31.

2.4K 85 7
                                    


Nic się nie martw, tu jest gdzie spać, dach nie przecieka, a i ja chyba nie jestem taki znowu najgorszy.  


Nienawidziłam go przez jedną, pełną minutę.
To była najgorsza i najdłuższa minuta w moim życiu.


Świat ginął w ciemności.
Zlewał się w czarny bohomaz, przetykany gdzieniegdzie snopami ulicznych latarni, na tyle słabych, że ich moc nie była w stanie zawstydzić naszego wzroku.

- Jest środek nocy, gdzie ty mnie ciągniesz? - zapytałam w końcu, śmiejąc się z ucieszonego wyrazu twarzy piłkarza, który jechał przed siebie ze wzrokiem utkwionym w, czarnej jak noc, drodze. - Ostrzegali mnie, że jesteś czubkiem, ale nie chciałam ich słuchać i proszę bardzo - westchnęłam teatralnie i zaprezentowałam dłońmi przestrzeń przed przednią szybą. Neymar jedynie zaśmiał się pod nosem i podgłośnił radio, nucąc pod nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek.
Bezczel.
Ale za to cholernie pociągający bezczel.
Czas dłużył mi się niemiłosiernie, co zapewne było spowodowane ciekawością, która wyżerała mnie od środka z taką prędkością, że nawet samochód Brazylijczyka nie był w stanie jej dogonić. Była druga w nocy, a my jakby nigdy nic mknęliśmy przed siebie, ignorując bijąca po oczach godzinę, rozświetloną na ekranie pokładowego komputera. Wiedziałam, że nie ma najmniejszej szansy na to, żeby przekonać piłkarza do uchylenia chociażby rąbka tajemnicy, więc po około trzydziestym razie subtelnie zaniechałam dalszych prób, potulnie siedząc na miejscu i wyglądając przez okno z pozorną obojętnością na mijane przez nas miejsca i kolejne zakręty.

- Wyskakuj, jesteśmy na miejscu - zakomunikował tak nagle, że zostałam bestialsko wyrwana z zamyślenia i przycisnęłam nos do szyby, żeby przez otaczający mrok dostrzec cokolwiek, co naprowadziłoby mnie na trop naszego aktualnego położenia. Na nic jednak były moje próby skorzystania z super mocy widzenia w ciemnościach, ponieważ nie zobaczyłam nawet fragmentu budowli, która wydawałaby mi się znajoma. W dodatku rozbolały mnie oczy i miałam nieodparte wrażenie, że zamarły w mało atrakcyjnym wytrzeszczu.
Po prostu świetnie.
Ta ciemność akurat teraz nie byłaby taka zła, przynajmniej Ney nie widziałby mojego żabiego, ponętnego spojrzenia. Jednak jak na złość, nagle stała się jasność.
Oślepiające, ogrodowe reflektory sprawiły, że cofnęłam się machinalnie, wpadając na zamknięte drzwi samochodu i nabijając sobie zapewne ogromnego siniaka. Zasłoniłam instynktownie dłonią oczy, które powoli wracały do normalnych rozmiarów, jednak źrenice były teraz rozmiarów szpilek. Czułam się jak w cyrku, albo na przesłuchaniu, chociaż patrząc na kaliber lampy, to był to chyba Sąd Ostateczny. - Witaj w moich skromnych progach. - Usłyszałam obok lewego ucha i momentalnie odwróciłam się w stronę piłkarza z niedowierzaniem wymalowanym na bladej twarzy. On widząc moje inteligentne oblicze, jedynie się roześmiał i pociągnął mnie za rękę w stronę wejścia.
Dom był ogromny przez duże "O".
Myślałam, że John oszalał kupując ten, w którym teraz mieszkaliśmy, ale przy nowym lokum Neymara, nasz dom wyglądał jak kawalerka, tym bardziej, że nie mieszkały już tam dwie, a aż cztery osoby. Ogromna kuchnia, ogromny salon, ogromna sala do treningów, ogromna sypialna i najogromniejsza z wszystkich ogromnych pomieszczeń - łazienka. Nie chciałam być nietaktowna, bo jak wiadomo subtelność i wyczucie chwili to moje dwie najlepsze cechy, więc nie zasugerowałam mu, że dom jak na jego jednego jest ciut za duży, oczywiście jeśli nie liczyć jego rozdętego do granic możliwości ego, bo wtedy będzie pasować jak ulał.

- Jest wspaniały! Kiedy go kupiłeś? - zapytałam zduszonym, z ogarniającego mnie zachwytu, głosem, opierając się o brzeg długiej, skórzanej kanapy, stojącej pod kilkoma schodkami w głębi salonu.

Kopciuszek na boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz