Wcześniej kłamstwo było nieodłączną częścią mojej codziennej garderoby, ubierałam je każdego ranka, zmieniałam na nowe każdego wieczora, lecz teraz potrzebowałam czegoś więcej. Potrzebowałam prawdy, która mnie wyzwoli.
Obejrzyj się za siebie?
Masz wszystko?
A może ona została w innych ramionach..?
- Mam powtórzyć, czy nie usłyszałeś pytania, ty arogancki bałwanie? - Ney podniósł głos, mierząc nowego lokatora zawistnym spojrzeniem. Bastian uniósł brew tak wysoko, że zniknęła w jego bujnej czuprynie i zaplótł dłonie na piersiach, przybierając postawę ofensywną.
A ja?
Ja przełknęłam głośno ślinę, przeczuwając w kościach najgorsze i mając w sercu cichą nadzieję, że może od razu się nie pozabijają. Nie było to wcale takie pewne, bo znając porywczy charakter piłkarza i złośliwą naturę syna Caroline, szykowała się tu właśnie ceremonia otwarcia kręgów piekielnych.- Pocieszałem ją, bo ty najwyraźniej miałeś lepsze rzeczy do roboty, gwiazdorze - odparł z prowokacyjnym uśmiechem, a ja wstrzymałam oddech. Miałam wrażenie, że za moment zemdleje z niedotlenienia, nie mogąc pojąć, dlaczego Bastian nie powiedział prawdy.
Owszem, ta wersja również nie była kłamstwem, ale jej ubogość w szczegóły malowała ją w zupełnie innych barwach. Barwach, które już za kilka sekund mogły odbić swój całun na twarzy bruneta.- Powtórz to jeszcze raz, a swoje zęby będziesz zbierał z ogródka sąsiadów! - wrzasnął Brazylijczyk i zrobił krok w stronę Bastiana. Odległość miedzy nimi zmniejszała się niebezpiecznie i już wiedziałam, że jedynie kilka sekund dzieli ich od skoczenia sobie do gardeł.
Zdążyłam tylko raz mrugnąć powieką, kiedy obraz zupełnie się zmienił.Dwóch, nabuzowanych pseudosamców alfa, walczących o swoje terytorium - olej na płótnie, 2015.
- Przestańcie natychmiast! - krzyknęłam, wyrywając się z odrętwienia i bez większego namysłu doskakując do szamoczących się chłopaków. Chwyciłam obydwu za przedramiona, ale nie przewidziałam, że siła z jaką moje ręce oddziałują na ich, napięte i za sprawą szoku doprowadzone do nagłego rozluźnienia, mięśnie spowoduje zachwianie równowagi.
Pokonała mnie fizyka.
A może po prostu głupawa brawura gatunku męskiego?
Koniec końców, raptowna zmiana podłoża sprawiła, że upadłam na panele, lądując niefortunnie na swoim nadgarstku.Cholera!
Cholera!
CHOOOLLLEERRAA!Zaciskałam zęby tak mocno, żeby tylko nie krzyczeć, że bałam się, że zaraz mi popękają, zostawiając po sobie czarne, ziejące pustką dziury.
Ból był niewyobrażalny, ale poziom rozjuszenia bił go na głowę, bo nie byłam nawet pewna, czy powodem upadku była moja niezdarność, czy ta absurdalna szamotanina. Jedno było niepodważalne, gdybym w ogóle nie musiała interweniować, nic by się nie stało.
W pokoju zapanowała cisza tak głęboka, że nadzwyczaj wyraźnie słyszałam swój urywany oddech, próbujący ulżyć mi w nagłym cierpieniu.- Powinien to zobaczyć lekarz. - Ciszę przerwał piłkarz nieco zdławionym głosem. Nie byłam zdziwiona słysząc tę manierę, bo ja będąc na jego miejscu, już dawno oddaliłabym się dowolnym środkiem transportu w drugi koniec Barcelony.
- Wasze mózgi powinien zobaczyć lekarz - warknęłam pod nosem i usiadłam na krześle obok komody. Czułam jak zaczyna kołować mi się w głowie, jednak adrenalina i irytacja z powodu ich dziecinnego zachowania nadal podtrzymywała mnie w przyzwoitej pozycji. Chłopak przewrócił oczami i podszedł, chwytając mnie delikatnie pod ramię i pomagając wstać z miejsca. Bastian natychmiast podbiegł z drugiej strony, robiąc dokładnie to samo. Przeszliśmy parę kroków i poczułam z tyłu czyjąś nogę, wędrującą prostopadle do swojego położenia. - Mało wam?! - ryknęłam na nich, aż obaj podskoczyli i od razu zaniechali dalszych prób zrobienia sobie nawzajem krzywdy. - Jeszcze mnie teraz zrzućcie ze schodów i będzie komplet - skomentowałam, patrząc na nich z mieszaniną złości i politowania.
CZYTASZ
Kopciuszek na boisku
FanfictionKażda dziewczyna szuka księcia z bajki. Swojego znalazłam na boisku. ❤ "Barceloński sen" jest jednym z najbardziej pożądanych marzeń według zimnych statystyk Forbesa, ale nie dla Mel, która pragnęła jedynie kilku dni spokoju w zaciszu swojego pokoju...