22.

2.8K 101 56
                                    


Mylisz się, jestem prawdopodobnie najgorszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałeś. 


Libera me de ignem* - ocal mnie od ognia.
Zarówno tego, trawiącego mój przełyk, jak i tego, którego piekielne płomienie wesoło lizały krawędzie mojego łóżka.

Libera me de ignem - ocal mnie od ognia.
Tego, który zawłaszczył sobie moje uszy i policzki, powodując na nich rozgorzały pożar z wyrzutów sumienia i sporej dawki wątpliwej moralności.

Libera me de ignem - ocal mnie od ognia.
I pozwól mi beztrosko chrzanić wszystkie dobre rady Johna, które mają zerową skuteczność w prawdziwym życiu.
Amen.

Tą właśnie modlitwą przywitałam kolejny dzień, zapobiegliwie mamrocząc ją w poduszkę, zanim jeszcze uchyliłam powieki. Wiedziałam, że nie będzie to przyjemne tak samo, jak próba stanięcia obydwiema nogami na ziemi, ale mimo wszystko podjęłam ten trud.
Rozejrzałam się po pokoju, ograniczając ruchy głowy do minimum i opadłam z powrotem na poduszki, wbijając wzrok w sufit.
Zdecydowanie potrzebowałam przerwy po tak wielkim wysiłku.
Wściekle dzwoniący telefon bestialsko mi ją przerwał, zmuszając do sięgnięcia po niego aż na nocną szafkę. Kiedy zobaczyłam czyje zdjęcie rozświetla ekran, o mały włos nie wypuściłam urządzenia z rąk. Miałam wrażenie, że parzy mnie w opuszki moich zdradliwych palców.
Odrzuciłam połączenie, ignorując roześmianą twarz Brazylijczyka, która podświetliła się jeszcze kilka razy, zanim przysłała mi czarującą wiadomość:

Nie mogłem się do ciebie dodzwonić, ale mam nadzieję, że wszystko w porządku. Wracam dzisiaj popołudniu. Nie mogę się doczekać kiedy cię zobaczę, mała. Te quiero**.

Powstrzymałam zirytowane prychnięcie ostatnim stwierdzeniem i wyciszyłam dźwięki, żeby nikomu innemu nie przyszło na myśl zawracać mi głowy w tak agonalnym stanie. Nie byłam pewna czy prezentowałam się gorzej pod względem fizycznym, czy moralnym, ale było pewne, że świetność obu sfer była mocno nadszarpnięta.
Naciągnęłam na siebie kołdrę, przykrywając się po same uszy, jakby miało pomóc mi to w ukryciu ogólnego zażenowania i w ucieczce przed konfrontacją z rzeczywistością.
Nie pomogło.
Pod fałdami wykrochmalonej pościeli czaiły się cienie i przebłyski zdarzeń, które w ciągu dnia właśnie tutaj znajdowały swoją kryjówkę. Czując się jak ryba w wodzie, podszczypywały mnie w nogi, przypominając o tym, co stało się na powierzchni kilka godzin temu.
Wszyscy założyli, że jestem rozsądną, inteligentną i poukładaną osobą, która nie będzie mieć absolutnie żadnych trudności z wejściem w dorosłe życie. Tymczasem ja czułam się daleka od tego wyobrażenia.
Pogubiłam się i to koszmarnie.
Popełniłam jeden, kolosalny błąd, który pociągnął za sobą resztę, sypiącą się na moją głowę raz za razem.
Od pewnego czasu miałam wrażenie, że nieważne jaką decyzję podejmę i ile się nad nią zastanowię, koniec końców i tak okazuje się zła.
Popełniłam największy błąd, zwracając na siebie uwagę Neymara pierwszego dnia w Barcelonie i brnąc w tą toksyczną znajomość z czystej przekorności, mimo że wszystkie dzwony w mojej głowie biły na alarm, że trzeba uciekać.
Uciekać gdzie pieprz rośnie, a nie potykać się i wpadać w jego objęcia.
Ten człowiek był chodzącą operą mydlaną.
Huraganem uczuć, który pochłaniał wszystko, co na drodze z niszczycielską siłą, nie pozwalającą wierzyć w ocalenie choćby części z tego, co zastał na samym początku.
Był niestabilnym emocjonalnie szczeniakiem, ale czy nie pasowaliśmy do siebie idealnie?

John również widocznie przeliczył się co do naszej dojrzałości, faszerując mnie moralizatorskimi przemowami i bombardując milionem dobrych rad, które i tak nie miały prawa zadziałać. W tym przypadku szaleństwo trzeba zwalczać szaleństwem, bo na logikę zabrakło już miejsca.
Miałam ochotę mu wygarnąć, że może i jest dorosły, ale żeby mieć rację, potrzeba czegoś więcej, niż tylko dowodu osobistego. Powinnam robić dokładnie tak, jak całe rzesze kobiet na tym zakłamanym świecie, czyli najpierw zapytać faceta o radę, a później zrobić dokładnie na odwrót.
To, że tego nie zrobiłam, dowodzi jedynie faktu, że nadal jestem zbyt naiwna i niedoświadczona, żeby żyć w wśród drapieżników płci męskiej.
Może powinnam zostać Melisą w całej swojej okazałości, nie robiąc z siebie na siłę dorosłej i poważnej, bo jak widać nieskuteczność to w tym przypadku o wiele za delikatne słowo na opisanie tego impasu.
Może powinnam kolejny raz zacząć od nowa, wracając do swojej poprzedniej formy?
Może rzeczywiście powinnam zostawić to miejsce i zacząć od zera zupełnie gdzieś indziej?
W wielkiej Ameryce, słonecznych Włoszech lub we Francji, ojczyźnie bluzek w paski i chrupiących bagietek.
Te perypetie zaczynały być naprawdę nużące, nawet jak dla mnie.

Kopciuszek na boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz