Kiedy Harry wszedł do Sali Tronowej, Draco przez chwilę miał wrażenie, że przestał oddychać. Mimowolnie szukał u chłopaka jakichkolwiek oznak znęcania się nad nim, ale nawet biała koszula wystająca przy kołnierzyku, spod czarnej peleryny, nie wyglądała na specjalnie brudną.
Obaj nie mieli narzuconych kapturów, ani masek na twarzach. Twarz Snape'a sama jednak była maską i Malfoy dostrzegł to, kiedy tylko ich wzrok się skrzyżował. Coś stało się tam w lochach i wpłynęło to na chłopaka dużo bardziej, niż jakiekolwiek tortury.
Stanęli obok siebie, nie na tyle blisko, by się dotykać, ale na tyle, by czuć ciepło bijące od drugiego ciała. To ich uspokajało, pomagało utrzymać cienką nić realność w całym tym koszmarze. Poczucie czegoś znajomego, przyjaznego, było w tej chwili na miarę złota.
Pomieszczenie powoli zaczęło wypełniać się kolejnymi, zamaskowanymi postaciami. Jedna z nich przystanęła w progu, obrzucając całe pomieszczenie uważnym spojrzeniem, po czym podeszła wprost do nich i położyła Harry'emu dłoń na ramieniu.
– A więc jednak postanowiłeś przyjść. – Draco ledwo opanował wzdrygnięcie, słysząc pełen zadowolenia głos swego ojca. Ręka Snape'a zacisnęła się mocniej na ramieniu jego syna.
– Nie jestem głupcem, Lucjuszu. Skoro mój syn stanie się dzisiaj kolejnym filarem w naszej misji, jakże mógłbym odmówić mu rodzicielskiej otuchy. – Suchy ton, nijak nie pasował do pełnych podniosłości słów. Nim jednak ktokolwiek jeszcze zdążył się odezwać do sali wkroczył Voldemort.
Draco wychował się na historiach swojej rodziny o wszechmocnym Czarnym Panu, wielkim czarodzieju i wyrafinowanym polityku. Teraz, kiedy wreszcie po raz pierwszy miał okazję zobaczyć go na własne oczy, pomyślał, że żadna z tych historii nie była w stanie oddać prawdy. Dopiero teraz zrozumiał lęk do pseudonimu Czarnego Pana, który ogarnął czarodziejski świat. Kiedy Voldemort kroczył w stronę tronu rozsiewał wokół siebie mroczną jak same dno piekielne aurę.
Jakby sama Morrigan kroczyła w jego cieniu – pomyślał chłopak, walcząc z narastającym przerażeniem.
Tuż obok Czarnego Pana, pełznął największy wąż, jakiego Draco miał okazję widzieć. Nagini musiała mieć co najmniej dwanaście stóp długości, a grube cielsko sunęło po wypolerowanej podłodze mieniąc się w świetle pochodni.
Kiedy Voldemort wolno opadł na granitowy tron, wąż owinął się wokół niego, zwieszając swój łeb tuż przy uchu czarnoksiężnika. Długi, rozwidlony na końcu język wysunął się muskając bladą, arystokratyczną twarz i gad zasyczał przeciągle. Po plecach Draco przebiegł dreszcz, kiedy niespodziewanie, Czarny Pan odpowiedział swojemu pupilowi. Stojący obok niego Harry poruszył się nerwowo.– Moi wierni Śmierciożercy. –Głos Voldemorta odbijał się od zimnych ścian i dźwięczał przyjemnie w uszach. W tej jednej chwili czarnoksiężnik przywodził Draco na myśl zwodnicze syreny. Śpiewające tak pięknie i kuszące swym wyglądem, a jednak wiodące na pewną śmierć.
– Dziś pierworodni dwóch moich najbardziej zaufanych przyjaciół, dołączą do naszego grona – kontynuował Czarny Pan. – Mają ofiarować mi, jak wy niegdyś przed laty, swe serca, dusze i krew, przyjąć mój znak i nosić go z dumą. Czy jednak okażą się tego godni?
Niczym na nieznany nikomu sygnał, do półkręgu zamaskowanych postaci wepchnięto dwójkę więźniów. Kobietę i starszego mężczyznę po pięćdziesiątce. Oboje mieli na sobie zaklęcia uciszające, bo pomimo poruszających się ust, nie byli w stanie wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.
– Pokażcie mi, jak bardzo oddani jesteście – zażądał Voldemort, zwracając się bezpośrednio do Draco i Harry'ego. Malfoy nie był w stanie się ruszyć. Dobrze wiedział jak teraz musi wyglądać, żałośnie i słabo. Zaskoczył go ruch po prawej. Harry wystąpił przed szereg unosząc różdżkę w stronę kobiety. Jednym machnięciem pozbył się zaklęcia uciszającego.
– Błagam... Proszę... miej litość... miej litość – szlochała czołgając się do stóp chłopaka.
Nikt tak naprawdę nie był pewien co się stało. W jednej chwili Harry kucnął i dotknął opuszkami palców jej skroni, a potem pomieszczenie przeszył wrzask gorszy od samego jazgotu piekielnego. Nieszczęsna kobieta zdzierała sobie gardło drżąc i wijąc się pod dotykiem szesnastolatka. Pozostali Śmierciożercy patrzyli na to, a ich oczy, częściowo niewidoczne za maskami, rozszerzały się w szoku.
– Błagam... Zabij mnie... Proszę... Proszę zabij mnie, ale nie każ mi tego oglądać... – krzyczała kobieta. Harry wolno, niemal leniwie odwrócił się w stronę Voldemorta patrząc na niego w niemym pytaniu. Tym razem kobieta zwróciła się bezpośrednio do Czarnego Pana.
– Błagam... każ mu mnie zabić... Błagam mam dość...
Jedno machnięcie ręki wystarczyło wszystkim za odpowiedź. Voldemort był usatysfakcjonowany.
Zabicie więźniarki nie było żadną, z rzeczy, które mógł wyobrażać sobie Draco. Harry nie odepchnął jej od siebie, nie wykrzyczał zaklęcia, nie uśmiechał się opętańczo, jak to często robiła ciotka Bella. Pochylił się do przodu przykładając różdżkę do skroni kobiety i cicho, ledwo słyszalnie wyszeptał jej zaklęcie do ucha. Jak jakiś sekret, uspokajające słowa, kołysankę. Jej ciało zwiotczało i opadło na podłogę, a Harry podniósł się na nogi i odwrócił w stronę Czarnego Pana. W pomieszczeniu zapadła martwa cisza. Nawet drugi więzień, nie miotał się i nie szarpał, obserwując jedynie martwe ciało towarzyszki przerażonym wzrokiem.
– Interesujące... – Jeśli Draco miałby tutaj cokolwiek do powiedzenia, nigdy nie ująłby tej sytuacji w takie słowa. Upiorne, przerażające, obrzydliwe... ale nie interesujące. Voldemort wezwał chłopaka do siebie ruchem ręki. Malfoy zwalczył w sobie obrzydzenie, kiedy długie, smukłe palce przesunęły się po włosach Harrisona przyciągając jego twarz, bliżej czarnej szaty. Chłopak szybko wychwycił aluzję i pochylił się by ucałować materiał.
– Ręka. – Prosta komenda wydana pełnym zadowolenia tonem, sprawiła, że Draco wił się wewnętrznie a coś w jego duszy skomlało z bólu. Harry był tylko jego, a teraz... Ze zgrozą przyglądał się, jak Mroczny Znak zostaje wypalony na przedramieniu jego przyjaciela, chłopaka, którego kochał, któremu oddałaby wszystko to, co żądał Voldemort, a nawet i jeszcze więcej. Nie wolno mu było zaprotestować, nie wolno było zrobić w tej chwili nic. Ciężka dłoń ojca na ramieniu była aż nadto wyraźnym komunikatem.
Harry powrócił na swoje miejsce, ledwo zauważalnie opierając się o klatkę piersiową swojego ojca. Nadeszła kolej Draco. Chłopak na drżących nogach wyszedł przed szereg. Nie miał pojęcia co robić. W głowie miał pustkę, a potem nagle, jakby zniknął przyszedł pomysł.
Ojcze, pokażę ci, jak zniszczyłeś własne dziecko – pomyślał.
Nagle w ogólnie nie musiał już się głowić nad zaklęciami, przyszły same, wezwane z najgorszych koszmarów i odmętów najczarniejszych wspomnień. Słyszał wrzeszczącego w agonii mugola, a przed oczami miał siebie samego, jako dziecko, zwijającego się z bólu i błagającego ojca o łaskę.
– Dość – rozkaz Czarnego Pana wyrwał go z tego dziwnego transu. – Zabij.
Rzucenie Avady okazało się trudniejsze. Drżące dłonie, ciche zająknięcie. Dopiero za drugim razem zaklęcie zadziałało i uderzyło w więźnia posyłając martwe, zmaltretowane ciało na podłogę. Draco patrzył gdzieś w przestań, z całej siły starając się nie zwymiotować. Jego umysł ledwo zarejestrował, że zbliża się do tronu i całuje rąbek szaty Voldemorta. Kiedy jego przedramię przeszył piorunujący ból, nie był w stanie powstrzymać krzyku. Nie trwał on długo, ale Malfoy i tak czuł, że w pewien sposób zawiódł. Nie ucieknie od porównywania go do Harry'ego.
Nie zerknął na czarne piętno, nie miał odwagi. Wrócił na swoje miejsce, w myślach modląc się, by to już się skończyło. By mógł zasnąć i więcej się nie obudzić. Przedramię kompletnie mu zdrętwiało, a ból rozchodził się przez cały bark aż do piersi, nie pomagając ani trochę w oddychaniu.
Kiedy spotkanie wreszcie się zakończyło i Czarny Pan opuścił pomieszczenie, pozwolono im wyjść. Jego ojciec wyprowadził go przed Czarny Dwór do miejsca gdzie mogli się aportować. W połowie drogi dołączyli do nich także Harry i profesor Snape. Malfoy był w stanie powiedzieć jedynie tyle, że obaj mężczyźni kłócą się o coś zażarcie.
– Lepiej będzie, jak przed najbliższy tydzień, będę miał Draco na oku Lucjuszu. Chcesz, żeby skończył bez ręki, jeśli zaklęcia Mrocznego Znaku wywołają reakcję alergiczną? Wiesz tak samo dobrze jak ja, że w tym wieku magia nie jest jeszcze na tyle stabilna by przyjąć coś takiego. Chcesz żeby przeżywał to samo co ty sam? Zresztą, ty miałeś już prawie osiemnaście lat, kiedy cię naznaczono. Draco to jeszcze szesnastolatek.
Najwyraźniej argumenty Mistrza Eliksirów musiały przekonać jego ojca, bo Lucjusz oddalił się samotnie zaszczycając go jedynie zimnym „Nie przynieś mi wstydu, Draconie". W chwili kiedy zniknął, wokół pasa Malfoy'a owinęła się lekko drżąca ręka. Odwrócił się i dostrzegł zmęczoną twarz Harry'ego tuż przy sobie. Brunet delikatnym ruchem odgarnął mu włosy z twarzy i przyłożył dłoń do czoła, jakby sprawdzając czy nie ma gorączki. Później powiedział coś do ojca, a w jego głosie słychać było zdenerwowanie.
Chyba tym razem nie wszystko poszło tak dobrze. Czyżby Snape jednak miał rację i jego magia źle zareagowała ze znakiem? Jedyne co mógł zrobić, kiedy świat zaczął wirować mu przed oczami to przeklinać wszystko dookoła włącznie z sobą samym. Zemdlał, kiedy drżące ze zmęczenia ramiona Harrisona owinęły się wokół niego i Snape przycisnął jego głowę do swojej klatki piersiowej.***
Tak, wiem... Zabijecie, wypatroszycie, skrzywdzicie za wszystkie czasy... i tak was uwielbiam, a wy nie możecie mi nic zrobić, bo nie będzie następnego rozdziału XD
Dziękuję CreepyQueen13 za betowanie i naprawdę jestem wdzięczna, że chce jej się poświęcać czas, na sprawdzanie moich wypocin.MishaLecter6 Czytałam. Ogólnie przerabiałam już wszystkie opowiadania, które skupiają się na Severusie i Harrym oraz mają jakikolwiek dopisek Drama, Angst, Hurt/Comfort, Tragedy itd. Mały Snape był po prostu przecudny, ale choroba Albusa... No nie wiem, nie wypowiadam się. Ogólnie opowiadanie oceniam bardzo dobrze.
_Secril_ ... * BrokenLyra nagle czuje się jak kompletny ułom i debil*
KingaWrona Następna... chyba popadnę w depresję... chociaż nie... Technikum zobowiązuje XD
user07054229 Dziękuję <3 Przy planowaniu tej części fabuły najbardziej bałam się, że wyjdzie ona strasznie schematycznie i pogubię większość logiki, co przy pisaniu czegokolwiek z HP nie jest aż takie trudne, bo im bardziej się człowiek zagłębia w fabułę i próbuje zastanowić " co by było gdyby..." tym więcej dziwactw i niespójności znajduje.
KamilaRiddle Gratulacje!
Isi_emi Rozdziały jak na razie staram się wrzucać w każdy wtorek i sobotę. Chociaż teraz jestem też uzależniona od mojej bety.
Quiasnae Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym, ale może w przyszłości przeniosę się na bloga, lub coś podobnego. Wattpad jednak ostatnimi czasy nie cieszy się najlepszą opinią i trochę uderza to w autorów, którzy próbują tutaj zdobyć czytelników ( choć wiem z doświadczenia, że blogi tez nie mają najlepszej opinii). Harry w kanonie miał "manię ratowania ludzi", przynajmniej ja to tak odczułam, i część tego chciała zachować też tutaj. Drugą jego "motywacją" pozostaje fakt, że poza Severusem, tak naprawdę nie ma już żadnej rodziny... No może Syriusz, ale wiadomo jak to z nim jest.
LaureaPotterBlack Dziękuję <3 Bardzo mnie cieszy, kiedy ludzie piszą takie rzeczy, bo wiem, że udaje mi się przelać do komputera to co sama czuję pisząc rozdziały.
Pati-16-ravenclaw Sprawa Lorenc jest dość pogmatwana... Mogę powiedzieć jedynie tyle, że była całkowicie, w 100% mugolką, ale Śmierciożercy, nie zaatakowali jej rodziny przypadkowo.
MafiosoZHogwartu nie wieżę... Kto to wrócił... Mój komik i odwieczny wywoływacz uśmiechu na mordce. Nawet nie wiesz, jak się stęskniłam. Swoją drogą kiedyś wystawię ci rachunek, bo mało nie oplułam sobie komputera wodą, czytając twoje komentarze.
EvilPL No faktycznie nie wiem, czy nadążysz :D
Dziękuję za tak pozytywne słowa i cieszę się, że mimo wszytko udaje mi się wywołać w czytelnikach taką reakcję na jakiej mi zależy. Sama jestem osobą aż nazbyt uczuciową i skręca mnie przy wszystkim co ma dopisek Angst, Tragedy itd. więc trudno mi to ocenić.
Harry Lucjusza i Narcyzy po prostu nie trawi. Przypominają mu odrobinę Dursley'ów w tej ich sztuczności i udawaniu wielkiej, idealnie szlacheckiej rodziny.
Co do Happy Endu... mam dwa pomysły na zakończenie tego opka i oba od biedy możnaby podszyć pod Happy End, ale do tego jeszcze długa droga XD
"Słabość" Voldemorta nie ma tutaj żadnego podłoża seksualnego... Już na początku postawiłam sobie jasną granicę w tej sprawie i postanowiłam utrzymać Voldemorta jak najbardziej kanonicznego ( no może bez tego nadmiernego szaleństwa, przez które Harry za każdym razem mógł mu uciec). Riddle w kanonie nie potrafił odczuwać żadnych uczuć związanych z miłością i dla mnie wątpliwym było, by odczuwał też pożądanie w jakikolwiek sposób. No a umówmy się... Raczej nie dało się odczuć, żeby latał za małoletnimi chłopcami. Jego "słabość", wynika bardziej z zainteresowania jego ojcem i samymi zdolnościami Harry'ego.
Jeszcze raz dziękuje za życzenia, no i gratuluję cudownej średniej.
CZYTASZ
Niema Dusza
FanfictionPorzucony przez rodzinę, która miała się nim opiekować, Harry trafia pod opiekę Albusa Dumbledore'a. Na trzy lata Hogwart staje się jego domem, jest tylko jedna zasada. Nikt nie może go zobaczyć. Pierwszego września tysiąc dziewięćset dziewięćdzies...