Rozdział 36

4.3K 328 63
                                    

 Harry miał ochotę wrzeszczeć z rozpaczy, kiedy dowiedział się, że jego nerwy regenerują się wolniej, niż przewidywano i zostanie uziemiony aż do przerwy świątecznej. Oznaczało to dla niego jeszcze większą ilość materiału do nadrobienia i jeszcze dłuższy okres bez Draco. Martwił się o blondyn i drżał na myśl, że mogłoby spotkać go coś złego. Tym bardziej, że jak na razie Voldemort zbyt dobrze bawił się jego kosztem i ani myślał informować Malfoy'a o odwołaniu zadania, które powierzono mu w wakacje.

Harry, nie wiedząc, co jeszcze mógłby zrobić, by go chronić, zdecydował się o wszystkim powiedzieć dyrektorowi. Dumbledore przybył na Grimmauld Place i spędził tam prawie pięć godzin na przemian błagając Albusa o pomoc i zapewniając go, że Draco nie stanowi dla Zakonu żadnego zagrożenia.

Kilka dni później, kiedy prawie cała Kwatera Główna opustoszała, Harry siedział w rodowej bibliotece Blacków, otulony kocem i ściśnięty na wąskim parapecie okna. Oczy mu się kleiły od zmęczenia, a podręcznik do Numerologii co jakiś czas niebezpiecznie wysuwał z rąk.

Gdzieś na skraju świadomości zorientował się, że ktoś cicho wszedł do pomieszczenia. Ciężki odgłos kroków wykluczał Elizabeth, która poruszała się praktycznie bezszelestnie. Przymknął oczy, skupiając się jedynie na słuchu. Wolał, żeby Syriusz uznał, że śpi i zostawił go w spokoju. Bezskutecznie.

– Ha... Harrison? – Głos Blacka był lekko stłumiony, jakby coś ściskało go za gardło. – Wiem, że nie śpisz. Ja... Chciałbym z tobą porozmawiać.

Harry otworzył oczy i spojrzał wprost w pełną smutku twarz swojego ojca chrzestnego. Nie pozwolił by którakolwiek z targających go emocji wydostała się na powierzchnię. Jeśli Syriusz postanowił wykorzystać nieobecność Remusa i odpłacić się Harry'emu za ostatnie dni spania na kanapie, chłopak przyjmie to ze spokojem. Pozwoli by wszystko spłynęło po nim, a żal i ból ukryje gdzieś głęboko w sobie.

– Porozmawiam z Remusem... proszę pana – powiedział cicho. – Rozumiem, że nie powinienem był go mieszać do tego wszystkiego. Rozumiem też, że spanie na kanapie w swoim własnym domu musi być nieco... irytujące.

Wargi Syriusza drgnęły nieznacznie w próbie uśmiechu.

– Fakt, to nieco... frustrujące – przyznał Black i przez chwilę przyglądał się chłopcu zamyślony. – Harrison...

– Wyniosę się jak tylko pozwoli mi na to pani Pomfrey. Rozmawiałem już z nią o przeniesieniu do Hogwartu. Postaram się również ograniczyć swoje wizyty tutaj do minimum. Myślę, że bezpieczniej będzie jeśli przestanę pokazywać się na zebraniach Zakonu. Pozostaje tylko wymyślić jakąś wymówkę dla Elizabeth. Ona nie jest głupia...

– Tak. Ta mała jest naprawdę mądra i pojętna... – Syriusz przez chwilę zapatrzył się w widok za oknem, jakby błądził gdzieś myślami, a potem jego oczy rozszerzyły się gwałtownie.

– Czekaj, co? – Zamrugał kilkakrotnie wpatrując się w Harry'ego z takim osłupieniem jakby nagle wyrosła mu druga głowa.

– Nie! Nie o to mi chodziło! – zaprotestował głośno. – Ja... Chciałem cię... Chciałem przeprosić za to, co się stało. Ja... myślałem o tym wszystkim, jakie to musiało być dla ciebie trudne i... nie miałeś wpływu na to, kim są twoi rodzice. Ja też nie miałem wpływu na to, że urodziłem się Blackiem i od najmłodszych lat starano się wychować mnie na Blacka. James dał mi szansę, o której wcześniej nawet nie marzyłem. Nie miałem prawa odbierać ci tego. Pewnie gdyby Rogacz tu był wyzywałby mnie gorzej niż Luniek. Mimo wszystko... mimo wszystko jesteś przecież moim chrześniakiem, tym samym szkrabem, którego nosiłem na barana i który zawsze wyrywał całe kłęby futra z mojej animagicznej postaci... Nie powinienem był o tym zapominać, przepraszam Harry.

Niema DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz