3.

8.6K 285 112
                                    


Neymar da Silva Santos Júnior nie przegrywa. Nigdy.


Następnego dnia nie byłam w stanie racjonalnie myśleć, o produktywnej pracy nawet nie wspomnę. Moje roztargnienie, mimo usilnych prób jego zamaskowania, niestety nie uszło uwadze innych.

- Coś się stało, Mel? - zapytała Peggy, której rozpromieniona buzia przywitała mnie w hotelowej kuchni, znanej również jako jej tutejsze królestwo.

- Nie, dlaczego pytasz? - Otrząsnęłam się jakby ktoś wrzucił mi garść śniegu za koszulkę i spojrzałam na nią z udawanym uśmiechem. Nie chciałam dać po sobie poznać, że tak naprawdę paraliżuje mnie najmniejsza myśl o dzisiejszym meczu.

- Od przynajmniej piętnastu minut nie ma z tobą kontaktu, poza tym prosiłam cię o dziesięć pomidorów, a ty pokroiłaś ich chyba ze trzydzieści - odpowiedziała, odkładając nóż i wycierając dłonie w bordową ścierkę. Peggy była osobą, którą lubiło się od razu, bo roztaczała wokół siebie aurę dobroci i zrozumienia, która zazwyczaj ludziom przychodziła z niesamowitą trudnością. Była nieco zbyt młoda na babcię, ale posiadała wszystkie niezbędne cechy tej niesamowitej "instytucji". Peggy była zdecydowanie jak poczciwy, wyrozumiały, troskliwy substytut babci.

- Strasznie cię przepraszam, nie wiem co się dzisiaj ze mną stało - westchnęłam, maskując kłamstwo zbyt głębokim oddechem. Więcej niż dobrze wiedziałam co jest przyczyną tego roztargnienia, ale za wszelką cenę chciałam pokazać, że nie rusza mnie to nawet w najmniejszym calu. Odsunęłam od siebie stertę pomidorów dopiero teraz zauważając, że jest ich niepokojąco dużo.
Kogo ja chciałam oszukać? Nawet siebie przecież nie potrafiłam...

- Nic nie szkodzi, skarbie. Zaraz coś z tego stworzymy - odpowiedziała i przygarnęła moją kulinarną katastrofę do siebie. Nawet jeden mięsień na jej twarzy nie drgnął w objawie zdenerwowania, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to anioł w ludzkiej skórze. - Bardziej martwi mnie powód twojej duchowej wyprawy w nieznane. Czyżby piłkarze Blaugrany namieszali ci w głowie? - Mrugnęła do mnie okiem, a w jej głosie nie dało się wyczuć nawet nutki kpiny, którą sama obdarowywałam się zdecydowanie zbyt często. Jednak szok, jaki miałam wymalowany na twarzy bił jasnym blaskiem na przynajmniej trzy kilometry, co dało jej jasną odpowiedź na zaczepne pytanie.

- Powiedzmy, że czeka mnie dzisiaj ważny mecz i naprawdę nie chcę go przegrać - przyznałam enigmatycznie i usiadłam na stołku w kącie pomieszczenia, zerkając na swoje dłonie. Czułam jak niemal każdy mięsień spina się na myśl o zbliżającym się wyzwaniu. Moja rodzicielka mogła powtarzać, że to sport nie dla dziewczyn, ale ja byłam innego zdania.
Piłka nożna była dla każdego, kto czuł pulsowanie krwi w żyłach na sam widok boiska.
Dla każdego, kto potrafił zjednoczyć się z piłką i nauczyć się jej niepowtarzalnego, pięknego języka, wyzwalającego z głębi duszy największe emocje i pragnienia, które na co dzień drzemały ukryte skrzętnie pod stertami dokumentów, list zakupów, testów i niezapłaconych rachunków.
Na boisku mogłeś być po prostu sobą i każdy, kto czuł się wtedy naprawdę wolny, zasługiwał na wkroczenie w ten magiczny świat.
To nie ty wybierałeś piłkę, to ona wybierała ciebie.

- Czyli jednak piłkarze. - Kobieta zaśmiała się serdecznie i pokręciła głową. - A masz o tym chociaż jakiekolwiek pojęcie, czy dałaś się przypadkiem wciągnąć w ten karkołomny zakład? - Zapytała, nie odrywając wzroku od warzyw, które we wręcz ekspresowym tempie lądowały w dużej, zielonej misce. Nie mogłam ukryć podziwu dla jej umiejętności, bo gdybym to ja wymachiwała nożem w taki sposób, moje palce nie wyglądałyby tak zdrowo, jak w obecnej chwili.

Kopciuszek na boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz