą rzecz jaka przyszła mu do głowy.

Wziął na siebie winę Malfoy'a.

Jak przez mgłę pamiętał protesty ojca, kiedy wyprowadzano go ze szkoły. Nie potrafił wyrzucić z głowy triumfalnego grymasu na twarzy Szalonookiego, kiedy tylko oddano go w ręce Ministerstwa.

Przesłuchania trwały trzy dni. Nigdy nie pomyślałby, że aurorzy i Śmierciożercy mogą być do siebie aż tak podobni, a jednak. Na przemian krzyczał, skomlał i łkał, kiedy próbowali zmusić go do mówienia. Mroczny Znak, który znaleźli na jego przedramieniu pozwalał im na niemal wszystko. Przestało się liczyć, że nie ma jeszcze siedemnastu lat i w myśl prawa jest nieletni. Był Śmierciożercą, mordercą, to pozwalało im robić z nim co tylko chcieli. Dla dobra magicznej społeczności.

Jego rozprawa miała odbyć się za dwa tygodnie, ale jeszcze przed nią postanowiono wtrącić go do Azkabanu. Harry'ego nie zdziwiło to ani odrobinę. Skoro Syriusz mógł tam trafić bez procesu, to czemu mieliby robić wyjątek dla niego. Posiadali już wszystkie niepodważalne dowody.

Niema DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz