Cały sekret tkwi w tym, żeby nauczyć się czuć w porządku ze świadomością, że nic dookoła nas takie nie jest.
Dni, które nadeszły zlewały mi się w jedną całość.
Praktycznie nie opuszczałam swojego pokoju, leżąc z zasłoniętymi roletami od przebudzenia, aż do samego zaśnięcia.
Codziennie rano niechętnie wstawałam do nudnych obowiązków, wracałam, zamykałam drzwi od pokoju na klucz i siedziałam.
Siedziałam tak w samotności, w towarzystwie jedynie rozładowanego telefonu i smętnych piosenek, które skutecznie zagłuszały wszelkie pukanie z zewnątrz.
Jednego wieczora zaczęła doskwierać mi samotność, która poprowadziła mnie, slalomem między porozrzucanymi ubraniami, do pokojowego barku. Poczułam nagłe, nieodparte pragnienie towarzystwa mężczyzny, więc mój wybór padł na dżentelmena o godności Jack Daniels.
Smakował paskudnie, ale nie mogłam go wtedy odtrącić. Wiedział już o mnie zdecydowanie zbyt wiele, a ja o nim nic oprócz tego, że ma bursztynową cerę i jest bardzo dobrym słuchaczem. Telefon leżał bez życia w kącie pokoju, ale nie raczyłam tchnąć w niego nawet procenta energii, ponieważ nawet ostatnim tchem wydawał z siebie żałosne dźwięki niezrealizowanych połączeń. Już miałam ochotę przeprowadzić się na stałe na dno mojej szafy, kiedy wreszcie zamilkł.
Ja też zamilkłam.
Nie wypowiedziałam nawet jednego słowa od czasu, kiedy odkryłam kłamstwo Brazylijczyka.
Psychologowie, albo inny rodzaj naukowców, którzy mają kręćka na punkcie ludzkiego mózgu, pewnie nazwaliby to traumą pourazową, albo czymś, co brzmiałoby równie inteligentnie.
Ja nazwałabym to raczej syndromem naiwnego rogacza.John odpuścił po dwóch dniach widząc, że i tak niczego się ode mnie nie dowie. Przez jakiś czas miałam przysłowiowy spokój, ponieważ w czasie kiedy ja byłam w pracy, piłkarze spędzali czas na stadionie, ćwicząc do kolejnych, coraz poważniejszych rozgrywek. Mecze odbywały się coraz częściej i coraz więcej ludzi zjeżdżało do Barcelony, co skutkowało większymi zyskami dla wujka i większą ilością pracy dla całej reszty personelu.
Właściwie to może wróćmy do momentu, kiedy John zauważył, że coś jest nie tak, bo tak wspaniałomyślne przejawy spostrzegawczości raczej mu się nie przytrafiają na porządku dziennym.
Zapewne zgubił mnie brak zwyczajowych protestów na widok ilości zadań, jakie zaczęłam dostawać. Lubiłam się z nim nawet trochę podroczyć zanim zaczęłam kolejny dzień sprzątania cudzych łóżek i krojenia warzyw, ale teraz nie zaszczycałam go nawet kiwnięciem głową w akcie desperackiej próby komunikacji ze światem zewnętrznym.
Nic.
W końcu nie byłam w stanie określić ile osób wiedziało o Brunie i bez mrugnięcia powieką pozwalało mi robić z siebie oderwaną od rzeczywistości kretynkę.
Myślę, że czara goryczy przelała się z głośnym chlupnięciem, kiedy pewnego pięknego, wtorkowego dnia poprosiłam go o nadgodziny i słysząc, że może zaoferować mi jedynie sprzątanie toalet przy basenie, nie usłyszał nawet szeptu sprzeciwu.
Wyraz jego twarzy był więcej niż nieprzenikniony. Totalne zaskoczenie mieszające się z podejrzliwością o nienormalnych rozmiarach.
Wbrew temu, co pewnie przez moment przemknęło przez jego zmęczoną głowę, nie stałam się nową, lepszą Mel.
Chwilowo daleko było mi do opisania się tymi epitetami, a jedyną nowością, jaką miałam ochotę wprowadzić w życie była aktualizacja statusu na chronicznie niedostępna.
Nie robiłam tego dla podniesienia sobie statystyk w pracy, a jedynie dla własnej, egoistycznej uciechy. Znałam rozkład treningów na pamięć i ważne było dla mnie jedynie to, żeby zminimalizować ryzyko natknięcia się w hotelu na któregoś z piłkarzy, jeśli nagle zapragnęłabym wyjść ze swojej jaskini.
Tego wieczora miałam o wiele mniej szczęścia, niż przez ostatnie kilka razy.- Mel, otwórz. Porozmawiajmy. - Głos Brazylijczyka był tak wyraźny, jakby mówił do dziurki od klucza, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, więc jedynie podgłośniłam muzykę o dwa oczka, starając się go zagłuszyć niczym bzyczenie natrętnej muchy. Oparłam się wygodniej o poduszki i upiłam łyk soku ze szklanki, obejmując ją smukłymi palcami. Ta natrętna mucha nie była jednak za drzwiami, a w mojej głowie, skąd tak łatwo nie dawała się przepędzić.
Niechęć do chłopaka walczyła we mnie z wrodzoną, kobiecą ciekawością, żeby usłyszeć jego wersję wydarzeń. Urażona duma nie pozwalała mi jednak na ułatwianie mu sprawy.
Szczerze?
Byłam zmęczona widokiem jego twarzy i mdliło mnie na samą myśl o tym, co widziałam kilka dni temu. Żałowałam, że skusiłam się na smacznie wyglądającą kolację, bo kiedy tylko pomyślałam o żałośnie wygiętych w podkówkę ustach Neymara i nieskładnych bajeczkach, w które nie uwierzyłby nawet czterolatek, od razu podchodziła mi do gardła i pragnęła natychmiastowo wydostać się na zewnątrz.
Pukanie stawało się coraz donośniejsze i momentami odnosiłam wrażenie, że chłopak musiał wręcz walić w drzwi, żeby przebić się przez głośną muzykę. Zapewne bolały go już dłonie od tej bezsensownej walki, ale chyba był nienormalny myśląc, że tak po prostu go tu wpuszczę.
Czego oczekiwał?
Założył sobie, że powie przepraszam i rzucę mu się na szyję?
Chyba coś mu się pomyliło i to jak widać, nie pierwszy raz.
Czasami zwykłe przepraszam nie wystarczy.
Może mnie przepraszać milion razy, a ja za milion pierwszym MOŻE zacznę się zastanawiać, czy czegoś z tym nie zrobić.
Nie były to fochy rozkapryszonej nastolatki, nawet jeśli na pierwszy rzut oka mogło to tak wyglądać.
Było to desperackie kaszlnięcie, którego efektem było wyplucie z siebie resztek godności.
Kiedy po raz kolejny wołał mnie zza drzwi, miałam ochotę rzucić w niego jakimś siarczystym przekleństwem i przy okazji czymś ciężkim, żeby wreszcie odpuścił. Już całe piętro usłyszało zapewne tę rebelię, nie mówiąc już o nieszczęśnikach, którzy mieszkali pod nami. - Mel, wiem, że tam jesteś. Otwórz mi, proszę - powiedział już spokojniej, kiedy dudnienie w moim pokoju ucichło. Nie zamierzałam otwierać, po prostu bolała mnie już głowa od ciągłego wycia Celine Dion. Podeszłam bliżej i przyłożyłam ucho do drzwi, wbrew wszelkim protestom reszty mojego ciała. Niemalże słyszałam jego oddech po drugiej stronie. - Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Mel, uwierz mi. Naprawdę tego nie planowałem. - Co chwila wymawiał moje imię, ale to, co mówił nie brzmiało ani oryginalnie, ani wiarygodnie.
Ciekawość zaczęła blednąć, a rozczarowanie z ogromną domieszką upokorzenia wracać.
CZYTASZ
Kopciuszek na boisku
FanfictionKażda dziewczyna szuka księcia z bajki. Swojego znalazłam na boisku. ❤ "Barceloński sen" jest jednym z najbardziej pożądanych marzeń według zimnych statystyk Forbesa, ale nie dla Mel, która pragnęła jedynie kilku dni spokoju w zaciszu swojego pokoju...