Nocą Hogwart stawał się całkowicie innym miejscem. Harry wiedział o tym najlepiej ze wszystkich jego mieszkańców. Promienie księżyca wpadały przez okna i oświetlały wiecznie, wypolerowane kamienne podłogi. Odgłos jego kroków był niewiele cichszy, od westchnienia wiatru. Co jakiś czas dostrzegał przenikające przez ścianę duchy i pozdrawiał je skinieniem głowy.
Dawno już przywykły do jego obecności. Czasem wskazywały nawet drogę i pomagały ukryć się przed przerażającym woźnym i jego kotką z piekła rodem. Najbardziej lubianym przez niego, był Krwawy Baron. Duch często jęczał i brzęczał łańcuchami w pobliżu jego kryjówki na Wieży Astronomicznej, dzięki czemu w czasie roku szkolnego żaden zbłąkany uczeń nie zapuszczał się w tamte rejony. Co więcej, kiedy już przebrnęło się jakoś przez tę zimną i przerażającą aurę, którą wokół siebie rozsiewał, okazywał się całkiem miłym towarzyszem. Czasem może odrobinę zbyt porywczym, ale jednak miłym.
– Ach! Harrison Snape. – O wilku mowa, pomyślał chłopiec, widząc, jak duch przenika przez drzwi jednej z pustych klas.
– Nie spodziewałem się, zastać cię tutaj dzisiejszej nocy. Czy nie powinieneś być teraz w swoim dormitorium, razem z innymi dziećmi Slytherina? – zapytał Baron. Harry pokręcił głową, na migi pokazując mu, że potrzebował ochłonąć.
Tuż za nim rozległy się głośne, przyspieszone kroki, które Harry potrafiły rozpoznać nawet zaraz po przebudzeniu. Zbliżał się Severus Snape i najwyraźniej nie był w zbyt dobrym humorze.
Rzucił, uśmiechającemu się Baronowi, błagalne spojrzenie. Duch skinął głową i wskazał na jedną ze zbroi, wykonując ruch, jakby chciał się z kimś przywitać potrząśnięciem ręki.
Harry bez zwłoki podszedł wskazanego rycerza i złapał metalową rękawicę. Zbroja zatrzeszczała lekko, ale całe ramię poruszyło się do góry i już po chwili tuż za nią kwadratowy kawałek ściany tuż przy podłodze wsunął się o kilka centymetrów i przesunął na bok.
Chłopiec wczołgał się do przejścia i zamarł, kiedy wejście zamknęło się za nim, pogrążając drogę w kompletnych ciemnościach. Przesuwał dłońmi przed sobą, próbując nie uderzyć głową w niski strop. Spanikował, kiedy wyczuł, jak ścieżka zaczyna schodzić coraz bardziej stromo w dół. Kamienie pod palcami stawały się coraz chłodniejsze i bardziej wilgotne, a gdzieniegdzie chłopak mógł wyczuć nawet coś oślizłego i lepkiego. Zacisnął powieki, krzywiąc się w ciemnościach.
Kiedy jego dłonie natrafiły na lity kamień naprzeciwko, strach jeszcze się wzmógł. Zabłądził, zgubił się, utknął w tych ciemnościach. Wcześniej, kiedy się poruszał, potrafił jakoś odgonić obawy. Wyobrażał sobie wyjście i ponowny blask księżyca, oświetlający mu drogę. Teraz kiedy wiedział, że został uwięziony w całkowitym mroku, nie potrafił już zwalczyć narastającego przerażenia. Nawet w komórce pod schodami miał maleńkie pasma światła, wpadające przed kratkę w drzwiach. Taka ciemność kojarzyła mu się jedynie z jednym miejscem. Piwnicą.
Pamiętał wilgotny zapach i wszechobecne zimno, otaczające go ze wszystkich stron. Pamiętał niewielką kupkę szmat, którą zgromadził w kącie, byleby tylko zapewnić sobie jakąś barierę przed chłodem. Pamiętał minuty ciągnące się niczym godziny, całe dnie spędzane w zimnie, podczas ferii, kiedy wujostwo wyjeżdżało na kilka dni. Duchotę lata, kiedy również nie było ich w domu, a on zmagał się z mrokiem.
– Słuchaj Malfoy! Nie obchodzi nas, kim tam jest twój ojciec!
Z drugiej strony ściany, dobiegł Harry'ego podniesiony głos. Chłopak był niemal pewny, że należy on do któregoś ze starszych uczniów– czwarto, może piąto rocznego. Zdębiał, słysząc nazwisko Malfoy. Draco wydawał się mieć naprawdę dużą władzę, najmłodsi Ślizgoni uważali go wręcz za księcia Slytherinu, co dało się wyczuć jeszcze na Uczcie Powitalnej. Komu mógł w tym czasie aż tak zajść za skórę?
CZYTASZ
Niema Dusza
FanfictionPorzucony przez rodzinę, która miała się nim opiekować, Harry trafia pod opiekę Albusa Dumbledore'a. Na trzy lata Hogwart staje się jego domem, jest tylko jedna zasada. Nikt nie może go zobaczyć. Pierwszego września tysiąc dziewięćset dziewięćdzies...