7.2

5.7K 204 106
                                    


(...) warto jest marzyć, chociażby dla tej chwili oniemiałej euforii, oszalałego bicia serca i kilku mrugnięć powieką, które potwierdzą jedynie desperackie pragnienie zgodności z rzeczywistością.


Jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie mogłam tak bardzo doczekać się wieczora.
Zdecydowanie zbyt mozolnymi krokami zbliżała się dziewiętnasta, a ja chyba pierwszy raz byłam gotowa do wyjścia nie na ostatnią chwilę. Ubrana w kombinację luzu i elegancji wierciłam się niecierpliwie na fotelu przy oknie, co i raz zerkając na zegarek, jakby miało to pomóc wskazówkom poruszać się szybciej.
Kiedy nadeszła wreszcie upragniona godzina, zeszliśmy do holu razem z Alexem w wyśmienitych nastrojach i jakiś nieznany mi z imienia szofer zawiózł nas na Camp Nou. Stadion wyrósł zza rogu, prezentując się w swojej całej okazałości, a ja usłyszałam westchnięcie zachwytu na siedzeniu obok. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie swoją pierwszą reakcję na widok tej świątyni piłki nożnej.

- Jest piękniejszy niż na zdjęciach. - Mój brat był widocznie oczarowany, ale nikt, kto widział to miejsce na własne oczy nie powinien mu się dziwić. Osobiście nie znajdowałam wystarczających słów, żeby sprawiedliwie oddać jego wspaniałość.

- Tylko się nie zakochaj. - Zaśmiałam się po chwili i pociągnęłam go w stronę wejścia, bo nie chciałam, żebyśmy się spóźnili. Jeszcze nigdy nie byłam na prawdziwym meczu i wątpiłam w to, że uda nam się tam trafić bez zbędnego błądzenia.

- Ciekawe kto dzisiaj będzie grał. O matko, myślisz, że zobaczę z bliska Neymara? I Messiego? - Alex nadawał jak najęty przez całą drogę do środka, a ja śmiałam się w duchu, bo byłam przekonana, że zapewne zobaczy ich z większego bliska niż mu się wydaje. Podałam ochroniarzowi bilety, a on zlustrował nas wzrokiem. Oddał kawałki papieru, po czym wskazał oddzielną bramkę przez którą przeszliśmy bez sekundy wyczekiwania w kolejce. Okazało się, że był to całkiem osobny korytarz prowadzący bezpośrednio do loży VIP. Kiedy weszliśmy na stadion i było już dobrze widać murawę, usłyszałam kolejny słowotok na temat atrakcyjności tego miejsca, zakończony słowami: - Mel, wyobrażasz sobie zagrać na tym stadionie? Nawet przez chwilę! To w końcu nie byle jaki stadion, to Camp Nou! - Chłopak nie mógł ukryć podniecenia obecną sytuacją, a ja uśmiechałam się półgębkiem, zostawiając te podniosłe marzenia bez jasnej odpowiedzi. Po przejściu kilku rzędów numerowanych siedzeń, wreszcie znaleźliśmy nasze.
Były rewelacyjne!
Siedzieliśmy wystarczająco blisko, żeby widzieć dokładnie wszystko, co działo się na boisku jak i na ławkach rezerwowych.

- Niesamowite - szepnęłam, nabierając w płuca maksimum powietrza i delektując się nim jak największym przysmakiem, jakiego moje usta mogły tylko posmakować. Mój wzrok zatrzymał się w miejscu, gdzie ostatnio rozgrywałam mecz z jednym z najlepszych napastników na świecie.
Kiedy teraz o tym myślałam, brzmiało to jak czysta paranoja.
Sen, z którego bałam się obudzić.

- Skąd w ogóle wyczarowałaś takie extra bilety? - zapytał w końcu chłopak, patrząc na mnie podejrzliwie. Czekałam pół dnia aż zada to pytanie, jednak i tak nie miałam obmyślonej odpowiedzi.
Na pewno nie takiej, której chciałabym mu teraz udzielić.

- Obiecałam przecież, że zabiorę cię na mecz, więc musiałam się postarać. Poza tym powiedzmy, że to urodzinowy prezent, który z tobą dzielę - odpowiedziałam pokrętnie i od dalszego, nieumiejętnego tłumaczenia uratował mnie ryk tłumów i muzyka.
Właśnie się zaczynało, a po moim ciele tańczyły setki ciarek, stawiających do pionu nawet najmniejsze włoski na moim rękach.
Na boisko wbiegła cudowna jedenastka, a ja nie mogłam powstrzymać się, żeby nie wiwatować razem z tłumem kibiców.

Kopciuszek na boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz