11.

6.2K 169 72
                                    


Może i był żabą. Małą w całym wszechświecie, zieloną w kwestii empatii i ze zdecydowanie zbyt długim jęzorem, który wpędzał go w kłopoty.


Davi mieszkał z Rafaellą w hotelowym pokoju jeszcze przez kilka dni.
Z tego, co zaobserwowałam przez ten czas z wyglądu w ogóle nie przypominał swojego ojca, czego nie można już powiedzieć o zachowaniu.
Obaj równie pełni energii i niesamowicie dziecinni, jednak małego blondynka usprawiedliwiał poniekąd jego wiek.
Czasami zdawało się, że są jak dwie krople wody, bo mały usilnie starał się naśladować każdy ruch chłopaka, co z czasem coraz lepiej mu wychodziło.
Neymar jawił się w jego oczach jako nie tylko idol tysięcy, ale również jako najważniejszy wzór do naśladowania i przede wszystkim kochający ojciec.
Miłość Daviego nie miała granic, a każda możliwa chwila, którą mógł spędzić z piłkarzem wydawała się dla niego złotem samym w sobie.
Brazylijczyk z kolei niezmordowanie próbował zaszczepić w Davim miłość do piłki nożnej, co widać było za każdym razem kiedy w zasięgu ich wzroku znajdowało się cokolwiek okrągłego i dającego się kopnąć.
Potrafili spędzić godziny, ganiając nie tylko za materialnym, okrągłym bytem, lecz za odległymi marzeniami piłkarza o swoim następcy.

Z Rafaellą dogadywałam się świetnie, chociaż na początku obawiałam się, że będzie wyglądać to nieco inaczej.
Co innego zwykła znajoma, która może okazać się chwilową i potrzebną odskocznią od rzeczywistości, a co innego ktoś, do kogo nie możesz nawet ponarzekać na swojego irytującego brata.
Oczywiście dziewczyna bardzo szybko przekonała się o tym, że różnie się nieco od poprzednich dziewczyn, które miała okazje poznać i z chęcią podrzucę jej kilka dobrych epitetów określających zachowanie piłkarza, które z dozą czułości i uszczypliwości idealnie dopełnią jej zastrzeżenia.
Nasza swego rodzaju zażyłość, którą Neymar przeklinał w myślach, doprowadziła do tego, że moja nabyta na nowo dojrzałość i zalążki odpowiedzialności zostały wystawione na naprawdę ważną próbę.
Próbę, która miała na imię Davi Lucca i miała zdecydowanie zbyt dużo energii jak na tak małe dziecko.

- Mały strasznie cię polubił, a ja muszę jechać na lotnisko, bo jest jakiś problem z naszymi biletami na jutro - prosiła dziewczyna, a ja spoglądając co raz na nią, to na uśmiechniętego od ucha do ucha blond aniołka, nabierałam dziwnego przeświadczenia, że może to być jednocześnie jakiś "test", lub jedyna okazja, żeby udowodnić, że jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu w życiu jej brata.
Nie zamierzałam oblać tego egzaminu.

- Pewnie, nie ma absolutnie żadnego problemu. Jedź i załatw wszystko, co potrzebne, a my zostaniemy w hotelu i będziemy świetnie się bawić. Prawda, Davi? - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem ku wielkiej uldze Rafaelli. Mały klasnął w dłonie z uciechy, wykrzykując słodkie TAK na pół hotelowego lobby.

- Jesteś wielka, dziękuję! - Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością i uściskała mnie mocno. - A ty bądź grzeczny, żeby Mel ani żadne z nas nie musiało się za ciebie wstydzić - dodała nachylając się nad chłopcem i całując go czule w czoło. On tylko się roześmiał, pomachał cioci na pożegnanie i złapał moją dłoń. Spojrzałam na niego widząc, że wyczekująco się we mnie wpatruje.
Tak oto Mel Henderson została ekstremalną niańką.
Niańką bez zasad, doświadczenia i cierpliwości, za to z ogromną potrzebą kogoś, kto posteruje jej życiem.

Rozejrzałam się po obszernym holu, ale nie zauważyłam nic, co mogłoby zająć trzyletnie dziecko na dłużej niż kilka marnych minut. Za oknami deszcz lał od dobrych kilku godzin, więc wycieczki na zewnątrz definitywnie odpadały.
Czułam jak mimowolnie zaczynam się denerwować nie mogąc nic wymyślić. Nie możemy tak stać na środku holu przez resztę dnia.
- Cukier szkodzi - mruknęłam odruchowo, wyciągając kolejnego cukierka z małej rączki, sięgającej do glinianej miski na recepcyjnym stoliku. Davi tylko zachichotał i wepchnął garstkę do kieszeni oliwkowych spodenek.
Jeśli chodzi o doświadczenia z cukrem i tym, co powoduje jego nadmiar miałam aż zbyt wiele do opowiedzenia dla potomnych. Tak czy inaczej nie zamierzałam przeprowadzać dodatkowych eksperymentów na dziecku swojego chłopaka.
Mój własny brat w zupełności mi wystarczał.
Błądząc wzrokiem po tabliczkach nad recepcją, którym jak dotąd nie zadałam sobie trudu, żeby się przyjrzeć, zauważyłam jedną, która sprawiła, że miałam ochotę zatańczyć na środku lakierowanego parkietu.
Hotelowy małpi gaj pełen zjeżdżalni, drabinek, basenów z piłkami, rur do zjeżdżania i z nieograniczonym czasem zabawy dla wszystkich hotelowych gości.
Idealnie. - Chyba mam coś, co ci się spodoba - powiedziałam wreszcie i niewiele myśląc, uprowadziłam jeden z wózków na bagaże. -Wskakuj i trzymaj się mocno - poleciłam chłopcu, który z rozbawieniem wymalowanym na małej twarzyczce wykonał moje polecenie. Sama złapałam się konstrukcji i odpychając się jedną nogą, nadałam naszemu pojazdowi kurs na bawialnie. Sekcja dla dzieci była na parterze, co nieco uratowało mój niebanalny środek transportu od rychłego zakończenia swojej kariery.
Kiedy dotarliśmy na miejsce nie musiałam długo czekać na odpowiednią reakcję, ponieważ Davi momentalnie znalazł się na linowym moście prowadzącym do środka. Usiadłam na wygodnej kanapie, która mieściła się w rogu pomieszczenia jednocześnie obserwując co robi mały.
W końcu miał tylko trzy lata, a ja nie chciałam być skrajnie nieodpowiedzialna i pozwalać mu na wszystko.
Nie był jedynym dzieckiem, które się tam bawiło, jednak przez burzę blond loków na głowie, był zdecydowanie najbardziej widoczny, co tym bardziej mnie zaniepokoiło, kiedy straciłam te loki z oczu.
Obserwowałam bawialnianą konstrukcję z dokładnością snajpera, ale chłopiec nie pojawiał się przez następne kilka minut, a po moim ciele biegało coraz więcej nieprzyjemnych dreszczy.

Kopciuszek na boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz