Rozdział 40

4.3K 356 91
                                    

Harry doskonale wyczuł moment, kiedy część umieszczonej w nim duszy Voldemorta rozpadła się na kawałki i umarła. Czuł kołyszące go ramiona ojca, ale był zbyt słaby by zrobić cokolwiek. Wpatrywał się w niebo niezdolny do najlżejszego ruchu. Płuca płonęły mu z braku powietrza, ale nie mógł zaczerpnąć go choć odrobinę. Świadomość, że jego serce chyba nie bije była przerażająca.

Ktoś brutalnie odciągnął od niego Severusa i chłopak poczuł jak uderza głucho o ziemię. Jego głowa została odwrócona i przed ułamek sekundy mógł dostrzec wykrzywioną w kpinie twarz Czarnego Pana, później widział już jedynie jego długą, czarną szatę, triumfujące twarze Śmierciożerców i przerażone członków Zakonu oraz aurorów.

Omal nie zaniósł się kaszlem, kiedy jego płuca wzięły pierwszy płytki i niepewny wdech. Serce ruszyło kołacząc w piersi do tego stopnia, że Harrison był niemal pewny, że Voldemort może je usłyszeć. Miał ochotę zamrugać, bo oczy piekły go niemiłosiernie, ale powstrzymał się widząc, że Czarny Pan kuca przed nim i przygląda mu się uważnie.

Kiedy tylko blada dłoń dotknęła jego policzka, a odrąbana głowa Nagini mignęła w polu widzenia nie czekał dłużej. Zmusił swoje ciało do pracy i szarpnął ociężałą ręką chwytając za nadgarstek Voldemorta.

Ciszę hogwardzkich błoni rozdarł przerażający wrzask.

***

W pierwszej chwili Harry zatoczył się, mając wrażenie jakby właśnie przeniósł się świstoklikiem dziesiąty raz z rzędu. Jego kolana zderzyły się z odrapanymi deskami nie wydając przy tym najlżejszego hałasu. Uniósł głowę i dostrzegł chłopca, najwyżej pięcioletniego, siedzącego na biurku z nogami podkulonymi pod brodę. Wzrok miał utkwiony gdzieś daleko i w ogóle nie zwracał uwagi na to co się wokół niego dzieje.

– A więc to tak wygląda ta twoja dziwna zdolność. 

Chłopak podskoczył na dźwięk głębokiego, nieznanego sobie głosu. Kiedy odwrócił głowę od pięciolatka, tuż obok siebie dostrzegł wysokiego mężczyznę z sięgającymi ramion włosami i rubinowymi oczami. Czarne kosmyki miał związane na karku wstążką w sposób, jaki często nosili mężczyźni z czystokrwistych rodów.

– Dlaczego tak wyglądam? – zapytał mężczyzna unosząc brwi i wbijając paraliżujący wzrok w Harry'ego. Dopiero po chwili chłopak zdał sobie sprawę, że musi mieć przed sobą młodszą wersję Czarnego Pana.

Nie zdążył jednak powiedzieć nawet słowa, bo w tym właśnie momencie drzwi do pokoju otwarły się z hukiem i do środka wpadło czterech chłopców w wieku od sześciu do dziesięciu lat. Najstarszy z nich, krępy rudzielec uśmiechnął się okrutnie i podszedł do pięciolatka. Gwałtownym ruchem zrzucił dziecko z biurka z taką siłą, że uderzyło w jedno z metalowych nóg łóżka.

Pozostali oprawcy śmiali się do rozpuku kiedy brunecik podniósł na nich pełne bólu spojrzenie. Harry widział, jak w ciepłych czekoladowych tęczówkach błyska czerwień. Nie było jej wiele, jedynie kilka maleńkich plamek w tęczówce. 

 Snape wyraźnie widział jak dłonie malca zaciskają się w pięści, dostrzegał złość, cierpienie i poczucie niesprawiedliwości. Miał wrażenie, że spogląda na samego siebie, zagubionego i porzuconego wśród nienawidzących go mugoli. Po raz kolejny dotarło do niego, jak wiele wspólnego miał z Voldemortem. Ty razem ta myśl nie przyniosła ze sobą strachu, a jedynie smutek. 

Skoro ich los nie oszczędził, to ile jeszcze dzieci cierpiało, cierpi, lub będzie cierpieć w podobny sposób?

Wszystko zawirowało i rozwiało się w skłębioną masę dźwięków i kolorów. Poprzez to wszystko przebijał się, płacz, śmiechy i krzyki. Co chwila przed oczami migał mu obraz coraz starszego chłopca, zamykanego w piwniczce, wyrzucanego zimą na śnieg, czy obrzucanego obelgami. Harry widział jak Voldemort rośnie, a czerwień w jego oczach powiększa się niszcząc powoli całą dziecięcą niewinność i dobroć, którą każde dziecko ma od urodzenia.

Niema DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz