Harry czuł się... dziwnie. Wiedział, że po takiej sesji tortur powinien się zwijać z bólu, a tymczasem nie czuł zupełnie nic. Owszem, pozostał dotyk miękkiej pościeli na skórze, jej ciepło i fakturę, ale żadnego bólu.
– Harry? – Cichutki głos tuż koło jego ucha sprawił, że natychmiast odwrócił głowę. Elizabeth opierała główkę na materacu przypatrując mu się uważnie. Dopiero po chwili dostrzegł, że dziewczynka trzyma go za rękę. Uśmiechnął się delikatnie chcąc dodać jej otuchy.
Przesunął się na łóżku robiąc dziewczynce miejsce. Dwa razy nie musiał powtarzać, już po chwili maleńkie ciałko przylgnęło do jego boku.
– Martwiłam się o ciebie – wyszeptała dziewczynka. – Myślałam, że umrzesz... Bałam się, że ty też odejdziesz...
Przyciągnął dziecko bliżej siebie. Drżące rączki uczepiły się koszulki, w którą jakimś cudem został przebrany. Powoli uniósł rękę i położył ją na włosach Elizabeth. Czuł się naprawdę słaby, ale brak jakiegokolwiek bólu zaczynał go niepokoić. Nie wierzył, by naćpali go aż tak mocnymi środkami przeciwbólowymi.
– Nie... – Jego głos urwał się w połowie, ale nie poczuł nawet małego dyskomfortu, choć wiedział, że gardło ma zeschnięte na wiór. W tej samej chwili do sypialni jak burza wtargnęła szkolna uzdrowicielka. Wystarczyło jej jedno zerknięcie na nastolatka, by załamała ręce.
– Próbowałeś mówić, prawda? – Jej głos był czymś na pograniczu warknięcia, a żałosnego westchnięcia. Harry skinął pokornie głową, nie chcąc jeszcze bardziej narażać się, już i tak wściekłej kobiecie.
– Zostawić was choć na pięć minut! – biadoliła. – Jaki ojciec, taki syn. Doprawdy, panie Snape, nawet nie wyobrażasz sobie, jakich zmartwień przysporzyliście mi z Severusem przez ostatnie kilkanaście godzin.
Harry już chciał protestować, czy choćby pojednawczo przeprosić, ale kobieta natychmiast zgromiła go wzrokiem.
– Masz praktycznie porozrywane struny głosowe, mój drogi – poinformowała chłodno. – Jedyny powód, dla którego nie zwijasz się teraz z bólu, to fakt, że twoje nerwy znajdują się aktualnie w podobnym stanie i nie potrafią przesyłać sygnałów bólowych do mózgu. Udoskonalone formuły eliksirów pocruciatusowych powinny sobie z tym poradzić, ale nawet im coś takiego może zająć nawet kilka tygodni.
Chłopak posłusznie skinął głową, choć perspektywa nieodczuwania bólu przez następne tygodnie była naprawdę przerażająca. Ból był jednak podstawowym bodźcem ostrzegającym przed zagrożeniem.
– Czy mój ojciec jest tutaj? – zapytał, w końcu przerywając niezręczną ciszę, która zapadła. Uzdrowicielka posłała mu uspokajający uśmiech i położyła dłoń na ramieniu.
– Nie denerwuj się, wszystko z nim w porządku – uspokoiła. – Pojawił się tutaj kilka godzin po tobie i był w o wiele lepszym stanie. Poza kilkoma śladami Cruciatusa nic wielkiego, kilka eliksirów szybko załatwiło sprawę. Odpoczywa w swojej sypialni, na pewno przyjdzie, kiedy tylko się obudzi.
Harry odetchnął z ulgą. Nie zniósłby gdyby jego ojcu stała się krzywda.
Kilka godzin później miał ochotę rzucać wszystkim co znajdowało się w zasięgu jego rąk. Nudził się. Najzwyczajniej w świecie nie miał się czym zająć, a dodatkowy niepokój o Draco, który pojawił się zaraz po wyjściu Pomfrey i Elizabeth, tylko rozsadzał go od środka.
Drgnął zaskoczony, kiedy po drugiej stronie drzwi rozległ się cichy trzask. Wytężył słuch wyłapując ciche szepty.
–Syriuszu, zostaw go w spokoju. – Niemal od razu rozpoznał głos Remusa Lupina.
CZYTASZ
Niema Dusza
FanfictionPorzucony przez rodzinę, która miała się nim opiekować, Harry trafia pod opiekę Albusa Dumbledore'a. Na trzy lata Hogwart staje się jego domem, jest tylko jedna zasada. Nikt nie może go zobaczyć. Pierwszego września tysiąc dziewięćset dziewięćdzies...