35.

2.7K 84 37
                                    

(...) dwoje zakochanych, magiczna Barcelona, nastrojowy wieczór, pusty dom i przekopywanie grządek.


Jak to możliwe, że z niektórymi ludźmi wszystko wydaje się o wiele łatwiejsze?
Wystarczy, że chwycą cię za rękę, a ty dasz im się zwyczajnie poprowadzić.
Ot cała filozofia.
Wszystko i nic zawarte w jednym słowie: ZAUFANIE.


Milczenie jest złotem.
Milczenie jest błogosławieństwem.
Milczenie jest drogą bez wyjścia i postojem w maratonie dziwnych zdarzeń.

Czułam się jak w szponach dwugłowego smoka, gdzie jeden łeb to pijawka Carol, a drugi to głupiutkie panny, wlewające się przez okna naszego domu niczym bezwzględne tsunami. Naprawdę Bóg mi świadkiem, że nie wiedziałam, co było gorsze.
Nie wiedziałam również jak rozmawiać z Johnem, by cokolwiek dotarło do jego przegrzanych obwodów. Co prawda nadal był kochanym, nieco roztrzepanym mężczyzną, ale granice jego wyluzowania sięgały moich granic wytrzymałości. Zachowywał się jak nastolatek, głodny przygód za wszelką cenę i popadający ze skrajności w skrajność. Zupełnie jakby od kilkunastu dni miał głowie jedynie siano i obciążniki między uszami, zamiast pełnowartościowego, pomarszczonego, różowego mózgu.
Codziennie zaciskałam na nowo wargi, widząc, co robi i byłam pewna, że jeszcze kilka dni, a wessę je sobie na stałe do środka i już nigdy nikt mnie nie zrozumie.

- Rozmawiałeś z sam wiesz kim? - spytałam, siedząc po turecku na łóżku Bastiana, podczas gdy on przetrząsał z ożywieniem stos z notatkami, piętrzący się w rogu mahoniowego biurka, stojącego tu przez zupełny przypadek. Zatrzymał się na moment i spojrzał na mnie z ukosa, unosząc ciemne brwi.

- Jeśli chodzi ci o Voldemorta* to nie, nie rozmawiałem. Jeśli o moją matkę, to inna sprawa - odpowiedział spokojnie, wracając do przerwanej czynności zupełnie niezainteresowany moją reakcją, a ja nie mogłam kolejny raz wyjść z podziwu, jak udaje mu się utrzymać to cholerne opanowanie. Sama czułam, jak od środka nosi mnie w te i wewte po całym domu, a może nawet i całej Barcelonie. Moja odporność psychiczna na bodźce zewnętrzne malała z każdym dniem. Czułam to każdego ranka w swoich kościach, mięśniach i nerwowym drganiu powiek.

- Dobrze wiesz, że mówię o twojej matce - odparłam sucho, udając ogromne zaabsorbowanie moimi krzywo spiłowanymi paznokciami. Nie lubiłam o niej wspominać, a wypowiadanie jej imienia w tym domu, było dla mnie niemal bluźnierstwem. Z niechęcią wymalowaną na drobnej twarzy, odwróciłam wzrok. - Nie mów, że ci to w ogóle nie przeszkadza. Masz pokój obok Johna. - kontynuowałam sugestywnie, kiedy zobaczyłam jak chłopak kompletnie traci zainteresowanie i zdaje się przestawać zauważać nawet moją obecność w jego samozwańczej świątyni, nie mówiąc już nawet o słyszeniu słów, które do niego kieruję.

- Wręcz przeciwnie, to czasami interesujące jak wiele można się o ludziach dowiedzieć, jedynie ich słysząc - odparł zupełnie niespodziewanie, a ja czułam, że zaraz eksploduje. Wbiłam paznokcie w poduszkę, po czym jednym, sprawnym ruchem posłałam ją w stronę chłopaka.

- Przestań się zachowywać jak ignorancki kretyn! Ty też zamieniłeś się z dupą na mózgi?! Jeśli ci to nie przeszkadza, to pomyśl chociaż raz o kimś innym poza sobą. O mnie na przykład - dokończyłam już nieco ciszej, widząc jak szok powoli ustępuje z jego osłupiałej twarzy. Nieprzyzwyczajony do takich wybuchów szczerości, potrzebował chwili, żeby ochłonąć. Ja z kolei, ostatnimi czasy zaprawiona w tej technice, niemal perfekcyjnie doprowadziłam się do pełnego opanowania w przeciągu niecałej sekundy.
Pomyśl o kimś innym, niż o sobie - powiedziała największa egoistka świata.
Muszę dodać odznakę Początkującej Hipokrytki do swojej szarfy sprawności, bo to nowość na mojej liście przebojów.

Kopciuszek na boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz