Dziewczyna czekała w pełnej gotowości do działania, my też czekaliśmy, minuty upływały, Nadine kończyły się tematy, a John nadal nie wracał.
To oznaczało, że koniec był bliski.
Otworzyć oczy tego dnia było mi o wiele ciężej, niż zwykle.
Może to dlatego, że było mi nieziemsko wygodnie, a może dlatego, że perspektywa konfrontacji z matką Basha nie jawiła się jako najbardziej wyczekiwana część nadchodzącej doby. Na moje nieszczęście zbliżała się ona wielkimi krokami. Sięgnęłam leniwie po telefon, uchylając jedną powiekę i zerknęłam na godzinę.- Jezus Maria - jęknęłam, widząc, że jest już prawie jedenasta. Poczułam jak chłopak przekręcił się na drugi bok, słysząc mój zdezorientowany głos. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc, że nadal nie otworzył oczu, a jedynie mocniej objął poduszkę, na której spoczywała teraz jego głowa.
Co tu dużo mówić, wyglądał jednocześnie zabawnie i uroczo, do tego stopnia, że nie miałam serca go budzić. Nie wiem co się ze mną stało i skąd nagle taki przypływ empatii, ale nie zastanawiając się nad tym więcej, wstałam najciszej jak potrafiłam, zabrałam swoje ubrania i zamknęłam się w łazience. Mając świadomość, że nikt nie będzie mi przeszkadzał, postanowiłam pozwolić sobie na dłuższą kąpiel, pełną piany i aromatycznych olejków, które unosiły się teraz w całym pomieszczeniu, oblepiając nieskazitelnie czyste ściany. Bardzo szybko okazało się jednak, że ten hollywoodzki wystrój nie był dobrym pomysłem, ponieważ po niespełna kilku minutach zupełnie straciłam panowanie nad białymi odmętami, które zaczęły wyłazić poza krawędzie wanny. Może niezbyt to wychowawcze, ale pozwoliłam im na ten wybryk i jak gdyby nigdy nic zakręciłam wodę, zanurzając się w intensywnie pachnącej cieczy. W tym momencie miałam o wiele większe zmartwienia od niewychowanej wody z mydłem, mimo że chętnie spłyciłabym każdy milimetr mojej podświadomości do stanu, gdzie kilka placków z piany na kafelkach stanowiłoby problem wagi państwowej.
Moje myśli ciągle uciekały do jednej z wielu skrytek w moim mózgu, która usilnie nie chciała się domknąć. Nie potrafiłam tak łatwo odpuścić, zapomnieć chociaż na chwilę o spoczywających na moich barkach obowiązkach. Nazywałam to wszystko obowiązkami, mimo że wcale nikt nie kazał mi tego robić.
Nikt oprócz mojego dysfunkcyjnego sumienia.
Pół godziny później zabrałam swoje rzeczy i wróciłam z powrotem do pokoju, tym razem już na dobre skąpanego w barcelońskim słońcu.- Hola, mi hermosa! - Zanim zdążyłam otworzyć moje mocno zmrużone oczy, piłkarz już był obok mnie i witał mnie w należyty, dla takiego poranka, sposób. Jego dłonie wędrowały po miękkim ręczniku, zaczepnie zahaczając o każdą fałdkę materiału, formującą się na linii moich bioder.
- Nie wybierasz się dzisiaj na trening? - zapytałam, tuląc się do jego torsu i wdychając spokojnie zapach wyrzeźbionego ciała.
Wyczuwałam wanilię z nutką cynamonu.
Na samą myśl zaburczało mi w brzuchu. Na szczęście nie były to żadne kanibalistyczne odruchy, a jedynie mój wiecznie niedopieszczony żołądek postanowił znowu o sobie przypomnieć.- W środy nie mam treningów. - Usłyszałam po chwili powolny głos chłopaka i z niemym zaciekawieniem zadarłam głowę do góry, żeby na niego spojrzeć. Zanim otworzyłam usta, przekalkulowałam w myślach wszelkie dane na temat aktualnego stanu rzeczywistości.
- Ney, dzisiaj jest czwartek - odpowiedziałam nieśmiało, starając się, żeby mój głos nie zabrzmiał ani odrobinę złośliwie. W jednym momencie Brazylijczyk odskoczył ode mnie jak rażony prądem, a ja, jakże z wielką gracją, wylądowałam tyłkiem na dywanie. To zapewne kara za to, że w głębi duszy ryczałam ze śmiechu jak wariatka z zapominalstwa piłkarza, które czasami przekraczało wszelkie granice wytrzymałości nawet najbardziej cierpliwych osobników z naszego gatunku.
CZYTASZ
Kopciuszek na boisku
FanfictionKażda dziewczyna szuka księcia z bajki. Swojego znalazłam na boisku. ❤ "Barceloński sen" jest jednym z najbardziej pożądanych marzeń według zimnych statystyk Forbesa, ale nie dla Mel, która pragnęła jedynie kilku dni spokoju w zaciszu swojego pokoju...