32.

2.4K 86 15
                                    


Niemal czułam jak, zamykając drzwi, bezpowrotnie wynoszę na plecach bezgraniczne zaufanie Johna do obcych ludzi z Caroline na czele.  


Straciłam resztkę szacunku do samej siebie...
Było go aż tak mało?
Nie, było go dokładnie tyle, co pożądania w twoich oczach.


Patrzyłam na burzę miodowych włosów, która gwałtownie odwróciła się w moją stronę, machając zapalczywie otwartą dłonią.

- Cześć, Melisa! - krzyknął chłopak z szerokim uśmiechem, a ja przeklinając w duchu moją wrodzoną zdolność do nierzucania się w oczy, odmachałam mu i rozciągnęłam usta w zakłopotanym uśmiechu. Wciągnęłam z powrotem swoją ciekawską głowę na korytarz, po którym nadal błąkała się, widocznie wytrącona z równowagi, Nadine.

- Nie ma tak dobrze, kochana, idziemy - mruknęłam pod nosem, podeszłam do dziewczyny i chwyciłam ją za łokieć, ciągnąc w stronę wyjścia na stadion. Skoro już nas ktoś zauważył, nie wypadało znikać tak zupełnie bez wyjaśnienia. Gdybyśmy teraz wyszły, mogę się założyć o pół mojego domu, że przez następny miesiąc nie mogłabym sobie poradzić ze złośliwymi docinkami ze strony piłkarzy Blaugrany. Było mi szkoda Nad, chociaż nawet nie wiedziałam dokładnie co ją tak odstraszyło, bo Samper wydawał się być całkiem miłym chłopakiem. Może trochę zbyt nieśmiałym jak dla niej, ale podobno przeciwieństwa się przyciągają. Cena mojego świętego spokoju była wysoka, jednak spokój to to, co cenię sobie najbardziej. - Pogadamy o tym później i masz to jak w banku, a teraz wybacz, ale czas zacząć tę szopkę - szepnęłam jej na ucho i niemalże kopniakiem wypchnęłam na murawę, gdzie piłkarze właśnie schodzili się do wodopoju.

- Zabije cię we śnie, to masz jak w banku - syknęła, ale ja tylko szturchnęłam ją łokciem w żebra, dając tym samym znak, żeby się uśmiechała i na razie nic więcej nie mówiła.

- Miło was widzieć, panowie - przywitałam się czule z Katalończykami, przy Neymarze zatrzymując się stosunkowo dłużej i czulej. - Poznajcie Nadine. - Zaprezentowałam dziewczynę dłonią, a ona machnęła swoją niczym robot, co wyglądało bardziej jak odruch bezwarunkowy, niż świadomy gest życzliwości. Miałam ochotę palnąć się dłonią w czoło.
Gdzie podziała się ta zadziora, która jeszcze godzinę temu groziła szkolnemu cwaniakowi, że powiesi go za gacie na maszcie od sztandaru?

- Cześć, Nadine - odpowiedzieli chórem, podśmiewując się pod nosem z widocznej nieśmiałości ich gościa. - Młody, a ty się nie przedstawisz? - Xavi szturchnął Sergiego, który jak wmurowany w ziemię stał obok niego i patrzył z niedowierzaniem na Niebieską. Miałam wrażenie, że gdyby przyjrzeć mu się bliżej, to zdążył zapuścić już w tym miejscu korzenie, bo stał tam chyba całe wieki, zanim łaskawie otworzył usta.

- My się już poznaliśmy - wydukał wreszcie, a reszta zawyła z uciechy. Rozejrzałam się po piłkarzach z ziejącą dezaprobatą, dając im do zrozumienia, że są naprawdę okropni, ale nie wzięli sobie tego ani odrobinę do serca.

- Gdzie poznałaś naszego Sergiego? Na kółku szachowym? - zaśmiał się Marc, machając zabawnie brwiami, jednak to, co mówił brzmiało jak żart naprawdę niskich lotów, którego używają zazwyczaj desperaci bez jaj.
Nie posądzałam Bartry o ich brak, aż do tego momentu.

- To pewnie już opowiadał ci tę epicką historię jak wszyscy myśleli, że depiluje sobie nogi, bo Mel musiała się za niego przebrać? - Zawsze niezawodny Gerard stał się nagle ulubieńcem publiczności, chociaż chyba ja i Samper mieliśmy inne zdanie na ten temat. Obydwoje zgromiliśmy go wzrokiem, jednak Hiszpan mimo całego uroku, jaki posiadał, nie zwykł łapać w lot naszych aluzji. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię tak głęboko, żeby odkopali mnie dopiero jacyś nieszczęśnicy na plantacji ryżu w Chinach. Wyraz twarzy Nadine był nie do odgadnięcia, chociaż miałam nieodparte wrażenie, że w środku właśnie dusi się ze śmiechu i mimo tego, że przypłaciliśmy to monumentalnym zażenowaniem, po rozluźniającym się ścisku szczęki poznałam, że dziewczyna powoli oswaja się z otoczeniem.

Kopciuszek na boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz